Rozdział XV

2.3K 184 27
                                    


- Dzwonię po twoją mamę, Alice - stwierdziła surowo Amelie, klęcząc przy łóżku i przykładając rękę do rozpalonego czoła dziewczyny. 

Była czwarta nad ranem, a Alice leżała opatulona kołdrą po szyję w łóżku przyjaciółki. Czuła się, jakby przypalano ją ogniem, co chwile po jej ciele spływały zimne kropelki potu, powodując dreszcze. Oczy ją piekły, co chwilę zamykały, lecz sen nie przychodził. Była obolała, każdy ruch kosztował ją kolejną falę bólu. Żołądek skręcał się w supeł, powodując mdłości. Czuła pulsujący ból w skroniach. Chciała krzyczeć, jednocześnie nie mając na to siły. Powietrze było ciężkie, a w jej głowie pobrzmiewały głosy. 

- Przejdzie mi, Amelie - pociągnęła nosem i wytarła wierzchem ręki łzy, zbierające się w kącikach jej oczu. - Moja mama pojechała do Oslo w sprawie pracy i nie chcę jej przeszkadzać. 

Przyjaciółka spojrzała na nią z powagą wymalowaną na twarzy, którą oświetlał jasny ekran telefonu.

- To trwa od jakiegoś czasu - fuknęła czarnowłosa, wstała i zaczęła krążyć po pokoju. - Dlaczego moich rodziców nigdy nie ma w domu? - zaczęła zbierać z podłogi porozrzucane ubrania. - Nie ma innego wyjścia, dzwonię po Mylesa.

Nie protestowała, choć jej duma powinna bronić się rękoma i nogami, by do tego nie doszło. W prawdzie, jedynym, czego chciała to obecność chłopaka obok. Wtedy pierwszy raz od tygodnia naprawdę zaczęła martwić się o własne zdrowie. Dostała wyrzutów sumienia, że nie zwróciła na to uwagi wcześniej, przez co nie mogła zapobiec zaistniałej sytuacji. Przymknęła powieki, w pomieszczeniu panowała zupełna cisza, a w powietrzu wisiał dźwięczny głos Amelie. Wtedy po drugiej stronie usłyszała jego spanikowany ton. Czuła, jak powoli odpływa. 

- Zaraz tu przyjedzie, Alice, trzymaj się - powiedziała, a Alice powstrzymywała się, by nie poddać się chęci snu.

Przeszła przez nią kolejna fala dreszczy, czuła, jakby skóra ją paliła, a jednocześnie było jej zimno, jak gdyby stała pośrodku pustyni lodowej w samej bieliźnie. Przymknęła oczy, a przed oczyma pojawiało jej się wiele obrazów, krzyków, głosów znanych jej osób. Czuła suchość w gardle, skrzywiła się, próbując odpędzić wołające w jej głowie głosy. Ucisz ich, Amelie - chciała powiedzieć, lecz nie mogła wydobyć z siebie ani słowa. Otworzyła oczy, niebo za oknem wydawało się nadzwyczaj jasne. W tym momencie drzwi pokoju z hukiem się otworzyły. W progu stanął zdezorientowany blondyn. Jednym susem dobiegł do dziewczyny.

- Co się jej dzieje? - jego głos był spanikowany, Amelie, stojące tuż obok patrzyła w jego rozbiegane oczy.

- Ma gorączkę - powiedziała, a jej głos był zachrypnięty. - Od kilku dni nie śpi, nie je i ma zawroty głowy. 

Spojrzał na blondynkę przerażony i jednym ruchem wyplątał ją z pościeli. 

- Czemu mówisz mi o tym dopiero teraz?! - ryknął, a Alice w myślach prosiła, by był ciszej. Każde krzyk miażdżył jej głowę. - I czemu, do cholery, nic nie zrobiłaś?! - przejechał dłonią po jej rozpalonym czole. 

- Ucisz ich, Myles - powiedziała słabo. - Ucisz ich, proszę. 

Usiadł i przyciągnął dziewczynę do siebie. Krzyki powoli cichły, Alice poczuła ulgę. 

- Daj jakieś ubrania, a nie tak stoisz - warknął na czarnowłosą. - Trzeba jechać z nią do szpitala.

- Jest niepełnoletnia i nie chcę, żeby jej mama przyjeżdżała z Oslo - powiedziała bezradnie Amelie. 

- Jakby się pytali, jestem jej bratem - zebrał jej mokre włosy i przewiązał gumką. - Tak czy tak, trzeba będzie zadzwonić po Angelinę, więc się pospieszmy. 

Know me ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz