Epilog

275 31 25
                                    

  <Zeref>

Od uratowania Mavis minęły dwa miesiące. Mieszkańcy miasta zostali przesłuchani i aresztowani. Miasto zostało zamknięte, a dzieci oddane do sierocińców w innych miastach. Było mi ich z jednej strony szkoda, ale zasłużyli na to, po tym, jak ją traktowali. Niby to tylko dzieci i jak każdy popełniają błędy, ale mimo wszystko nie mogę im tego wybaczyć. Byłem załamany, gdy znalazłem Mavis całą we krwi tamtego dnia w celi i nie mogę wybaczyć tego. Oni też w jakimś stopniu się do tego przyczynili. Uczucia paniki, którego doświadczyłem tamtego dnia, nigdy nie zapomnę. Tak bardzo się bałem. Nadal się boję.
Mavis do tej pory nie wybudziła się ze śpiączki, w którą wpadła dwa miesiące temu. Porlyusica mówiła, że jej stan jest stabilny, ale mimo wszystko nadal się bałem. Nie zaniedbywałem się, jak za pierwszym razem, bo nie chciałem stresować blondynki, kiedy by się obudziła. Różowowłosa lekarka powiedziała, że stres będzie dla niej szkodliwy, po tak długim czasie leżenia i nieruszania się. Mimo że siedziałem u niej większość dnia to nie całe, bo jak wcześniej wspomniałem, musiałem o siebie dbać, ponadto mój kochany braciszek Natsu stwierdził, iż raz na jakiś czas muszę pojechać z nimi na misję. Długo się opierałem, ale po namowach drużyny i groźbach Erzy, w końcu się zgodziłem na jedną misję w tygodniu. Choć w sumie... Nie miałem wyboru. Musiałem mieć pieniądze, żeby z czegoś żyć, plus zbierałem na pewien naszyjnik, który chciałem dać Mavis, gdy tylko się obudzi. Nie był jakiś dużo warty, ale sprzedawca wyolbrzymił jego prawdziwą wartość, gdy tylko zobaczył, że mnie zainteresował.
Naszyjnik, który mi się spodobał, był delikatnym, cienkim łańcuszkiem w kolorze złota, z zawieszką w kształcie serduszka, które miało kolor naszyjnika. Ono się otwierało, więc planowałem wstawić tam nasze zdjęcie. Może trochę banalne, ale miałem nadzieję, że blondynce się spodoba. Postanowiłem, iż rzucę na niego czar, który zapieczętuje trochę mojej magii i Mavis. W ten sposób będę mógł wiedzieć, kiedy jest w niebezpieczeństwie.
Westchnłąem, przymykając oczy. Oparłem policzek na ręce, a łokieć na stole i rozejrzałem się po sali, w której od dwóch miesięcy spała zielonooka. Wstałem powoli i syknąłem cicho, czując ból w plecach. Popatrzyłem na Mavis i odgarnąłem opadające jej na twarz kosmyki na bok. Uśmiechnąłem się lekko.
— Kiedy masz zamiar się obudzić, co? — spytałem. — Martwię się i tęsknie. Przepraszam, że wtedy cię nie dopilnowałem. Gdy się obudzisz i wyzdrowiejesz do końca, to pojedziemy na tę obiecaną misję, okej? Nie mogę się tego doczekać. Nie weźmiemy jakiejś niebezpiecznej, rzecz jasna, ale taką, żebyśmy obaj się nie nudzili, okej? A na następne będziemy chodzić z drużyną Natsu. Z nimi jest niesamowicie zabawnie.
Codziennie, gdy do niej przychodziłem, opowiadałem jej, co się działo, zanim przyszedłem i inne rzeczy. Chciałbym, żeby wszystko słyszała, ale nie sądzę, żeby to było możliwe. Nie wiem, czemu to robię, skoro wiem, że nie słyszy tego, ale nie mogę przestać. Gdybym nie „rozmawiał" z nią to bym zwariował, od siedzenia w tych czterech ścianach przez prawie dwanaście godzin dziennie.

<Mavis>

Czułam się, jakbym tonęła w morzu ciemności. Nie miałam siły, by wydostać się na powierzchnię, ani nawet kiwnąć palcem. Czułam się bezsilna. Chciałam płakać, ale nie mogłam. Moje wszystkie łzy znikały, tak szybko, jak się pojawiały. Jedyne co mnie utrzymywało przy zdrowych zmysłach to głos, który słyszałam. Był niewyraźny, przytłumiony, więc nie mogłam dopasować go do właściciela. Jednak był bardzo przyjemny dla uszu. Cały czas prosił, bym się obudziła. Chciałam to zrobić, jednak nie mogłam. Nie czułam własnego ciała. Jedyne co mnie utwierdzało w tym, że je w ogóle mam to krople, które co jakiś czas pojawiały się na moich policzkach. Byłam wtedy niezmiernie zdziwiona, bo nie płakałam.
Nie wiem, ile tak tonęłam, ale w końcu cos zaczęło mnie wyciągać na powierzchnię. Powoli, ale jednak. Głos stawał się coraz wyraźniejszy z każdą wizytą. Zorientowałam się, też, iż jest nie tylko jeden głos, ale wiele. Znałam je skądś, ale coś je tłumiło, przez co nie wiedziałam, do kogo należą. Jednak czułam miłe ciepło w sercu, kiedy się pojawiały. Pewnego dnia byłam prawie na powierzchni, wtedy też w końcu rozpoznałam głos, który mówił do mnie przez większość czasu. Byłam miło zaskoczona tym, iż jest to Zeref. Chciałam się jak najszybciej obudzić, ale wiedziałam, że muszę być cierpliwa. Nie mogę siłą przyśpieszać tego procesu, bo znowu mogę zacząć tonąć, a tego nie chcę.
Pewnego razu poczułam nagły przypływ siły. Mogłam się ruszać, ale byłam zdrętwiała, dlatego też otworzenie powiek czy poruszenie palcem było czynem niezwykle trudnym. Jednak powoli otworzyłam powieki, które musiałam przymknąć, przez żarówkę świecącą mi nad głową. Po chwili ponownie je otworzyłam, tym razem mrużąc. O dziwo żarówka została zasłonięta przez jakąś postać. Nie rozpoznałam jej od razu, bo jej twarz zakrywał cień. Szumiało mi w uszach, więc nic nie słyszałam.
Po chwili mój stan poprawił się, a postać wyszła z pokoju, by po chwili wejść. Jednak po chwili zorientowałam się, że jest to ktoś inny. Rozpoznałam w kobiecie lekarkę Fairy Tail.
— Jak się czujesz? — spytała.
— Dobrze... Chyba — mruknęłam.
— To dobrze. Zbadam cię i twoi goście, będą mogli cię odwiedzić.
Goście?
Kiwnęłam głową, a różowo włosa zaczęła mnie badać. Wzdrygnęłam się, gdy przyłożyła coś zimnego do moich pleców. Gdy po kilku sekundach to wzięła, poczułam ulgę. Badanie nie trwało jakoś długo ani nie było jakoś specjalnie zmuszające do ruchu, ale po jak się w trakcie dowiedziałam, dwóch i pół miesiącu ponowny ruch, nawet mały sprawiał mi pewien problem, a zimno narzędzi sprawiało, iż miałam ochotę trząść się z zimna. Naprawdę się cieszyłam, kiedy skończyła, a do sali wparowali drużyna Natsu z Zeref'em na czele.
— Mavis! — krzyknęli, rzucając się w moją stronę chłopacy. Na szczęście Erza ich powstrzymała, bo nie wiem, czy ciężar trzech chłopaków by mnie nie uszkodził...
— Uspokójcie się. — Szkarłatnowłosa walnęła każdego po głowie.
— Jak się czujesz? — spytała z troską Lucy.
— Dobrze. — Uśmiechnęłam się delikatnie.
— Nawet nie masz pojęcia, jak się martwiłem. — Zeref do mnie podszedł i przytulił.
— Każdy się martwił — sprecyzowała Erza.
— Przepraszam — powiedziałam cicho, oplatając czarnowłosego ramionami.
— Na razie musimy iść, bo zaraz mamy pociąg na misje, ale jak wrócimy, to pogadamy. Zostawiamy was samych — wytłumaczyła Lucy, po czym wszyscy prócz Zeref'a wyszli.
Spojrzeliśmy po sobie lekko zdziwieni, a potem parsknęliśmy śmiechem.
— Cieszę się, że wróciłaś — wyszeptał czarnooki, opierając swoje czoło o moje.
— Ja też.
— Muszę ci coś powiedzieć. — Nagle się odsunął i chwycił za ręce. — A właściwie o coś spytać. — Miał poważną minę, przez co lekko się zaniepokoiłam.
— Co takiego?
— Słyszałaś, co mówiłem, gdy spałaś?
— Ech? Chyba... Nie? A co mówiłeś? — spytałam zaciekawiona. Słyszałam głównie prośby o obudzenie, a reszta zdań była równie niewyraźna co głos przez większość czasu. Tylko co jakiś czas mogłam zrozumieć, że opowiada mi, jak mu minął dzień, ale to z pojedynczych zdań.
— Że jak tylko wyzdrowiejesz, to pójdziemy na misję. — Uśmiechnął się. — I masz. — Dał mi coś błyszczącego do rąk. Przyjrzałam się temu i zorientowałam się, że jest to śliczny naszyjnik z zawieszką z sercem. Uśmiechnęłam się delikatnie na podarek. Dotknęłam zawieszki, a ona się otworzyła, ukazując wspólne zdjęcie moje i Zeref'a z jednej strony, a z drugiej zdjęcie drużyny Natsu.
— Dziękuję. — Ze wzruszenia łzy zaczęły mi się zbierać do oczu, ale zamrugałam, próbując się ich pozbyć.
Czarnowłosy zabrał mi z dłoni łańcuszek. Gestem dłoni pokazał, bym się odwróciła, co uczyniłam. Chłopak odgarnął moje włosy i zapiął mi naszyjnik, po czym odwrócił i niespodziewanie pocałował. Moje serce przyśpieszyło gwałtownie, a moje ciało oblała fala gorąca. Chciałam odwzajemnić pocałunek, ale nie mogłam. Byłam tak zszokowana, że nie zauważyłam, nawet kiedy pocałunek się skończył.
— Chodźmy na kolejną przygodę razem! Obiecuję, że tym razem będę cię chronić.
Uśmiechnął się szeroko, co również uczyniłam i przytknęłam ochoczo głową.
Stary rozdział mojego życia zamknął się bezpowrotnie i nie żałuję. Może blizny przeszłości będą dawać o sobie znać, ale co z tego? Warto było to wszystko przeżyć, jeżeli to była cena za szczęście i bycie w Fairy Tail. Moja przeszłość przestała mnie prześladować, kiedy tylko mieszkańcy zostali aresztowani, pozwalając bym w końcu żyła w pełnią życia, u boku przyjaciół i chłopaka, którego kocham. A Kouchi? Cóż... Połączyliśmy się, a jej osobowość zniknęła. Raz na zawsze.  

-------------------------------------------------------------

Ohayo!

To koniec tej książki. Chciałabym podziękować wam za wszystkie gwiazdki i komenatrze, które zostawiliście. Bardzo mnie to motywowało do pisania. Szczerze mówiąc chciałabym coś więcej napisać, ale nie umiem i nigdy nie umiałam jakoś wylewnie dziękować ^^" Pierwotnie miało być więcej rozdziałów, ale nie chciałam zbyt przedłużać akcji jakimiś niepotrzebnymi scenami.  A teraz przejdę do info. 

Już raczej nie zobaczycie nowych FF na moich profilu, przynajmniej nie z FT, bo szczerze mówiąc przez zakończenie mangi odechciało mi się cokolwiek z tego pisać, ale skończę "Czas Nie Leczy Ran". I zamówienia do One-Shotów, po czym przestanę je przyjmować i będę pisać tylko to na co mam ochotę. 

Rozdział do CNLR pojawi się tak szybko jak dam radę go napisać, czyli najprawdopodobniej gdzieś na początku sierpnia. 

I mam do was małą prośbę. Jestem tylko człowiekiem i przy poprawianiu lub pisaniu może mi się zdarzyć pomyłka, czegoś nie zauważę, jakiś wątek będzie nie logiczny... Gdybyście zauważyli coś takiego napiszcie mi w kom. 

To wszystko. Dziękuję jeszcze raz za wszystko i do zobaczenia! ^-^

Dasz radę mnie uratować? -ZerevisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz