Rozdział X

2.8K 208 42
                                    


   W tym momencie Alice Wayne czuła naprawdę wiele. Gniew, frustrację, ból, lęk i przygnębienie... Wszystkie emocje tłukły się w jej głowie, a ona płakała. Płakała, bo to dawało jej ulgę. Płakała, bo nie umiała poradzić sobie z tym, co działo się w jej głowie. Kłótnia z mamą sprawiła, że cały ból, który długo w sobie kryła, runął niczym lawina. Jej druga twarz dała o sobie znać. Chciała sprawić ból wszystkim osobom, które kiedykolwiek ją skrzywdziły i nie zamierzała się hamować. 

   Jej cichy płacz, tłumiony przez poduszkę, zagłuszył dźwięk wiadomości. Nie zareagowała. Patrzyła na cienki strumyczek krwi, przecinający jej bladą skórę. W pokoju było zupełnie ciemno. Nie wiedziała, ile czasu minęło od wyjścia jej matki. Telefon znów się odezwał, lecz ona znów go zignorowała. W końcu zaczął dzwonić. Przyłożyła komórkę do ucha, nie upewniając się, kto próbował się z nią skontaktować.

- Halo? - w jej głosie słychać było gorzkość łez. 

- Co się stało? - usłyszała jego wystraszony głos. 

- Nic - oznajmiła, pociągając nosem i wycierając łzy spływające po jej twarzy. - Po prostu mi smutno - siliła się na lekki ton. 

- Nic ci nie jest? 

- Nie.

- Poczekaj, nie rozłączaj się - usłyszała szumy i brzdęk paska spodni. 

Alice Wayne nie była przyzwyczajona, że ktoś się o nią troszczył. 

- Zaraz u ciebie będę, dobrze? - powiedział uspakajającym tonem.

Przytaknęła, naciskając czerwoną słuchawkę. 

   Nie musiała długo czekać. Chwilę później w progu jej pokoju stanął przerażony Myles. Usiadła na łóżku, zaciskając mocno zęby, by znów się nie rozpłakać. Podszedł do niej jednym susem i klęknął, chwytając jej dłoń. 

- Co ci się stało? - widziała, jak jego źrenice się powiększają. 

- Rozbiłam szklankę - powiedziała, patrząc na mały kawałek szkła w jej dłoni. 

- Pójdę do auta po apteczkę - podniósł się i już miał wychodzić, gdy ta mu przerwała.

- Jest w łazience. 

   Oparła się o ścianę, wpatrując się w zmartwionego chłopaka. Przecież to ona powinna go teraz wspierać. Usiadł na skraju łóżka i delikatnie wyjął kawałek szkła z jej ręki. Oczyścił i zabandażował ranę, co jakiś czas ukradkiem na nią spoglądając. 

- Przepraszam - wyszeptała prawie niesłyszalnie. 

Chłopak spojrzał na nią, ze zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy.

- Za co? 

- Za to, że to ja powinnam cię teraz wspierać, a zachowuję się jak płaczka. 

Uśmiechnął się i rozłożył ramiona. Alice przysunęła się do niego, jeszcze bardziej rozklejając. 

- Musisz zamykać drzwi, bo mi jeszcze dziewczynę ukradną - zażartował, odgarniają opadające na jej twarz włosy. 

Uśmiechnęła się, wdychając zapach chłodu, którym pachniał. Myles zsunął się i położył, mocno obejmując dziewczynę. Leżeli w ciszy, którą zakłócało tylko rytmiczne tykanie zegara.

- Krzywo zapiąłeś - zaśmiała się, przejeżdżając ręką po krzywo zapiętych guzikach jego dżinsowej koszuli.

- Bo spieszyłem się, żeby ci pomóc - pocałował ją czule w czubek głowy, kiedy zaczęła wygrzebywać się spod koca.

Know me ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz