Była na siebie zła.
Była na siebie zła za to, że nie odmówiła Mylesowi i postanowiła uciec z nim z lekcji. Jednak, gdy myślała o siedmiu godzinach, które musiałaby przesiedzieć w szkolnej ławce, szybko odpędziła tą myśl. Głowa straszliwie bolała ją po nieprzespanej nocy i marzyła tylko, by chociaż na chwilę przymknąć oczy. Chyba nigdy nie była aż tak niewyspana i tak głodna, bo nie miała czasu, by cokolwiek zjeść.
Kochał ciszę.
Podobało mu się, że Alice również ją lubiła. Milczała, choć wszyscy wokół mówili tak głośno, co przyprawiało chłopaka o zawroty głowy. Alice Wayne była jego oazą spokoju. Nawet, gdy nic nie mówiła, działała na niego kojąco. Wystarczyło, że była w pobliżu, a świat wydawał mu się o ton cichszy.
Szli w milczeniu.
Alice przyglądała się Mylesowi, który szedł z opuszczoną głową i czuła, że jest tak wykończony, że każdy krok stanowił dla niego wyzwanie. Na zewnątrz było cicho i spokojnie tak, że nie usłyszała warkotu choćby jednego auta. Doszli na parking z tyłu szkoły i usiedli na betonowym murku.
- Chcesz? - wyciągnął w jej stronę paczkę papierosów, a ona pokręciła tylko głową.
Sam wsadził jednego w usta i zakrył ręką, by go podpalić. Zaciągnął się, a Alice patrzyła, jak wypuszcza z ust obłok popielatego dymu. Jego twarz była zupełnie kamienna, oczy zakryte czarnymi okularami, a dłonie czerwone z zimna. Chciałaby uwiecznić ten moment, wyciągając aparat i robiąc zdjęcie, co było, w jej mniemaniu, strasznie głupie. Strasznie głupie było to, że mogłaby rozwodzić się nad urodą Mylesa Larsena tak bardzo, że mógłby zostać jej inspiracją do namalowania obrazu.
Spojrzał na niej zmizerniałą twarz i wyciągnął z torby puszkę coca-coli, którą otworzył i niemalże włożył w jej dłoń.
- Dietetyczna? - rzuciła żartobliwie, uśmiechając się blado.
Odpowiedział jej taki samym, nieznacznym uśmiechem.
- Czemu masz zawsze zimne ręce? - spytał po chwili. - Czujesz się niekochana?
Spojrzała na puszkę, wzięła łyk i oddała ją Mylesowi.
- Czemu miałabym się tak czuć? - jej głos brzmiał tak, jakby usłyszała coś najbardziej niedorzecznego na świecie.
- Nie wiem. Mówi się, że, gdy ktoś ma zimne dłonie, nikt go nie kocha - powiedział luźno. - Ale to nie jest tak, bo zawsze znajdzie się osoba, której na tobie zależy.
Zdziwiła się, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Jesteś wierzący?
- Tak - stwierdził. - Ja i moja rodzina jesteśmy katolikami.
Nie wiedziała, co powiedzieć. Wiedziała, że Myles Larsen jest zagadką, ale nie domyślała się, że aż taką. Jeszcze wczoraj miała go za pustego chłopaka, a dziś okazał się dużo bardziej skomplikowaną osobą.
- Jesteś głodna? - zapytał, wyrzucając nie do końca wypalonego papierosa i przygniatając go butem.
- Troszkę.
- To świetnie, bo moja mama zrobiła przepyszną lasagne - rozchmurzył się, złapał ją za nadgarstek i pociągnął w stronę auta.
Dom Mylesa Larsena znajdował się na obrzeżach, jakieś piętnaście minut od centrum Bergen. Jechali w ciszy, każdy z nich pogrążony we własnych myślach, zmęczony wiszącą w powietrzu melancholią. Wjechali w poboczną uliczkę wypełnioną domkami jednorodzinnymi, a po chwili stanęli przed domem Mylesa. Był raczej średnich rozmiarów, z poddaszem i białym, już lekko przybrudzonym otynkowaniem. Uroku dodawały mu drewniane okiennice i weranda w kolorze świerku. Patrząc na osadzone pod ceglaną dachówką okna, Alice zastanawiała się, które z nich należy do chłopaka. Całość otaczał ogród z równo przystrzyżonym trawnikiem, odseparowany od ulicy drewnianym ogrodzeniem. Wysiedli z samochodu i ruszyli wyłożoną kolorową kostką dróżką, a po chwili stanęli przed drzwiami, w których szybie Alice widziała ich odbicie. Jego ostre rysy twarzy, znacznie łagodniejsza jej drobna twarzyczka, a przy jego wzroście wyglądała na znacznie niższą niż w rzeczywistości. Przez chwilę pomyślała nawet, że całkiem ładnie razem wyglądają. Wtedy ich spojrzenia się skrzyżowały. Wymienili niewinne uśmiechy, po czym weszli do środka.
CZYTASZ
Know me ✓
Fiksi RemajaNie pamiętam dnia, w którym cię poznałam, więc to zupełnie tak, jakbyśmy nigdy się nie znali, Myles. berry; 2017