Rozdział XIII

2.9K 186 70
                                    


   Alice Wayne zastanawiała się, czy w przeciągu ostatniego tygodnia spała łącznie więcej niż pięć godzin. Każdego wieczoru, fatygowała się, by choć na moment przymknąć oczy. Gdy jej się to udawało, zazwyczaj budziła się z krzykiem, w mokrej od potu pościeli, a jasny księżyc śmiał jej się prosto w twarz. Była na skraju wyczerpania, mimo to, co dzień udawało jej się wygramolić z łóżka, z małą nadzieją, że uda się jej przetrwać kolejny dzień. Po kilku dniach żywego cierpienia martwiła się tylko następną minutą. Alice Wayne, minuta po minucie. 

   Z Mylesem Larsenem spędzała niewiele więcej czasu niż w objęciach Morfeusza. Spotykali się, rozmawiali na błahe tematy, nie wspomnieli o tym, co się między nimi wydarzyło. A najgorsze w tym to, że mimo że choć wiedzieli, że nie dzieje się między nimi dobrze, uznali milczenie za najlepsze z wyjść. Taki właśnie był Myles Larsen. Uciekał od wszystkiego, co wrażliwe, złe i nieprzyjemne.

   Ona nie umiała zapomnieć. Za każdym razem, gdy patrzyła w jego oczy, widziała twarz rudowłosej Sofii, ciemnowłosego Toma i jego nagie plecy, na których widniało kilka cyfr, będących dla niego całym życiem. Jeden dzień, jeden dzień, który całkowicie go zmienił. A kiedy przeszłość za bardzo go przytłaczała, myślał tylko o następnej sekundzie. Myles Larsen, sekunda po sekundzie. 

   Gdy tego dnia stanęła na ulicy, przy krawężniku, jak co dzień stało jego auto. Wzięła głęboki oddech, otworzyła drzwiczki i sztywno usiadła na miejscu pasażera. Jak co dzień, nerwowo skubała pasek swojej torebki. On, jak co dzień, pochylił się nad nią, zachłannie wdychając jej zapach. On pachniał papierosami. Głównie dlatego, że w ciągu ostatniego tygodnia znacznie za dużo palił. Na palcach liczył puste paczki skrzętnie schowane pod łóżkiem. 

   Jak co dzień, już miał przycisnąć swoje wargi do jej warg, kiedy odwróciła głowę. Wbiła wzrok w szybę, patrząc na bezdomnego psa, kulącego się przy ścianie kamienicy. Jej serce biło tak głośno, że doskonale je słyszał. Biło zdecydowanie za szybko, nieproporcjonalnie do jej zmęczenia. 

- Alice - powiedział cicho, zaciskając w pięści ręce oparte na jej siedzeniu. - Alice - powtórzył i dopiero wtedy na niego spojrzała. 

Na jej twarzy malowało się zmęczenie lub smutek. Albo zmęczenie wynikające ze smutku. Nie wiedział.

- Ja potrzebuję więcej przestrzeni, Myles - odparła słabo, wodząc wzrokiem po ostrych krawędziach jego twarzy. - Trochę czasu. 

Czuł się, jakby zachłysnął się powietrzem. Wstrzymał oddech, po czym powoli wypuścił powietrze z płuc, próbując rozluźnić spięte mięśnie.

- O czym ty mówisz? - uśmiechnął się kpiąco. 

Spojrzała na niego zbita z tropu.

- To wszystko potoczyło się zbyt szybko, potrzebuję czasu. 

Zanurzył się z powrotem w siedzeniu i zakrył twarz ręką, gdy ciekawskie promienie słoneczne zaglądały przez szyby do auta.

- Nie wiem, co ci powiedzieć - odparł po chwili. - Ale milczeniem niczego nie naprawimy, a ja nie umiem ci tego wytłumaczyć, Alice.

Ja nawet nie umiem sam sobie tego wytłumaczyć- pomyślał i uśmiechnął się z zażenowania. Był słaby, tak bardzo słaby. 

- W takim razie chyba nie ma innego wyjścia - jej głos był zimny i przenikał go, raził jak prąd. - Oboje potrzebujemy czasu - jej oczy zaszkliły się od łez.

Patrzyła na niego tak intensywnie, że odwrócił wzrok. Szukała w nim odpowiedzi, a on nie chciał jej niej udzielić. 

Położyła dłoń na klamce, otworzyła drzwi i wysiadła, przewieszając przez ramię torebkę. Ruszyła ulicą, słysząc, jak biegnie za nią i błagalnie powtarza jej imię. Złapał ją za ramiona i desperacko przytulił do siebie. Stali na środku chodnika, a ludzie mijali ich z subtelnymi uśmiechami na twarzy. Nie mieli o niczym pojęcia. Ręce miała opuszczone, jego ciepłe dłonie spoczywały na jej plecach i włosach, jej wargi dotykały gorącej skóry jego szyi. Odsunęła się i spojrzała mu w oczy. 

Know me ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz