Harry został sam...

873 31 2
                                    

- Ja pierwszy. - powiedziałem. Przecież pierwszoroczna nie skoczy, Ron także. - Okej?
- Napewno? - spytała się Ginny. - A zresztą, ty jesteś najodważniejszy więc leć. - i tak zrobiłem. Spadałem krótko. Potem tylko zjeżdżałem jak na zjeżdżalni, aż na sam dół. Potem krzyknąłem ,, żyje, możecie tu przyjść'' i ruszyłem. Jak spadli pobiegli za mną. Pierwsze co się nam rzuciło w oczy to skóra...jacie, ale wielka! Ginny prawie zemdlała. Podeszła do jednego z kamieni i się oparła. Nawet nie zauwarzyła ze zmęczenia i strachu, że z sufitu spadł mały kamyczek. Potem dwa i nagle...
- Ron uważaj! - krzyknąłem i wziąłem Ginny za rękę, bo była blisko i pciągnąłem w moją stronę. Brat Wesley runął w kąt na podłogę, a kamienie stanęły nam na drodze do ratunku przyjaciela. Wszystko potoczyło się bardzo szybko.
- Hej! Żyjesz? - spytałem.
- Ehh, ehh, ehh. Taak. - wydusił z siebie Ron. Ginny puściła się w stronę kamieni. Była mała szparka i zaczęła usuwać głazy. Jednak szło jej to bardzo cięszko i powoli.
- Ginn. To nie ma sensu. Ron, ty usuniesz kamienie i dasz nam drogę powrotną. Mamy mało czasu. Byśmy Cię wydostali no...
- Spoko, rozumiem bracie. - odpowiedział. I zaczął robić swoją pracę. My poszliśmy dalej.

Ginny:

Idziemy, idziemy i idziemy. Tak chyba z pięć minut i nagle...łał! Wielkie zdobione wężami wejście. Raczej okrągły otwór,ale wkońcu coś! Teraz Harry musi to otworzyć tym językiem węży. Myślę, że się to uda.
- Ssssaaagaachesia...ssssaaagaachesss...- powiedział Harry. To było straszne. Ale jednak udało nam się wejść. Wzięłam z kieszeni różdżkę. On odruchowo zrobił to samo. Gdy przeszliśmy kawałek, zachaczając co jakiś czas o kości zobaczyliśmy wielką górę z kamieni. Nagle kamień po kamieniu zaczął spadać.
- No nie. Znowu lawina?! - krzyknął Harry. Jednak tak nie było. Wielkie głazy otoczyły nas i powiedziała:
- Dziedzic chce aby tylko jedno z was dostało się do wnętrza komnaty. - ich głos był przerażający, jednakże  ich słowa dotarły do mnie i od razu powiedziałam do Harrego:
- Ja zostaję ty idź do Lili i ją uratuj.
- A co z tobą? Te głazy cię zabiją! Mówię na poważnie, bo coś ci się stanie...- poczułam ciepło na sercu. Harry się o mnie troszczy, XD, ale nie mam zamiaru iść dalej.
- Nie zabijemy jej. Jest czystrj krwi...nie możemyyy...- powiedziały głazy.
- Widzisz? Nie będę tu sama i mnie nie zabiją. Może wrócimy do Rona i mu pomożemy! Możecie ze mną iść? To nie daleko. Nie wymksnę się. Jak coś to możecie mnie przygnieść sobą na śmierć. - powiedziałam stanowczo. Mi tylko zależało, by Harry znalazł Lil i żebyśmy odnaleźli Rona z drogą powrotną.
- Okej. Dzięki, jasteś wielka! - i pobiegł.
- To co, idziemy? - powiedziałam. Byłam z siebie dumna. Cieszę się, że tak postąpiłam.
- Tak panienko, tak. Ale nie wydaje ci się wszystko takie proste? Czy nie zostawiłaś swojego przyjaciela na pewną śmierć? Dziedzic ma nową ofiarę którą właśnie jest ten chłopak!
- Jak to? Przecież Chyba chodziło mu o tępienie szlam nieprawdaż?
- Nie,  od od początku miał plan, aby Harry mógł zjawić się tutaj właśnie poprzez tą uczennice która się nazywa Lili. Niezły plan prawda? - chciałam się wyrwać, ale obiecałam coś głazom. - Nie. Teraz się nie wymskniesz, obiecałaś nam coś. Głupia i naiwna dziewczyno! - powiedziały chórem. - Ale spokojnie, uratujemy twojego brata i ciebie. Twoi przyjaciele za to już tu nie wrócą.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejo! Zrobiłam super bohaterkę Ginny! Przeciwieństwo oryginału, no nie? Trochę powymyślałam, żeby się różniło od przawdziwej części. Coś chcecie zmienić? Może macie jakiś pomysł? Dajcie znać w komentarzach!

Kocham was!
J. Grangerrrr

Tu Siostra Hermiony...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz