Kilka dni później przyszła chwila, na którą wszyscy czekali.
Wielki Koncert w Bergen był coroczną imprezą plenerową, na którą zjeżdżały się amatorskie zespoły z całej Norwegii. Prawdziwy kalejdoskop rodzajów, stylów muzycznych i ludzi. W tym roku koncert był o tyle wyjątkowy, że miał wystąpić na nim zespół Mylesa, a na widowni miało zasiąść kilka wpływowych osób i łowców talentów.
Alice nie mogła napatrzeć się na szczerze radosnego Mylesa, który robił to, co kochał, Juliana i Henrika, którzy w uroczy sposób sprzeczali się, co do słów piosenki, i Theo, który trzymał się znacznie lepiej, niż podejrzewali. Mogła przyznać, że w tej chwili była naprawdę wzruszona i szczęśliwa. Zwłaszcza wtedy, kiedy wyszli na scenę, a ona zajęła swoje miejsce z przodu. Na placu był tłum, lecz ona widziała tylko j e g o. On też widział tylko j ą, długimi palcami trącając struny gitary i śpiewając cicho do mikrofonu, patrząc na nią, jakby była jedyna na świecie. To, jak śpiewał o dziewczynie z parku i idealnych miesiącach.
Gdzieś w tłumie mignął jej Chris Andersen - jeden z najzabawniejszych chłopaków, jakich kiedykolwiek poznała, wraz z nim Charlotte Valtersen - rumieniąca się, za każdym razem, kiedy na nią spoglądał. Na samym końcu dojrzała samotną Amelie i dobrze bawiących się Sofię i Toma, z małą Emmą. Później skupiała się tylko na tym chłopaku, narysowanym samymi ostrymi pociągnięciami ołówka. I wtedy, kiedy zszedł ze sceny i pocałował ją mocno, tak że czuła jego szczęście.
- After u mnie! - krzyknął Julian, a wszyscy pogwizdywali radośnie, widownia biła brawa.
Dom Jula wypełniony był po brzegi osobami, które Alice znała i tymi, których w życiu nie widziała. Wtedy pomyślała, że znów naprawdę jest szczęśliwa. Muzyka grała, a ludzie bawili się dobrze. Ona śmiała się tak, że rozbolał ją brzuch.
Cudownie było, gdy z Mylesem wrócili do zupełnie cichego domu. Noc była ciemna, a Alice przed oczami wciąż majaczyły kolorowe światła, a w uszach szumiała muzyka. Weszli do jego pokoju, a na podłodze porozrzucany był sprzęt muzyczny.
- Lecę pod prysznic - powiedział, ocierając spocone czoło i zniknął za drzwiami łazienki.
Blondynka opadła na miękkie łóżko, na pościel pachnącą chłodem. Otworzyła wszystkie okna i poczuła się, jakby była na zewnątrz. Nie chciała spać, była rozbudzona. Myles po zaledwie pięciu minutach wyszedł, z ręcznikiem przewiązanym przez biodra. Jego przydługa grzywka opadała na czoło, na rzęsach zawiesiły się pojedyncze kropelki wody. Podeszła do niego lekkim krokiem i pocałowała, aż kompletnie się zatracili. Pomyślała wtedy, że to jeden z najlepszych ostatnich dni, jakie mogła sobie wymarzyć.
Potem on już spał. Spokojnie, rozłożony na plecach, z kołdrą zmiętą gdzieś u dołu łóżka. Noc była gorąca, najgorętsza w tym roku. Alice, opatulona jego koszulką, po cichu wyszła na balkon, z którego widok rozciągał się na pola i kilka domów w pobliżu. Powietrze było dżdżyste i ciężkie. Ogródek sąsiedniego domu świecił malutkimi światełkami lampek. Odetchnęła głęboko i przymknęła oczy. Pomyślała, że kiedyś pocałuje go ten ostatni raz, nie wiedząc, że to jej ostatni. Teraz była spokojna.
Wróciła do środka, zostawiając otwarte okno. Usiadła na skórzanym krześle obok biurka, nie spuszczając wzroku z chłopaka. Nigdy nie spał twardo, więc starała się zachowywać najciszej, jak tylko umiała. Chwyciła zeszyt w pięciolinię, leżący samotnie na biurku i przypadkowy ołówek w dłoń. Zamiast nut, na liniach układały się słowa, zapisane zgrabnymi, małymi literami. Przeczytała kilka z tekstów piosenek. Uśmiechnęła się pod nosem. Resztę zostawiła nieodkrytą. Otworzyła czystą stronę i zaczęła pisać to, o czym myślała. O ich spotkaniu w parku, o chłopaku z gitarą, o kilku idealnych miesiącach i ulotnych wspomnieniach.
- Alice?
Wzdrygnęła się i uniosła wzrok na blondynka, przyglądającego się jej zaspanymi oczami,
- Alice, co ty robisz? Chodź tutaj...
Zasnęła szybko, myśląc, że Myles należy do niej, a ona należy do Mylesa.
***
Wydawało jej się, że na zawsze zapamięta sobotni poranek, wspólne śniadanie i oglądanie seriali do południa. Ściany domu Mylesa chroniły ich przed rzeczywistością. Pomyśleli, że mogliby zostać tam razem na zawsze. Nie liczyło się nic, oprócz następnej minuty.
Słońce chowało się za horyzontem, gdy stanęli przed domem Alice. Dziewczyna spojrzała na chłopaka, uśmiechającego się do niej tak, jak zawsze. Też się uśmiechnęła. A potem wysiadła.
Dom był równie pusty i cichy, tak samo, jak ten dzień. Weszła do swojego pokoju i rzuciła torbę na łóżko. Zaczęła sprzątać. Zbierać rzeczy z podłogi, układać je w szafkach, ścielić łóżko. Wszystko było czyste, nieskazitelne. Uśmiechnęła się z satysfakcją. Nie chciała zostawiać po sobie bałaganu. Do lodówki przykleiła jedną z kolorowych karteczek i wyszła.
Z myślą, że już tu nie wróci.
a/n: Tak zupełnie odbiegając od tematu i psując klimat, zostałam kiedyś zapytana, czy słucham 1D. Uwaga, snuły się teorie, że Myles to połączenie nazwisk Styles i Malik. Otóż nie. Ale Harry i Zayn to też dobre połączenie! Takie... wattpadowe 😏😏
CZYTASZ
Know me ✓
Teen FictionNie pamiętam dnia, w którym cię poznałam, więc to zupełnie tak, jakbyśmy nigdy się nie znali, Myles. berry; 2017