🄽🄸🄶🅃🄷🄼🄰🅁🄴🅂 🄾🄵 🅃🅁🅄🅃🄷 - 🅃🅆🄴🄽🅃🅈

211 30 6
                                    

        Pozostawiony sam sobie Alexander miał mętlik w głowie. Nie wiedział, czy to tylko sen — jakiś zwid, czy może prawda. Czuł się tak, jak w jednym ze swoich koszmarów. Był zdezorientowany i rozbity. Ponadto dręczyła go niewiedza. Był synem Zakazanego, ale nie miał pojęcia, co to oznacza. Wiedział za mało, aby wyciągnąć odpowiednie wnioski. Chciał jednak uporządkować to, co już wiedział. Pewne było, że nie powinien się urodzić. Tak, jak mówił Magnus i Minnie, Zakazani nie powinni posiadać dzieci. Pozostawało pytanie, dlaczego? Czy to dlatego, że byli kimś w rodzaju złego demona? A może to chodziło o to, że ich krew była w jakiś sposób nieodpowiednia do rozprzestrzeniania się?  Było tyle niewiadomych i Aleca męczyło już to zdezorientowanie. Chciał w końcu się jakoś podźwignąć do czynów, za które będzie odpowiedzialny, a jak na razie tylko uczestniczy w tym, co się dzieje.

        Mężczyzna, którego jeszcze niedawno widział w swoim pokoju podawał się za jego ojca. Alec widywał go w swoich  snach, jako Złego Pana. Pamiętał każdy koszmar, w jakim go spotkał. Pamiętał wszystko, co go spotkało  w snach. 

        Historia tej dwójki, jest inna niż wszystkie, opowiadające o relacji syn — ojciec, ponieważ cały, jak dotąd, jej przebieg nie był wcześniej uznany za tego typu zdarzenia. Były raczej brane, za losy nastolatka i prześladujące jego osobę  widmo. Owe widmo, zasłużyło na swoją godność nie tyle co nieludzkim wyglądem, jak i czynami, jakich się dopuściło. Było wobec Alexandra okrutne. Wykorzystywało wszystkie jego lęki i słabości przeciwko niemu. Każda obawa przeistaczała się w nieskończenie długi koszmar i trwała, póki chłopak  się na nie nie uodpornił.  Gdy chłopak patrzy na wszystkie te strachy z młodych lat, pojmował, że nie bał się powodów, ale samego uczucia lęku, gdyż wiązało się ono z bezradnością. Im więcej miał lat, to tym bardziej rozumiał, że boi się nie konkretnie określonych zjawisk, przedmiotów czy istot. Lęki Alexandra były ściśle powiązane z jego obecnym życiem i to właśnie taki strach wykorzystywał Zły Pan — widmo, które było jego ojcem.

        Nie znał jego imienia. Zawsze określał go, jako Złego Pana. Zdobył ten przydomek dzięki Maryse, kiedy to Alec po raz pierwszy opowiedział o swoim koszmarze. Jako czterolatek nie do końca potrafił trafnie wszystko nazwać i określić , ale z pomocą jego mamy cała historia nabrała sensu. Opowiadanie Maryse o tym, co go spotkało w śnie było ukojeniem. Pomagało poradzić sobie z ogromnym brzemieniem, jaki przyszło mu dźwigać. 

        Gdy Alexander po raz pierwszy poszedł do szkoły obawiał się, jak zostanie przyjęty. W nocy, dzień przed tym, jak miał przekroczyć próg szkoły, odwiedził go. Straszliwy śmiech, rzucane książki, kamienie i ogromna postać — czasem te obrazy migają mu przed oczami. Mały Alexander wędrował długim korytarzem bez końca. Sufit oddalony setki kilometrów nad nim też nie był widoczny, a cisza wokoło dodawała grozy całej scenie. Przestraszony mały chłopczyk wędrował aż napotkał ścianę, która nie pozwalała mu iść dalej. Malutką dłonią dotknął ściany i jej śliska powierzchnia ubrudziła palce chłopca. Wnet ciszę przerwał głuchy łoskot, zbliżał się on do Aleca szybko i wydawać by się mogło niebezpiecznie, chłopiec wydał z siebie zduszony, lecz piskliwy krzyk... i ujrzał nakręcaną małpkę, która energicznie poruszała ogonem i kończynami wprawiając w ruch dwie pałeczki, uderzające w bębenek. Z drżącym oddechem wpatrywał się w zabawkę. Wtedy usłyszał śmiechy dzieci. Ich piskliwe głosiki były tak głośne, że Alec zatkał sobie uszy dłońmi, pragnąc aby ten gest coś zdziałał. Nagle w jego ciało uderzyło coś. Nie był w stanie zauważyć co, gdyż zatykając uszy, dla lepszego rezultatu, zamknął również oczy. Gdy je otworzył dostrzegł, że była to książka. Nie był w stanie zauważyć, co pisało na stronie z dwóch powodów. Po pierwsze; chłopak był za mały, aby coś przeczytać. Po drugie; kilka kolejnych książek uderzyły w jego małe ciałko. W akompaniamencie śmiechu był bity i poniżony. 

        Koszmary o Sethcie trwały najdłużej. Pod wieloma postaciami spotykał swoje widmo i dawną miłość. Obaj z równie wielką siłą niszczyli Alexandra. Upokorzenie, krzywdzenie to słowa, które nie opiszą tego, co z nim robili. W pamięci chłopaka utkwił jeden — ostatni koszmar w ludzkim świecie — sen, o którym z jednej strony nie chciał zapomnieć, gdyż był on dowodem, iż Alexander potrafi przeciwstawić się ojcu. Śnił wówczas o ciemności. Kroczył w niej powoli i długo. Miał wrażenie, że jego wędrówka nie dobiegnie końca, jednak nagle zauważył niewielkie światełko. Podchodząc do niego zaczął słyszeć szepty, ale do tego typu zagrywek był przyzwyczajony. Nie raz był zmuszony wysłuchiwać podobnych odgłosów. Gdy zbliżał się do jasności spostrzegł, że to niewielka żarówka jest jej źródłem. Na granicach kontrastowych światów ustawione zostały krzesła. Alec dostrzegł na nich zarysowane kontury postaci. Im bliżej nich był tym wyraźniejsze się stawały. Widział Maryse, Isabelle, Maxa, Jace i Setha. Gdy znalazł się przy nich znany mu doskonale Zły Pan, pyta:

        — Kto?

        Wówczas Alexander rzucił się w stronę Setha i kazał mu znikać z jego głowy. Wraz z uderzeniem w jego twarz Alexander obudził się. Prawdopodobnie nie byłoby to nadzwyczajne, gdyby nie fakt, iż po raz pierwszy Alec nie zagrał z ojcem w jego grę, ale samodzielnie poprowadził przebieg snu, co do tej pory zdawało się niewykonalne. Widmo; Zły Pan — czysta nienawiść, nieważne pod jakim imieniem tylko to uczucie pałał do tej istoty.To zmora, która kojarzyła mu się ze strachem i upokorzeniem, więc jak to możliwe, że jest jednocześnie i ojcem Aleca? 

        Ciążyło to na sercu Alexandra.

        Obecnie chłopak siedział na łóżku. W oczach zebrały mu się łzy. Wszystkie wspomnienia powróciły i był pewien, że wystarczy moment — jedna nieodpowiednia chwila i proste łzy, spływające leniwie po policzkach zamienią się w wodospad rozpaczy i żalu.

        Nagle do pokoju Aleca ostrożnie zapukał Magnus. Chłopak nie był świadomy stanu, w jakim znajduje się Alexander. Wszedł do środka, a chłopak widząc jego twarz nie wytrzymał. Nie miał pojęcia co w nim zostało zburzone, ale jak na komendę, pojawienie się Magnusa skutkowało wybuchem płaczu.

        Magnus nie zastanawiał się nawet nad tym, co robi. Szybko znalazł się przy Alecu i przytulił go. Jego silne ramie objęło roztrzęsione ciało i przyciągnęło do siebie. Dłoń gładziła głowę, spoczywającą na piersi, a Magnus powtarzał:

        — Cii, wszystko będzie dobrze.

        Alexander nie protestował. Mało kto jest w stanie zrozumieć ulgę, jaką w tamtym momencie odczuwał. Zachowanie Bane'a  było, jak miód na zdarte gardło — koniecznością. Uspokajało i koiło tam, gdzie występowała największa potrzeba. Wtulony w Magnusa czuł się bezpiecznie. Alexandrowi przez chwilę przeszło przez myśl, że czuje się kochany. 

        Trwali w uścisku na tyle długo, aby po łzach nie została żadna mokra smuga. Nie powstrzymało to jednak Magnusa, kiedy już odsunęli się od siebie, aby ująć twarz Aleca w swoją dłoń i kciukiem drugiej ręki zetrzeć ścieżkę, jaką poruszał się przezroczysty płyn. 

        — Co się stało? — zapytał zatroskany, tak miękko, że można by go osądzić o współudział w płaczu. 

        Alexander  z powrotem przytulił się do klatki piersiowej chłopaka i wymruczał:

        — Proszę, nie chcę o tym mówić.

        — Nie musisz — szepnął Magnus i objął Alexandra.

        To było jak spełnienie jego najśmielszych oczekiwań.

data publikacji;26.06.2019

data ponownej publikacji:19.01.2023

ilość słów:1151

The True Blood | Malec ❖Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz