Walka

795 33 7
                                    

Harry (bo kto inny jak został sam):

Trochę się boję. Widocznie dziedzic chce mnie jako ofiarę, ale ja się nie dam. Moi przyjaciele zostali w trudnych sytuacjach bez wyjścia, więc ja ich uratuje. I to się stanie dzisiaj! Tylko ciekawe...bo dotąd nie wiem kto jest tym, który otworzył tę komnatę jako pierwszy w tym roku. Nie wiem komu będę stawiać czoła (czołu? Nie wiem...).
W końcu zobaczyłem kolejny otwór. Przeszedłem przez niego i zobaczyłem wielką salę. Była ogromna! Na końcu była wielka płaskorzeźba, a droga była tylko jedna. Ta przede mną. Zaraz! Ktoś tam leży!  Czy to Lil? Pobiegłem tę cała prostą i klęknąłem przy niej. Była lodowata, ale oddychała.
- Lil? Lily Granger?! To ja Harry! Słyszysz mnie? - odpowiedziała mi cisza, ale ktoś zza moich pleców odezwał się:
- Nie pomożesz jej. Jest już zbyt słaba lecz ja wzrastam w siłę. - obróciłem się. To był Tom Riddle. On? Nie rozumiem. Co to oznacza, że wzrasta w siłę?
- Może utrzymam ją ledwo przy życiu pod warunkiem, że stoczysz ze mną ostateczną walkę.
- Jaką walkę? O co ci chodzi? Ja przecież nigdy wcześniej z tobą nie walczyłem! Więc dlaczego ostateczna! - sięgnąłem po różdżkę. Tom mnie do siebie poprosił. Byłem wściekły. O co mu chodzi? Lecz kiedy popatrzyłem co pisze ogniem ze swojej różdżki, odrazu wszustko zrozumiałem.
- To bazyliszek zrobił z szlam nie ruchome posągi, to bazyliszek cię tu przywołał razem z tą naiwną uczennicą, ale on był pod moim dowodzeniem! Pod dowodzeniem Voldemorta! Teraz mi już tylko zależy na tobie! Ja stoczę z tobą ostateczną walkę, będzie pojedynek na różdżki! Niech sie zmierzy moc najpotężniejszego czarnoksiężnika, dziedzica slytherinu z mocą małego sławnego Pottera! - zadrwił i pokazał mi gdzie mam stanąć. Pobiegłem w tę stronę. Nie wiem jak i kiedy różdżka powędrowała w mojej ręce. Miałem w głowie tylko jedną myśl...
- Avada Kedavra! - wrzasnęliśmy jednocześnie. Jak na trzecioroczniaka chyba nke źle mi szło, ale nagle zorientowałem się, że tracę przewagę. Nie wiedziałem kompletnie co robić! Muszę to zrobić! Muszę go zabić! Tylko jak? Teraz kiedy jestem u schyłku życia, w poszukiwaniu czegoś co by mi pomogło, natknąłem się na dziennik. Czy to czasem nie tam, Tom Riddle pisał do Lily? Może on powinien zniszczyć to dzieło? Jednak w tym momencie nie może. Jak strąci różdżkę na inną drogę, to zaklęcie Voldemorta zleci na niego.
- Ha...ha..rry? - odezwał się ochrypły głos. To Lily?! Ona żyje!
- Lil! Dziennik! - tylko tyle zdążyłem powiedzieć. Akcja teraz się działa jak w zwolnionym tępie. Dziewczyna sięgała po swą różdzkę, Voldziu się troche przeraził. Nagle z przedziału pomiędzy naszymi srykającymi się zaklęciami wyleciała postać Hermiony. Była błękitna. Wyglądała trochę jak patronus. Czy ona już została odpetryfikowana? Czy to co teraz się pojawiło widzi jego wróg i Lil? Nie mam pojęcia.
- Harry! Dziękuje, że ratujesz moją siostrę. Uda Ci się to. Musisz tylko uciekać szybko z komnaty po walce. Zabież ją (powiedziała patrząc na dziewczynę która właśnie wypowiadała słowa kierując różdzką w dziennik) i lećcie! Ron i Ginny są bezpieczni. Powodzenia! - kiedy wypowiedziała te ostatnie słowa, mój przeciwnik zaprzestał naszą bitwę. Ja zrobiłem to samo. Zobaczyłem, że dziennik leży zupełnie gdzie indziej. Był koło Riddla. Płonął. Voldemort powoli zaczął znikać jak duch. Lecz w ostatniej chwili dało się słyszeć jakieś zaklęcie. Kierował je prosto we mnie. No tak! Miałem jak najszybciej uciekać! Było już za późno. Zrobiłem pół kroku w stronę Lil i upadłem na ziemię. Czułem tylko krew...dotyk czyjejś zimnej dłoni...i ten ochrypły smutny i przerażony niewinny głosik:

Nie! Harry!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam, że tak długo! Zaczął się maj i dużo mam pracy. Sorki! Moją motywacją na dalszą robotę będą gwiazdeczki, za które oczywiście przepięknie dziękuje!
Kocham was
J. Grangerrr

Tu Siostra Hermiony...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz