Rozdział 13

206 21 2
                                    

  <Mavis>

Dwa tygodnie później byłam w okolicach Crocus. Zapewne, gdybym podróżowała pociągiem, to by mnie mogli znaleźć, a wiem, że tylko niektórzy zaakceptowali moją decyzję. Poznałam ich na tyle, żeby wiedzieć, że oni nie odpuszczają. Choć mam nadzieję, że przed mniejszą grupą łatwiej będzie mi uciec. W końcu nie rzucą się szukać mnie grupami więcej niż dziesięcioosobowymi. To by była gruba przesada. Tym bardziej, iż łatwiej będzie ich zauważyć i nie wiedzą, gdzie mogę pojechać, więc mają raczej duży wybór miejsc do przeszukania.

Moim celem była bibliotek w stolicy. Planowałam wypożyczyć książki, które miały mi pomóc bardziej kontrolować moją magię i to.
— Tak jakby mogło ci się udać — usłyszałam prychnięcie.
— Uda mi się.
— Akurat.
— A co ty się tak nagle odzywasz? Przez prawie pół roku się nie odzywałaś — warknęłam zdenerwowana.
Głos mi nie odpowiedział. Uśmiechnęłam się lekko, czując satysfakcję. Kuchi, bo tak ją nazywam, przeważnie się nie odzywała, a jak już to żeby mnie bardziej zdołować. Chciała, żebym się zabiła, albo oni to zrobili. Wtedy byłaby wolna. Nie czuję do niej nienawiści, ale nie lubię jej. Nie jest to dziwne, przynajmniej dla mnie. Każdy ma jakąś część siebie, której nie lubi. Z czasem jednak musi ją zaakceptować, by być w pełni sobą. Kuchi w gruncie rzeczy jest okropna. Jednak nie mogę się jej pozbyć, nawet jeżeli chcę, jest za silna.
— Długo tak będziesz rozmyślać, jaka to jestem wspaniała? — spytała.
— Nie. Idę do biblioteki. Idź spać czy coś — mruknęłam w myślach.
Kuchi najwyraźniej posłusznie poszła spać, bo się już nie odzywała. Nie rozmyślając dłużej, przystanęłam niedaleko miasta i szybko się przebrałam. W końcu miałam te ciuchy trochę poszarpane, a nie wypadałoby iść w nich do takiego dużego miasta. Od razu bym się wyróżniła, a to ostatnie czego chcę. Wolę zostać ma jakiś czas w cieniu.

***

Dwie godziny później szukałam między regałami odpowiednich książek oraz myślałam nad tożsamością. Przecież nie mogę podać prawdziwego imienia i nazwiska, bo mogliby mnie znaleźć. Jednak bardziej martwił mnie brak książek, których szukam. To największa biblioteka w Fiore, więc dlaczego nie ma tu tej...?! Och... No tak! Przecież to oczywiste, że takie księgi nie będą na wierzchu. Musieli gdzieś je pochować.
Ugh. Głupia Mavis.
Walnęłam się w czoło. Spojrzałam na bibliotekarza, który stał zanudzony za ladą nieopodal mnie. Chyba będę musiała pożyczyć te księgi bez jego wiedzy, ale najpierw muszę je zlokalizować. Mogę spróbować użyć mocy, którą zgarnęła Kuchi, ale wtedy jest możliwość, że zapanuje nade mną i umrę. Z kolei szukanie jej na własną rękę, czyli z użyciem magii „własnej", zajmie więcej czasu niż bym chciała. No, ale nie chcę nikogo skrzywdzić ani umrzeć, więc będę musiała się trochę pomęczyć. Mówi się trudno.
Stanęłam za jakimś regałem. Złożyłam ręce jak do modlitwy i zaczęłam szeptać cicho zaklęcie. Czułam, jak magia krąży w moich żyłach, kierując się wprost do rąk, by potem się uwolnić z mojego ciała i otulić moje ciało. Czułam przyjemne mrowienie na całym ciele oraz ciepło rozchodzące się od stóp aż do czubka głowy. Otworzyłam oczy, które nieświadomie zamknęłam i rozejrzałam się. Wyszłam zza regału i podeszłam do bibliotekarza, który albo nie zauważył mnie, albo zignorował. Miałam nadzieję, że to pierwsze, bo to by znaczyło, iż zaklęcie zadziałało. Pomachałam pracownikowi biblioteki ręką przed twarzą. Gdy ten nie zauważył jej, uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę drzwi po drugiej stronie.
Zaklęcie to polegało na tym, że światło mnie kryło. Nie było mnie widać, choć można było poczuć, dlatego musiałam uważać, by na nic nie wpaść. Nie było to trudne, biorąc pod uwagę porządek, który panował w budynku oraz małą ilość osób w nim.

***

Tydzień później byłam w lesie niedaleko Crocus i ćwiczyłam swoją magię. Zdobyłam pożądane przeze mnie książki i byłam bardzo szczęśliwa z tego powodu. Ciągle słyszałam w głowie złośliwe uwagi Kochi, ale większość czasu je ignorowałam. Wiem, że robi to, bo się mnie obawia. Ona wie, że jestem w stanie nad tym zapanować i zniszczyć ją oraz na powrót przejąć kontrole nad moją magią. Boi się, dlatego chce mi przeszkadzać. Jednak ja nie odpuszczę. Muszę sprawić, by zniknęła, bo nie będę mogła spokojnie wrócić do Fairy Tail, bez zbędnych wyrzutów sumienia.

<Zeref>

Przez trzy tygodnie planowałem i myślałem nad miejscami, do których mogła się udać blondynka. Niestety nie wiedziałem, nawet do czego ona zmierza. Co chce zrobić? Z tego, co mówił Evan, nie ma żadnej rodziny, przynajmniej żywej. Wtedy też zdałem sobie sprawę, jak mało o niej wiem. Niby znam rzeczy, które lubi, a których nie, czego się boi itd., ale nie wiem, co by mogła teraz robić. Westchnąłem. Gdy ją sprowadzę, upewnię się, że lepiej ją poznam i postaram zrozumieć. Nie dam jej znowu uciec. Nie popełnię po raz drugi tego samego błędu.
Wszedłem do swojego domku, bo Natsu znowu się wprowadził do Lucy mimo wyraźnych protestów blondynki, i ze zdziwieniem odkryłem, iż nie jestem sam. Spojrzałem na chłopaka przede mną, mając wrażenie, że mam jakieś omamy. Zmarszczyłem brwi i wskazałem na niego palcem.
— Evan! Co ty tu robisz?! I jak żeś wlazł?!
— Nie ładnie tak wskazywać na kogoś palcem — mruknął ze śmiechem blondyn i ignorując moje drugie pytanie, dodał. — A poza tym przyszedłem sprawdzić, jak się miewa Mavis.
— A jak wszedłeś?
— Umiem przenikać przez ściany. — Wzruszył ramionami.
— Oh.
— Jak tam Mavis? — Spiąłem się na to pytanie. Co mam mu powiedzieć? Że uciekła? Zostawiła nas, bo źle ją potraktowałem? Widać gołym okiem, że jest dla niego kimś ważnym, a nie chcę mieć czegoś połamanego, do czasu aż znajdę Mavis. Wiem, że należy mi się uderzenie, ale pozwolę się uderzyć tylko jej. Eh... Brzmię jak jakiś masochista.
— Eh... Jakby to ująć... — Podrapałem się po karku, a on spojrzał na mnie podejrzliwie. Odwróciłem wzrok.
— Tak? — spytał, przewiercając mnie wzrokiem.
— Uciekła — wydusiłem z siebie.
Evan chwilę się na patrzył na mnie w szoku. Jego usta były szeroko otwarte, a źrenice wyraźnie rozszerzone. Jednak po chwili jego wyraz zmienił się w gniew. Miałem wrażenie, że mnie uderzy, bo po jego minie widać, było, iż miał na to wyraźną ochotę.
— Jak to?! Miałeś jej pilnować! — krzyknął.
— Wiem — wyszeptałem zawstydzony, spuszczając głowę.
— Więc jak to się stało? — warknął.
— Ja...
— Ty, co?
Otworzyłem usta i ponownie je zamknąłem, gdy nie wydusiłem z siebie ani słowa. Miałem ochotę zapaść się ze wstydu pod ziemię. Wziąłem głęboki wdech i wydech, po czym zacząłem mówić. Opowiedziałem mu wszystko. Wiedziałem, że będzie zły, ale miałem nadzieję, że pomoże mi ją odnaleźć i sprowadzić z powrotem. Gdy skończyłem opowiadać, siedziałem na kanapie ze spuszczoną głową i czekałem na jego reakcje.
— Chcesz mi powiedzieć, że uciekła, bo w nią nie uwierzyłeś i ją odtrąciłeś? — spytał, a ja kiwnąłem niepewnie głową. — Dobrze. Powiedz mi szczerze, co ja mam teraz z tobą zrobić? Jestem na ciebie wściekły. Mam ochotę cię zabić. Jednak wiem, że gdybym to zrobił, skrzywdziłbym Mavis. Ona łatwo się przywiązuje, a nie mam ochoty znowu patrzeć, jak płacze. Dlatego odpowiedz mi. — Popatrzył na mnie spod byka.
— Pomóc mi jej szukać?
— Tak? A potem co zrobisz? Znowu ją zranisz? Odtrącisz? Okłamiesz? — spytał z uniesioną brwią.
— Nie! Nie chciałem tego zrobić! Naprawdę tego żałuję i chce to naprawić! Proszę, pomóż mi — błagałem.
Razem z Evanem chwilę siedzieliśmy w ciszy. Czekałem na jego decyzję. On naprawdę mógłby mi pomóc. Znalazłbym ja szybciej, co znaczyłoby, że szybciej bym to wszytko mógł naprawić.
— Nie pomogę ci. — Popatrzyłem na niego wielkimi oczami.
— Dlaczego? — spytałem oburzony.
— Czy Mavis powiedziała ci, prawdziwy powód, dla którego pozostała przy życiu? Co w niej jest? — spytał, mrużąc oczy.
Pokręciłem przecząco głową, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Co miał na myśli prawdziwy powód jej zostania przy życiu i nienawiści mieszkańców? O czym Mavis mi nie powiedziała?  

Dasz radę mnie uratować? -ZerevisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz