Rozdział XXIV

1.8K 160 64
                                    

   Zdeterminowana Alice siedziała jak na szpilkach, wyczekując przyjścia matki. W czasie, gdy potrzebowała dowodów na rozwiązanie swojej tajemnicy, nic nie mogło jej umknąć. Czuła, że są już blisko wyjaśnienia, a siły do dalszych poszukiwań dała jej stara fotografia. Chłopiec ze snu nie mógł być tylko wytworem jej bujnej wyobraźni. W tej chwili nie mogła odpuścić.

- Uspokój się, Alice - Myles zacisnął dłoń na jej ramieniu. - Cała się trzęsiesz. 

   Nerwowo wstała z krzesła, stojącego przy stole kuchennym i zaczęła krążyć po pomieszczeniu. Spuściła wzrok na swoje drżące ze zdenerwowania ręce. 

- A teraz jeszcze powiesz, że wszystko będzie dobrze? - zaśmiała się nerwowo, chowając twarz w dłoniach. 

- Nie wiem, czy będzie dobrze - skwitował melancholijnym głosem. - Ale zrobię wszystko, by tak było, Alice. 

   Spojrzała na jego pełne nadziei oczy i schowała twarz w fałdach jego bluzy. Czasami zastanawiała się, czy nie wolałaby żyć w nieświadomości.

- Spróbuj przypomnieć sobie coś związanego z tym chłopcem - szepnął jej do ucha. - Spróbuj przypomnieć sobie chociaż imię. 

   Odsunęła się od niego i spojrzała prosto w jego szkliste oczy. 

- Przepraszam, ale moja pamięć jest krótka - powiedziała cicho i pocałowała go równie cicho i delikatnie. 

   Oboje czuli ten niepokój. Ten niepokój, który za każdym razem, gdy byli szczęśliwi, informował ich, że coś jest nie tak. Informował ich, że powinni trzymać się na baczności. Ten niepokój, który nie dawał im spać i zapomnieć. Ten niepokój, przez który jego koszulka wylądowała zmięta gdzieś na podłodze i ten niepokój, przez który sięgał do pierwszego guzika jej koszuli. Oboje udawali, że wszystko jest dobrze. Gdy nie było.

- Poczekaj na dole - oderwała się od niego, oddychając ciężko i szybko. W domu rozległ się dźwięk dzwonka. 

   Myles minął się w drzwiach z Angeliną, rzucając szybkie "dzień dobry". Alice stała oparta o ścianę w przedpokoju i badawczo przyglądała się zdejmującej właśnie buty matce.

- Co on tak szybko wyszedł? - spytała Angelina, marszcząc brwi. - Coś nie tak?

Nawet nie wiesz, jak bardzo nie tak, mamo.

- Był tu jakiś facet, podający się za twojego przyjaciela - odpowiedziała beznamiętnie. 

- O, był tu Luka? - zapytała zaskoczona, mijając córkę w progu do kuchni. - Nic mi nie mówił, że wpadnie. 

- To twój przyjaciel? 

- Spotykamy się - oznajmiła i uśmiechnęła się radośnie. - Na pewno bardzo się polubicie. 

- Co? - wybuchnęła gorzkim śmiechem, napotykając wzrok zbitej z tropu matki. 

- Alice - zaczęła, odstawiając torebki z zakupami na blat. - Ja i twój ojciec rozwiedliśmy się cztery lata temu, a on założył nową rodzinę i jest szczęśliwy. Ja też mam do tego prawo i nie możesz się o to złościć. Nie możesz wiecznie złościć się na to miasto i na to, że tu przyjechałyśmy. Pogódź się z tym, że nie wrócimy już do Stanów, a to jest nasz nowy dom - założyła ręce na biodrach, lustrując wzrokiem skwaszoną minę córki. - Gdybyś została z ojcem, nigdy nie spotkałabyś Mylesa, ani Amelie. A w przyszły piątek na kolację przyjdzie Luka i mam nadzieję, że zachowasz się, jak należy. 

   Gdy Alice pomyślała, że więcej nie zniesie, wybiegła z domu, a po chwili z budynku i pospiesznie wsiadła do auta. Chłopak chwycił jej dłoń.

Know me ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz