Powietrze było, o ile w ogóle było, ciężkie i gęste. Normalnie płuca każdego człowieka eksplodowałyby od niego. Alec nie był człowiekiem, musiał się przyzwyczaić do tego stwierdzenia i zrozumieć, że od teraz będzie inaczej. Chyba to jest to Piekielne Miasto, pomyślał rozglądając się. Wokół było ciemno. Nie rozumiał, dlaczego. Wydawało mu się, że powinien znajdować na pustkowiu, gdzie stać będą kotły z gotującą się smołą, a w koło marne dusze cierpiące... Ale nie... Cisza i ciemność.
— Witaj, Alexandrze.
W uszach mu zadzwoniło. Znał ten głos. To ten sam, który trapił i nękał go w domu. Co się tu dzieje?
— Wyrosłeś — rzekł.
Głos dobiegał z każdej strony, a jednocześnie znikąd. Alec stał i próbował zrozumieć skąd to dobiega. Rozglądał się, ale ciemność go otaczała. Pustkowie.
— Ale głupoty to się nie wyzbyłeś ani trochę. — Głos był szydzący.
I wtedy Alec poczuł ogromny ból przy szyi, jakby go ktoś dusił.
— Hej, Alec, wstawaj leniu.
Otworzył oczy i zobaczył twarz Magnusa. Zamrugał kilka razy i upewnił się, że to na pewno on, po czym przejrzał się wkoło siebie. Pokój, w którym się znajdował był niewielki i skądś znajomy. Chłopak chwycił dłonią swoją szyję, która jeszcze jakiś czas temu była ściskana z wielką siłą. Wszystko zdawało się być w porządku. Alec usiadł na skraju łóżka i przetarł oczy. Czuł się, jak wyrwany całkowicie z kontekstu. Jakby autor książki pomylił go z śpiącą królewną i umieścił w bajce o Czerwonym Kapturku. Magnus spojrzał na chłopaka i przygryzł wargę, chwilę mu się przyglądał. Alexander, co prawda był tylko jego zadaniem, ale jakaś dziwna wewnętrzna siła kazała mu się o niego martwić. Chłopak jednak szybko otrząsnął się z jakichkolwiek rozmyśleń i rozsunął zasłony. Światło raziło Aleca w oczy.
— Magnus — zaczął. — Gdzie ja jestem?
Chłopak przyjrzał się czarnowłosemu.
— Nie pamiętasz?
Głowa pytanego powoli poruszyła się na boki.
— Mam czarną plamę... — wyszeptał.
Magnus uśmiechnął się delikatnie.
— Chyba naprawdę musiałeś być zmęczony — stwierdził i podszedł do szafy naprzeciwko okna, szukając w niej ubrań. — Co pamiętasz, jako ostatnie?
—Eee. — Tylko taką otrzymał odpowiedź, a chłopak zaśmiał się schowany w szafie.
— Dziękuję, ta informacja sprawiła, że moje dotychczasowe życie uległo zmianie. Trzymaj — powiedział rzucając w stronę chłopaka koszulkę i dresy. — Ubierz się, poczekam przed drzwiami i zejdziemy na śniadanie, jasne?
Alec skinął głową i chwycił leżące na kołdrze przed nim ubrania. Ubranie się zajęło mu chwilę. Rozejrzał się dokładniej po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Ściany pokryte były farbą w kolorze kremowym, chociaż nie był pewny, gdyż wydawać by się mogło, że jest on o odcień lub dwa jaśniejszy, jednak zostańmy przy tym, że był to kolor kremowy. Mebli było niewiele, jednak kunsztowne wykonanie z drewna, żłobienia w nich a jednocześnie przemawiająca przez nie prostota były czymś pięknym. Gdy wchodziło się do pokoju po lewej stronie w odległości niecałego metra stała szafa. Naprzeciwko niej całkiem spore okno. Dawało one światło na stojące na lewo od niego biurko. Leżąca na nim w nieładzie papiery i kilka długopisów oraz książki sugerowały, że ktoś już przy nim pracował. Nad biurkiem półki zapełnione bibelotami i zdjęciami oraz mniejszą ilością książek wyglądała przyjaźnie, było w niej coś jednak niepokojącego, bo kto je zapełnił?
Chłopak wstał z łóżka i idąc na wprost siebie podchodził do ramek. Zaczynał zauważać szczegóły — rysy twarzy i sylwetek stawały się bardziej wyraźne. Plamy barw układały się w całość, ale Alec nie znał tych ludzi. Byli oni bowiem mu zupełnie obcy, a to sprawiło, że chłopak był jeszcze bardziej zdezorientowany i jeszcze bardziej chciał znać odpowiedź, gdzie jest, jak się tu znalazł i przede wszystkim, dlaczego on musi tu być? Podszedł do drzwi i wyszedł za nie. Zobaczył Magnusa, który sprawdzał coś na telefonie(???). Istnieją tu telefony? Na to wygląda, pomyślał Alec.
Gdy chłopak go zauważył ruszył w stronę schodów, a ciemnowłosy podążył za nim. Schody były kamienne, może trochę betonowe, lecz nie do końca. Były zimne i bose stopy Aleca wyraźnie odczuwały nierówności oraz chłód. Ściany były z każdym stopniem w dół bardziej opustoszałe... Chociaż może nie do końca. Gdy chłopak znajdował się na górze było przytulniej; dywanik na korytarzu, jakieś zdjęcia ludzi. Natomiast im niżej schodzili tym bardziej robiło się oficjalnie. Kamienne schody już od początku to zapowiadały, a ceglana ściana nie kontrastowała tak ciepło z wystrojem, jak wcześniej.
Gdy w końcu udało im się pokonać wszystkie stopnie trafili na równie oficjalny korytarz z wszystkich praktycznie stron wyrastały jakieś drzwi. Ceglany sufit zrobił na Alecu wrażenie — sam nie wiedział dlaczego. Szli dalej. Na ścianie widniały jakieś zdjęcia i podpisy. Mijał je i czytał, jedno przykuło szczególnie jego uwagę, chociaż nie wyróżniało się niczym, coś ciągnęło chłopaka do tego niego. Natanael, pisało, syn Zakazanego, dołączył do przestrzeni, jako obcy dar demona, odszedł w blasku chwały, jako jeden z nas, żegnaj na piekło. Alec przyglądał się twarzy chłopaka. Był piękny i nie były to puste słowa. Jego oczy były niespotykane. Lewe oko miało kilka ciemniejszych plamek niż prawe. Rysy twarzy wydawały ostre, jednak im dłużej się im przyglądało łagodniały, jakby Natanael poznawał się z obserwującym i zaprzyjaźniał. Usta wąskie, ale jednocześnie pełne i idealnie wkomponowane. Nos miał zadarty, słodki, śliczny a jednocześnie nie mówiący o właścicielu dobrze. Włosy lekko przydługie, czarne, wyraźne i jakby miękkie (?). Zdjęcie zdawało się przekazywać też i strukturę, bo twarz również wydawała się preferencyjna, gładka i bez skazy. Odsłonięta część szyi pokryta była tatuażami — podobały się Alecowi, mimo iż wzór zdawał się emanować złem.
— Alec. — Magnus dotknął ramienia chłopaka, na co ten się zląkł. — Wszystko w porządku?
— Tak, czemu pytasz?
— No, zagapiłeś się na Natanaela — mówi Bane uśmiechając się.
— Czemu tu pisze, że to syn Zakazanego?
Magnus spoważniał.
— Chodź na to śniadanie.
Chłopak nie rozumiał, czemu Magnus go zignorował, ale usłuchał. Chłopcy weszli do malutkiej kuchni, a następnie do pomieszczenia za kolejnymi drzwiami. Oczom Aleca ukazała się jadalnia. Biały pokój, wielki stół i ludzie, którzy byli tak żywi i rozweseleni, że to się w głowie nie mieściło. Przysiadł się wraz z Magnusem. Nikt go nie zauważył? Czy go ignorowali? Nie wiedział, ale mu to wcale nie przeszkadzało. Kojarzył, że to oni byli w tym lesie. Skąd on pamiętał o jakimś lesie? To był mętlik absolutny, jednak wolał zjeść. Nie miał pojęcia, czemu tak uważał i czemu jego światopogląd stał się taki a nie inny, musiał jednak przyznać, że mu to nie przeszkadzało. Nawet nie był pewny, czy to mógł nazwać światopoglądem. Nie chciał nawet pytać, czy to przez ten pokój, czy zapach świeżego chleba i mleka. To był taki stan, ze chciał w nim pozostać. I się najeść, bo to też było ważne.
?¿?
data publikacji;05.05.2019
data ponownej publikcji;30.05.2022
słów:1108
CZYTASZ
The True Blood | Malec ❖
FanfictionMalec, AU. „ Magnus nie zastanawiał się nawet nad tym, co robi. Szybko znalazł się przy Alecu i przytulił go. Jego silne ramie objęło roztrzęsione ciało i przyciągnęło do siebie. Dłoń gładziła głowę, spoczywającą na piersi, a Magnus powtarzał: ...