-Cóż się stało, że kazałaś mi niezwłocznie przyjechać.-
-Mam dla ciebie ważną wiadomość.-
-To mów.-
-To nie jest rozmowa na telefon.-
-To kiedy wpadasz?-
-Za dwie godziny?-
-Spoko. To do zobaczenia.-
-Cześć.-
Rozłączył się. Postanowił, że ogarnie mieszkanie, ponieważ był tam bałagan i duszno.
Szybko posprzątał i miał czas dla siebie. Stwierdził iż brakuje mu gry, więc zagrał w fifę. Usłyszał że dzwoni mu telefon.
-Halo?-
-Cześć Marco. Doleciałeś szczęśliwie?-
-Ooo, Papa Klopp. Oczywiście.-
-Mam do ciebie sprawę. Mógłbyś pojechać do mojego domu, zabrać dokumenty transferowe i zawieść panu Watzke?-
-Oczywiście. Dla papy wszystko.-
-Kiedyś ci się odwdzięczę.-
-Może na treningu?-
-Dobrze. Jak tylko wrócimy dostaniesz dziesięć kółek więcej.-
-Ale-
-Cześć.-
"No to będzie wycisk" pomyślał i wrócił do gry.
Caroline przyszła pół godziny później. Zdawała się być roztrzęsiona, ale Marco przyjął postawę twardziela.
-Więc czego nie mogłaś powiedzieć mi przez telefon?-usiedli na kanapie.
-Pierwsze przyrzeknij mi że się zgadzasz.-
-Nie wiem czy będę mógł to spełnić.-
-Na pewno będziesz mógł.-
-No to ok.-Westchnęli.
-Jestem w ciąży. Chcę żeby nasze dziecko miało ojca, więc chciałabym żebyśmy zamieszkali razem na co się zgodziłeś, więc.. Kiedy mogę się wprowadzić?-
-Czekaj, czekaj. Jesteś w ciąży?-
-Tak. Byłam dzisiaj u ginekologa.-
-To pokaż zdjęcie usg i te inne ulotki.-
-Zostawiłam wszystko w domu.-
-Na następny raz wszystko przynieś, bo coś mi się nie podoba.-nastała cisza.
Caroline bawiła się swoimi palcami. Już myślała jak pokierować swój plan, żeby ustawić się do końca życia. Myślała, że Marco jest bardziej inteligentny. A tu od razu połkną haczyk.
Z kolei Marco wiedział, że Caroline kłamie, ponieważ nie uprawiali seksu od rozstania, a minęło grubo pół roku, a wtedy byłoby widać. Czekał tylko na rozwinięcie sytuacji. Wiedział, że Bohs jest inna, ale że aż tak?
-To kiedy mogę się wprowadzić?-
-Jak pokażesz mi wszystko od lekarza. Wcześniej nie masz tutaj czego szukać.-
-Dobrze. To ja już pójdę.-chciała go pocałować, ale ten odwrócił głowę i pocałowała go w policzek. Wyszła.
Reus zaczął się śmiać. Nie mógł przestać. Z czego się śmiał? Oczywiście, że z Bohs. Jest bardzo głupia, ale naprawdę nie wiedział że aż tak.
***
-O dżizas. Już nigdy nie lecę samolotem.-
-Aż tak źle było?-
-Ta stewardessa była okropna. Jeszcze do tego cały czas się do ciebie kleiła.-
-Jesteś zazdrosna, że mam branie?-poruszał figlarnie brwiami, na co dziewczyna wybuchnęła śmiechem na cały głos. Kilku ludzi popatrzyło na nich.
-Ale siara. Już nigdy tutaj nie przyjeżdżam.-Klopp strzelił buraka, wziął ją za rękę i poszedł w stronę wyjścia z lotniska.
Przy wyjściu stał młody, około dwudziestotrzyletni mężczyzna. Jego uroda wskazywała, że jest z Hiszpanii. Ich uroda jest na tyle jedyna w swoim rodzaju, że potrafiła ją rozpoznać z daleka.
Trzymał on kartkę "Julia i Jürgen Klopp".
-A cóż to? Czyżby Romek znowu się wykręcił?-powiedział raczej do siebie mężczyzna.
Julie dziwiło tylko to, że nikt nie leciał do trenera swojej ukochanej drużyny, tak jak w Polsce, tylko serdecznie pozdrawiali lub kiwali głowami z uznaniem.
-Inna kultura co?-szepną trener.
-I to jak.-zaśmiali się.-Czas przestawić się na dżerman he he.-powiedziała grobowym głosem. Jürgen zaśmiał się w głos.
Chłopak zauważył ich i uśmiechnął się. Gdy do niego podeszli, mężczyźni przywitali się.
-A cóż to za piękna istota?-
-To moja siostrzenica Julia.-powiedział do Marca.-A to Marc Bartra, jeden z moich przybranych łobuzów.-
-Marc, witam.-
-Julia, miło mi.-chłopak ucałował jej dłoń. Zarumieniła się.
-Dobra. Dość tego miziania, trzeba jechać do domu.-wziął walizki i poszedł przodem.
-Jak zwykle potrafi wpasować się w temat.-Marc pokręcił głową, a Julia parsknęła.
-Mówiłeś coś?-cisza.-Też tak myślę.-
Wpakowali walizki do auta. Jürgen prowadził, a młodzież usadowiła się z tyłu.
-Opowiesz coś o sobie?-
-Nie wiem czy jest co opowiadać.-
-Zawsze coś jest.-
-Huh. Mam na imię Julia, mieszkałam w Polsce. Kocham muzykę i pisarstwo. Lubię też rysować. Chyba tyle. Teraz ty.-
-Hmm. Nazywam się Marc. Jestem z Hiszpanii. Gram tutaj dopiero pierwszy rok. Przeszedłem z Barçy. Mam narzeczoną Melissę i małą córeczkę Galę. Pewnie jesteś zdziwiona, że w tym wieku mam już rodzinę, ale oboje wiemy, że jesteśmy swoimi pierwszymi i ostatnimi.-
-To się ceni. Mało jest takich par które wiążą się na całe życie.-
-No cóż, każdy robi jak uważa. My wiemy, że jeżeli bym ją zdradził to ona by nie przeżyła zdrady, a ja nie przeżyłbym straty, więc bierzemy życie w swoje ręce.-
-Piękny rym. Stworzę z tego piosenkę.-
-Nie żartuj.-
-Ale ja mówię na serio.-
-Masz czas do 10 października.-
-Ok ale czemu taka data?-
-Bo wtedy bierzemy ślub.(przyp.aut. Zdażenie nieprawdziwe).-
-To będzie piękny prezent.-
Oboje wiedzieli, że to będzie dobra przyjaźń.
CZYTASZ
Trudna miłość/Marco Reus (w trakcie edycji)
Fanfic-Wiesz, znam ludzi, którzy lubią się karmić kłamstwami. -Mnie nie obchodzą inni, tylko mnie obchodzisz ty, ok?- ~*~ Kiedy giną jej rodzice, wszystko się zmienia. Nowa rodzina, nowe życie. Jednak nic nie jest tak kolorowe...