Alice Wayne siedziała na łóżku przy ścianie, szczelnie opatulona kołdrą. W jednej ręce trzymała kubek herbaty, w drugiej kawałek czekolady, który miał przesądzić o jej samopoczuciu przez następne kilka godzin. Ostatnie kilka dni aresztu domowego nie wyszły jej na dobre, czuła się otępiała, trudno było jej zebrać myśli. Stosowała się do zaleceń lekarza (wykluczając te naprawdę absurdalne), jej matka wciąż wiele godzin spędzała w bibliotece, pełna wigoru Amelie wpadała do niej każdego dnia po szkole, a Myles... No właśnie, Myles.
- Jak się czujesz? - w telefonie zabrzmiało pytanie, które słyszała średnio sześć razy w ciągu dnia.
- Jest w porządku - odparła z pełnymi ustami, wpatrując się w leżący obok niej telefon.
- Co jesz? - jego entuzjastyczny głos rozchodził się po całym pokoju, w tle słychać było warkot silnika.
- Marchewkę - uśmiechnęła się cwanie, oblizując ubrudzone czekoladą palce. - Gdzie ty jedziesz? - spytała po chwili, marszcząc brwi.
Myles wziął sobie do serca słowa matki i wiedział, że mimo wszystko, zawsze powinien być przy Alice. Powinien być przy niej na zawsze. Nie wiedział, że na zawsze to naprawdę spory kawał czasu.
- Do ciebie - zaśmiał się cicho, po czym zaklął pod nosem. - Nie wiem, kto daje takim osobom prawo jazdy, naprawdę.
- Mam nadzieję, że masz głośnomówiący - powiedziała surowo, kiedy usłyszała kolejny dźwięk klaksonu. - Myles?
- Za piętnaście minut będę, na razie - rzucił szybko, po czym rozłączył się równie błyskawicznie.
Alice siedziała jeszcze przez chwilę, obracając w rękach telefon, z wlepionym w ścianę wzrokiem i szerokim uśmiechem na twarzy. Przez okno do pokoju wpadały odgłosy ulicy, które zagłuszył dzwonek do drzwi.
- Cześć - powiedział trochę nieśmiało, stanąwszy w progu. - Mam nadzieję, że nie jadłaś jeszcze obiadu.
Dziewczyna stała na środku przedpokoju, wpatrując się w blondyna ze znakiem zapytania na twarzy, na której widniały nowe siniaki. Mimo wszystko nie mogła poczuć się przy nim swobodnie. Kiedy tylko pojawiał się w zasięgu jej wzroku, cała się spinała, a głos grzązł jej w gardle. Myles należał do ludzi spontanicznych. Łatwo odnajdywał się w nowych sytuacjach, nie był zbyt pamiętliwy, był sobą w każdej możliwej sytuacji. Ona jednak pamiętała swoje słowa tego dnia, w aucie i nie mogła wyrzucić ich z głowy. Nawiedzały ją o każdej porze dnia i nocy, bez przerwy zaśmiecając jej myśli.
- Jadłaś? - powtórzył, z rozbawieniem patrząc na zbitą z tropu dziewczynę.
- Nie - odpowiedziała szybko, chowając dłonie w tylnych kieszeniach spodenek. - Co ci się stało? - patrzyła jak zahipnotyzowana na zaczerwienione oko i małą ranę powyżej brwi.
- Mała potyczka z Chrisem - wzruszył ramionami. - Zwykła przepychanka.
Usiadła skrzyżnie na kolorowej kapie łóżka, przyglądając się chłopakowi, rozkładającemu talerze na małym stoliku do kawy. Rozpuściła i ponownie związała włosy, by zająć czymś ręce.
- Gdy powiedziałem mamie o akcji ze szpitalem, strasznie się przejęła - zaczął, nie patrząc na nią. - Kazała przekazać ci pozdrowienia i zrobiła odświętną tartę z warzywami.
- Nie trzeba było, ale koniecznie jej podziękuj - odparła zdławionym głosem, patrząc, jak jej talerz powoli się zapełnia. - Znalazła pomysł na scenografię, o której mówiła? - zapytała, by zakłócić niezręczną ciszę.
CZYTASZ
Know me ✓
Teen FictionNie pamiętam dnia, w którym cię poznałam, więc to zupełnie tak, jakbyśmy nigdy się nie znali, Myles. berry; 2017