🄽🄸🄶🄷🅃🄼🄰🅁🄴🅂 🄾🄵 🅃🅁🅄🅃🄷 - 🄾🄽🄴

1.4K 91 18
                                    

Chłopiec otworzył oczy. Zaczął szybko mrugać. Oddech miał drżący. To był sen, tłumaczył sobie, zwykły sen. Rozejrzał się po pokoju. Wszystko było w porządku. Przymknął jeszcze na chwilę oczy i wziął głęboki wdech. Potem pokiwał głową i wstał. Łóżko zaskrzypiało. Bose stopy dotknęły dywanu. Pokój, oświetlony jedynie promieniami światła, pochodzącego z  lamp ulicznych, zdawał się być uśpiony i przede wszystkim pusty. Ostrożnie, aby o nic nie uderzyć ruszył w stronę drzwi. Chwycił klamkę i pociągnął w dół, a wtedy zrobiło się ciemno. Pokój okryła poświata mroku, a chłopiec wstrzymał powietrze i trzymał w płucach aż sobie nie uświadomił, co się stało. Lampy za oknem zgasły, musi być późno. Może lepiej zostać? Zastanowił się chwilę, jednak później stwierdził, że to głupie. Obiecał, że kiedy będzie miał zły sen pójdzie do niej.

Popchnął drzwi i wyszedł. Mijał znane mu fotografie na ścianach. Czuł na sobie ich wzrok, chociaż wiedział, że to również głupie. Przecież oni nie żyją i nie mogą sobie na niego patrzeć. Jego kroki, jako jedyne zakłócały ciszę, a kiedy niebieskooki próbował iść wolniej, żeby nie obudzić rodzeństwa zdawało mu się, że jest na odwrót i robi jeszcze więcej hałasu. Kiedy dotarł do sypialni mamy poczuł wątpliwości. Jest późno. Mama na pewno jest zmęczona, a on nie chce jej męczyć bardziej. Wpatrywał się w łóżko swojej rodzicielki - spała. Jej czarne włosy spływały po obu stronach poduszki, a klatka piersiowa unosiła się i opadała w równym tempie. Podszedł bliżej. Wyciągnął rękę i dotknął jej ramienia. Słowa: „Mamo, obudź się." były ciche, jak szelest liści.

— Mamo — powiedział głośniej.

Kobieta otworzyła nieprzytomnie oczy. Ujrzawszy twarz swojego dziecka,  zamrugała i rozejrzała się.

— Alec? Coś się stało? — Miała ochrypły głos, jednak wydawała się już bardziej podoba do tej mamy, która jest obudzona i która rano robi im pyszne naleśniki.

Chłopiec nic nie powiedział. Jego matka podniosła się do pozycji siedzącej i zapaliła przestarzałą lampkę na komodzie obok łóżka. Blask oblał twarz chłopca. Zawsze miał bladą cerę i bardzo ciemne, prawie czarne włosy, które były pięknym i  nieskazitelnym kontrastem, teraz jednak ów śliczne przeciwieństwo było straszne. Młodziutka twarzyczka była przerażona, niebieskie oczka zaszklone, a przez całą długość policzka ciągnęła się mokra smuga po łzie, która spłynęła bez pozwolenia i nagle. Kobieta wiedziała już, co się stało. Odchyliła rąbek kołdry i tym gestem zaprosiła syna do siebie. Położył się obok niej, kładąc głowę na jej piersi. Dłoń Maryse pogładziła włosy Alexandra. Jego ciało było zimne, w przeciwieństwie do jej ciepłej skóry.

— Znów to samo? — spytała, na co otrzymała skinienie głową. — Już dobrze, skarbie. To był tylko sen.

Chłopiec chciał jej uwierzyć. Nie potrafił jednak tego zrobić. Zły Pan był nadal przed jego oczami i ciągle się śmiał z jego nieporadności. Był dzieckiem, które nie chce mieć takich snów.

— Możesz spać tu — mówi spokojny i kojący głos mamy.

Chłopiec milczy. Oboje leżeli wtuleni w siebie. Maryse była sfrustrowana. Nie podejrzewała, że jej syn będzie miał takie poważne i długotrwałe koszmary. Pomimo prób nic nie pomagało,  a  jej obecna sytuacja nie pozwalała, aby zabrać Aleca do specjalisty.  Była na to zbyt biedna. Chociaż Alec nie był jej biologicznym synem to nie traktowała go inaczej, jeśliby nim był. Kochała go równie mocno, co pozostałą dwójkę swoich dzieci. Czuła do niego niewiarygodnie dużą matczyną miłość. Chciała dla niego, jak najlepiej. Wiedziała, z czym się będzie musiał zmierzyć i jak wiele wysiłku będzie go to kosztować, ale uważała to za okrutne torturować jeszcze małe dziecko, mające niespełna osiem lat. Westchnęła. Nic z tym nie zrobi. Jest człowiekiem, kobietą, samotną matką z trójką dzieci. Jest w oczach innych nikim.

The True Blood | Malec ❖Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz