🄽🄸🄶🄷🅃🄼🄰🅁🄴🅂 🄾🄵 🅃🅁🅄🅃🄷 - 🅃🅆🄴🄽🅃🅈🄵🄸🅅🄴

241 19 4
                                    

 Może przez chwilę marzył o śmierci. Może przez chwilę jego myśli były w świecie innym od tego, w którym przyszło mu teraz żyć. Może był samolubny.

Może, gdyż prawda zawsze jest złożona i nigdy nie była i nie będzie jednowymiarowa. Świat zawsze jest przestrzenną układanką, w której wiele elementów, zanim znajdzie swoje odpowiednie miejsce, jest zmienione — krawędzie się zaginają i formują pod innym kątem, a na kolorowym fragmencie puzzla zostanie jakieś intrygujące piętno. Prawda, odgrywając jedną z ważniejszych ról, często zmienia się wielokrotnie przez co jej struktura jest jedną z najbardziej skomplikowanych.

Jego kości nie spotkały ziemi. Gdyby był człowiekiem, pewnie zabiłaby go wysokość, jednak będąc pół demonem przeżył, wpadając w stóg siana. Alec nie był świadomy, że każda szkoła w Piekielnym Mieście miała miejsce dla hamerii. I że gdzieś musiały być składowane świeże dostawy siana.

Hamerie były skrzyżowaniem demonicznych pomiotów (w naszym prostym języku możemy je opisać demonicznym odpowiednikiem zwierząt) oraz zwierząt pociągowych, najczęściej były to konie. Szkoły, w celach edukacyjnych, miały obowiązek zadbać , aby uczniowie mieli możliwość nauki jazdy na tych stworzeniach. Dlatego potrzebne było miejsce do składowania siana. Czystym przypadkiem chłopcu udało się ujść z życiem.

Alexander nie wiedział, czy to dobrze, że przeżył, bo nadal potrzebował wolności. Był oszołomiony. Czuł ból w klatce piersiowej i lewym ramieniu, który promieniował aż do łokcia. Zignorował to. Zsunął się z siana i począł biec, ile sił w nogach, w stronę drzew. Ból stóp — uczucie, że kroczy po szkle i kamieniach tak, jak w swoim śnie było w tym momencie, jak wszechświat, o którym wiemy, że jest, ale nie rozmyślamy bez przerwy o jego istocie. Alexander chciał uciec od wszelkich myśli. Przyśpieszył. Oddech miał urywany. I jakby był na jawie, podświadomość zaczęła mylić to co obecne z tym, co było jeszcze kilka minut temu w jego sypialni.

Ale nie chciał tego — o nie, nie tym razem.

Biegł. Nie czuł przywiązania do świata czy obowiązku, aby gdzieś dobiec. Pragnął uciec. Pędził na oślep, raniąc stopy i dławiąc się powietrzem. Mijał drzewa, zahaczał o gałęzie, łykał komary. Chciał tego, bo pozwalało mu to zachować zdrowy rozsądek.

W brzuchu zaczęło się rodzić znajome uczucie, które potrafił już nazwać — moc, drzemiąca w nim pobudzała się do działania. Wiedział, co robi po raz pierwszy odkąd tu przybył. Znał swoje zadanie, ale nagle, niwecząc wszystkie jego plany, grunt pod nogami znikł — a przynajmniej takie odniósł wrażenie, kiedy rozpędzony nie zauważył obniżenia terenu i potoczył się w dół zaczepiając swoim ciałem o kilka drzew. Stracił przytomność, a na jego obolałe ciało spadło kilka wiązek porannego światła, którym udało się przedrzeć przez gęste korony drzew.

??

Znajdowali się w obskurnym pomieszczeniu o zdartej, drewnianej podłodze i o ścianach, z których farba, mogąca mieć kiedyś kolor intensywnej żółci, i tynk obsypywały się garściami. Z sufitu zwisał bardzo stary żyrandol, na którym pająki uwiły sobie przytulne gniazdko. Niegdyś pozłacany z misternymi zawijasami, dziko wygiętymi we wszystkie strony świata — dzisiaj jedyna ozdoba tego pokoju, dająca złudne wrażenie, że w tym miejscu musiał mieszkać ktoś ważny. Pokój ten nie posiadał żadnego wyposażenia. Poza drzwiami i oknem, i tym żyrandolem było to puste, ohydne pomieszczenie, w którym znajdowały się dwie barwne postacie, intrygujące swoim wyglądem i zamiarami.

Młody mężczyzna stał oparty o ramy okna, wpatrując się w przestrzeń za osmoloną szybą tak, jakby kogoś wyglądał. Ubrany w starą, skórzaną, poprzecieraną w kilku miejscach kurtkę i wyblaknięty, czarny podkoszulek nerwowo uderzał w przednie zęby językiem.

The True Blood | Malec ❖Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz