37. (Nie) wielki powrót

3.2K 129 32
                                    


Ash wyjął z bagażnika moją walizkę i postawił ją na asfalcie. Kiwnęłam do niego głową, żeby ją zostawił, bo nie chciałam mieć jakiejś taryfy ulgowej przez moje "cierpienie" (bardziej pasowałyby tu słowa "doszczętne złamanie i zmiażdżenie serca", no ale dobra). Po pierwsze - to tylko je pogarszało, po drugie - fizycznie czułam się aż nazbyt silna. Przez ostatnie dni odpuściłam sobie wykonywanie praktycznie wszystkich czynności, które powinnam była wykonywać, więc moje zasoby energii przekraczały normę. Irwin gestem ręki pokazał mi, bym wzięła swój bagaż, na co odblokowałam rączkę i ruszyłam w stronę domu. Mimo wszystko ciężko było mi tu wracać, bo to właśnie w tym miejscu t o się zaczęło... oraz skończyło. Westchnęłam smutno, wciągając walizkę przez - otworzone przez Luke'a, który już znajdował się w środku - drzwi. I oczywiście przypuszczenia się sprawdziły. Wspomnienia uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą i poczułam to tak bardzo, że aż się zachwiałam. W tym samym miejscu, w którym nie dawno przyznałam przed samą sobą, że jestem w nim zakochana. Tylko tym razem nie było w okół mnie jego ramion. Wzdrygnęłam się i zacisnęłam zęby. Jeśli mój pobyt tu ma tak wyglądać na dłuższą metę, to może ja lepiej od razu wyjdę.

-Hej, mała - Mike ułożył dłonie na moich ramionach. - Dasz radę.

-Jasne - uśmiechnęłam się pokrzepiająco, bardziej chcąc przekonać tym siebie, niż chłopaka. - Muszę dać. W końcu jestem Hayley Hemmings.

-No moja dzielna dziewczyna - poczochrał mi włosy, na co spiorunowałam go wzrokiem. Zachichotał, a ja ominęłam go wciągając ociężale bagaż po schodach.

"-Pacan - fuknęłam, podążając za nim na górę.

-A więc... podobam ci się? - wyszczerzył zęby w niewinnym uśmiechu."

-Gdybyś wiedział, co ja do ciebie czułam, kiedy zadałeś to pytanie... - szepnęłam, z całej siły powstrzymując łzy i opierając jedną rękę o ścianę holu. Westchnęłam ciężko. Ostatnio dużo o tym myślałam (nikt się nie spodziewał, wiem) i nawet gdybyśmy się przyjaźnili - wyglądałoby to tak samo. Powlekłam nogami do mojego pokoju, a po odłożeniu rzeczy, zrezygnowana rzuciłam się na łóżko. Gdy pierwszy raz go zobaczyłam, gdy wszedł do domu taki... idealny, moja reakcja zdecydowanie nie była taka, jaka powinna być. To nie było zwykłe stwierdzenie "o Boże jaki on przystojny", tylko coś więcej. Jedno spojrzenie tych czekoladowych oczu i odleciałam. Serce zadrżało mi w piersi. Po prostu nie chciałam wtedy tego przyznać przed samą sobą. Albo inaczej - nie umiałam. Nigdy jeszcze nie czułam do nikogo nic poważnego, więc skąd miałam wiedzieć? Przymknęłam powieki, a moją głowę znowu zaprzątały te cholerne wspomnienia. Każda chwila spędzona z nim pojawiała mi się przed oczami. Parsknęłam pod nosem przepełnionym goryczą śmiechem. Ja i Calum. Przyjaciółmi. Równie dobrze można by kazać Romeo, by się z tylko "kolegował" i wycofał wszystkie swoje uczucia co do Julii. Chociaż nie. Ten przykład jest zły. Oby dwoje woleliby umrzeć niż zdradzić. A w sumie... Czy to nie tak się właśnie stało? Umarli by być ze sobą razem na wieczność i nikt im w tym nie przeszkodził. Jakby się tak zastanowić, chyba też wolałabym właśnie umrzeć razem z nim, niż zostać zdradzoną. To by było takie... romantyczne. Poetyckie. Przejechałam sobie ręką po twarzy w geście zrezygnowania. Powoli zmieniałam się w typową, skrzywdzoną nastolatkę, a to było ostatnim, czego chciałam. Może jeszcze niedługo popadnę w anoreksję, bo stwierdzę, że mnie zdradził względu na moją zbyt dużą wagę? Co to, to nie. Przecież nie miałam nadwagi... Mógłby zostawić mnie z tak błahego powodu? W sumie, kiedy mnie zobaczył bez stanika z moim tłuszczem w całej okazałości...

-Kurde, co jest?! Stop, Hayley! Koniec! - pociągnęłam za swoje włosy, po czym schowałam twarz w poduszce. Po chwili takiego leżenia podniosłam głowę, by spojrzeć na godzinę na zegarku. Piętnasta trzydzieści.

Czy to za wcześnie, by położyć się spać? Raczej tak.

Czy mam to w dupie? Z całą pewnością.

Zachęcona końcem myśli o tym dupku poprzez zapadnięcie w sen, szybko, nic nikomu nie mówiąc, przepłukałam się i przebrałam w kigurumi. Po drodze powrotnej do mojej sypialni minęłam pokój Caluma, na chwilę się przy nim zatrzymując. Ciekawość wzięła oczywiście górę nad rozsądkiem, więc weszłam do środka i to, co zobaczyłam, przeszło wszelkie moje oczekiwania. Cal nie był jakimś niechlujem, a wnętrze wyglądało, jakby nie sprzątano tu od dobrych kilku lat. Wszędzie porozwalane były brudne ubrania, na biurku leżały talerze z nietkniętym jedzeniem, no i łóżko. Całe zawalone w pogniecionych kartkach. Niepewnie sięgnęłam oraz rozwinęłam jedną z nich. Ze zmarszczonym czołem, czytałam jej treść.

" *Nie mów
Pozwól mi to przemyśleć
Jak to naprawimy?
Jak skończymy cały ten ból?
Powiedz mi
Czy to jest tego warte?
Szukając rozwiązania
Cofając czas, którego nie możemy zastąpić
Wszystkie te nieporozumienia
Tylko nas męczą
Czy jest za późno, by przywrócić nas do życia?

Kiedy zamykam oczy i próbuję spać
Rozpadam się i nie mogę oddychać
Jesteś powodem, jedynym powodem
Nawet jeśli moja nieprzytomna głowa jest otępiała
Przyrzekam, że moje serce się nie poddaje
Jesteś powodem, jedynym powodem

Czuję cię
Płonącą pod moją skórą
Przyrzekam, że widzę jak świecisz
Jaśniej niż ogień w twoich oczach..."

Reszta tekstu była skreślona, ale to mi wystarczyło. Przełknęłam głośno ślinę, a po policzkach spłynęły mi łzy. Jak najszybciej wybiegłam z jego pokoju i wróciłam do siebie. Roztrzęsiona położyłam się, tuląc do piersi mojego pluszaka. Nic to jednak nie dało. Nawet we śnie "uderzało mnie" to jedno zdanie.

Ja

Jestem

J e d y n y m p o w o d e m.

***

-Dzień dobry! - krzyknął Michael nad moim uchem, na co, nie otwierając oczu, trzepnęłam go w głowę.

-Nie śpię, idioto - mruknęłam, niechętnie uchylając powieki i zaspanym wzrokiem wpatrując się w fioletowowłosego.

-Uhum, a więc to tak teraz traktuje się najlepszych przyjaciół? - prychnął, odsuwając się ode mnie. - Okey. Zapamiętam to sobie.

-No Mikeeey! - jęknęłam wyciągając do niego rękę i bezskutecznie próbując złapać.

-Teraz to Mikey, phi! A ja ci laptopa przyniosłem, kanapki naszykowałem, Netflix włączyłem... - zaczął wyliczać, na co automatycznie usiadłam, uśmiechając się szeroko. Rozejrzałam się wokoło i faktycznie. Na mojej szafce dostrzegłam wszystkie wymienione przez niego rzeczy.

-Michaelu Cliffordzie, przepraszam. Wcale nie jesteś idiotą. Jesteś cudowny. Kocham cię.

-A ja ciebie nie - przewrócił oczami i usadowił się obok mnie razem z komputerem. - Na którym odcinku Riverdale skończyliśmy? - spytał, na co przytuliłam się do niego mocno. Taki przyjaciel to skarb.

Niemal nie podskoczyłam, gdy drzwi mojego pokoju otworzyły się gwałtownie. Stanął w nich widocznie zdenerwowany Luke. Spojrzałam na Mike'a.

-Ja nic nie zrobiłem - zaskomlał Clifford, na co skierowałam wzrok na brata. Kiwnął głową.

-Nie o to chodzi. Mamy gościa.

-Gościa? - zrobiłam zdegustowaną minę, która na widok pewnej osoby zmieniła się w przerażoną. Zacisnęłam ręce w pięści.

-Musimy porozmawiać - w tej chwili nie byłam świadoma, że te dwa słowa zmienią dosłownie wszystko.

***************************

*Polskie tłumaczenie "The Only Reason" - 5 Seconds Of Summer

Mamy 1,5k wyświetleń! Dziękuję! Jesteście najlepsi! Kocham was!

MaybeVickyMaybeNot xoxoxo

Hi Roommate | c.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz