21. Taniec szczęścia

4.1K 169 80
                                    


Zabijecie mnie, czuję to.

-Robercie, Gordonie... Zakochałam się.

-To cudownie! - krzyknął Mike, więc szybko zasłoniłam mu dłonią usta, pokazując głową na drzwi. - Sorki... - powiedział już ciszej, więc odsunęłam się od niego. - Ale czemu w takim razie płaczesz?

-Bo... Ja nie wiem. Nigdy nie czułam czegoś takiego. W ogóle... To wszystko jest jakieś dziwne - schowałam twarz w koszulce Luke'a, na co pogłaskał mnie delikatnie po plecach.

-Siostrzyczko, prawdziwie można zakochać się tylko raz. I ja też się tego wypierałem... Przez dłuuugi okres.

-Jesteś zakochany? - spojrzałam na niego z dołu, załzawionymi oczami.

-Uhmm... Ta, można tak... ugh... - dopiero teraz to do mnie dotarło i gdybym nie płakała, prawdopodobnie skakałabym ze szczęścia i darła się na cały dom. Mówił o Michaelu.

-Rozumiem - zachichotałam i oby dwoje spojrzeliśmy na bawiącego się swoimi czerwonymi włosami chłopaka. Uśmiechnęłam się lekko.

-Boję się tego. Boję się czuć do niego zbyt dużo. A właśnie to robię. Wkopałam się całkowicie - westchnęłam, ocierając mokre policzki.

-Racja - potwierdził Mikey z poważną miną, a ja posłałam mu mordercze spojrzenie. Uniósł ręce w geście poddania.

-Bardzo mnie pocieszyłeś, Clifford - warknęłam. Uśmiechnął się niewinnie.

-Ja tylko mówię prawdę. Bo chyba w przyjaźni nie chodzi o to, żeby siebie nawzajem okłamywać, co? Nawet, jeśli jest to dla naszego dobra. Hayley, skoro ci na nim zależy, to musisz w to brnąć dalej. Od tego nie uciekniesz. I nie chcę nic sugerować, ale wydaje mi się, że on czuje do ciebie to samo. Jesteśmy rodziną. Chcę waszego szczęścia. Możesz go unikać i porozmawiać jak będziesz gotowa. Możesz też jednak wyjść tam od razu, pocałować go, po czym żyć na tyle długo i szczęśliwie, na ile pozwoli życie. Nie wykluczając pozycji "na zawsze". Znając ciebie wybierzesz opcję numer jeden. Nie podważam. Kocham cię. A jeśli on też, to poczeka, ile będzie trzeba.

Z Luke'iem wpatrywaliśmy się w niego z szeroko otwartymi oczami.

-Wow, Mike... - wydusiłam, następnie odchrząkując. - Wow.

Dumny podrzucił wierzchem dłoni włosy do góry w stylu "top model", na co każde z nas się zaśmiało.

-Dobra, a teraz stąd chodźmy. Trochę śmiesznie tak gadać o miłości w sraczu.

-Luke, wyrażaj się! - trąciłam go łokciem, po czym wszyscy zgodnie wstaliśmy. Ku mojemu zadowoleniu Hood nie stał pod łazienką. Choć może to byłoby lepsze, niż zastanie go siedzącego na łóżku w moim pokoju.

-Hayley, już dobrze? - spytał, szybko do mnie podchodząc. Spuściłam głowę.

-Chcę się położyć, przepraszam - powiedziałam cicho, a on przesunął się, bym mogła przejść.

-Zdejmij kurtkę - wskazał na moje jeansowe okrycie. - Będzie ci wygodniej - zsunął materiał z moich ramion.

Proszę, powiedzcie mi, jak w takich momentach go nie kochać?

-Dziękuję, Calum - szepnęłam w połowie układania się pod kocem. - Jeśli pozwolisz, chciałabym pobyć teraz chwilę sama.

-Ale... - widziałam w jego oczach to zmieszanie, jakby nie wiedział, co ma ze sobą zrobić.

-Calum. Proszę - mój głos delikatnie zadrżał. Znów byłam na skraju płaczu.

-No... Dobrze - w końcu uległ i skierował się do wyjścia. - Dobranoc, słoneczko.

Hi Roommate | c.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz