Początek

228 23 11
                                    


    Delikatnie odsuwam firankę, żeby zobaczyć, czy rodzice już pojechali. Auto powoli stacza się z podjazdu, aż znika za zakrętem, a ja głęboko wzdycham, czując w gardle podchodzące serce.  

    To jest właśnie ta chwila, przechodzi mi przez myśl. Odwrotu już nie ma

    Długo układałam cały plan w głowie, ponieważ musiałam wszystko dobrze przemyśleć, żeby nie wpaść. Po raz kolejny powtarzam w głowie wszystkie jego punkty. Rodziców pozbyłam się z domu, tłumacząc, że mam ochotę na truskawki. Mama, szczęśliwa z powodu, że może mi pomóc, postanowiła od razu spełnić moją prośbę.

    Tak naprawdę nie wie, że niekoniecznie miałam na nie ochotę. Raczej na przeżycie ostatnich, szalonych wakacji mojego życia, wyjście spod klosza i sparzenie się. Narobienie sobie ran i popłakanie. Przeżycie tego, czego nie mogłam przeżyć. Nacieszenia się ostatnimi, swobodnymi oddechami.

    Działam jak w amoku; ściągam z siebie piżamę i zakładam bieliznę oraz spodnie, wybierając numer Łucji, która jakby tylko na to czekała, bo już po jednym sygnale odbiera telefon. W jej głosie słychać zmartwienie i zawahanie, jakby chciała się właśnie w tej chwili wycofać. Nie pozwalam jej w zasadzie dojść do głosu – mówię, że rodzice właśnie pojechali, a ja za niecałe 20 minut powinnam być na lotnisku. Żegna się ze mną i już zapewne wie, że nie ma odwrotu.    Adrenalina wypełnia moje żyły i unosi kąciki warg do góry. Boję się, że coś może pójść nie tak, ale i tak największą bojaźnią napawa mnie fakt, że rodzice wrócą zbyt szybko i na wszystkim mnie nakryją. Klosz zmieni się w klatkę z zielonymi ścianami, a ja będę podpięta do rurek i wyjących maszyn. Oni mnie nie rozumieją. Nie mogą. To tak naprawdę ich nie dotyczy.

    Nieważne, że są moimi rodzicami, chcą o mnie dbać i troszczyć się.

    Wydobywam plecak spod łóżka. Leżałam cały tydzień i wszystkie kości mnie bolą i wołają, żebym wróciła pod ciepłą kołdrę i zapomniała o planach eskapady. Nie tym razem. W zasadzie wszystko jest już spakowane, ale upewniam się, czy przypadkiem czegoś nie zapomniałam. Dokumenty są, pieniądze również. Walizka jest pełna od potrzebnych ubrań na około dwa tygodnie. Później będę się martwiła.

    Dzwonię po taksówkę i rozmawiam z miłą panią, która mówi mi wszystko to, co potrzebne. Nie umiem ukryć zdenerwowania i ledwo potrafię utrzymać telefon w ręce.    Jestem gotowa, muszę. Wkładam buty i w ostatniej chwili przypominam sobie i wracam do pokoju, żeby na widocznym miejscu w kuchni położyć list. Wiem, że mnie nie zrozumieją, że zaraz zaczną dzwonić i będą chcieli siłą mnie ściągnąć do domu. Ale postanowiłam chociaż raz żyć na własnych zasadach. Raz.    Nie słyszę radia, nie słyszę kierowcy, który chce ze mną podyskutować o rzekomej ulewie. Słyszę swoje głośno bijące serce i głos z tyłu głowy, który podpowiada mi, że niczego nie muszę się bać.    Z przedniej kieszeni jeansów wydobywam zgiętą kartkę, którą rozkładam. Przed oczami widzę pierwszy punkt mojej magicznej listy:Znaleźć się we Francji podczas Euro 2016.


Ahoj! W końcu postanowiłam się przełamać i zadebiutować tutaj, na wattpadzie. Możliwe, że niektórzy kojarzą mnie i całą tę historię z blogspota. Teraz postanowiłam i tutaj ją opublikować i być może również tutaj będzie się cieszyła sympatią ;)

Na obecną chwilę opowiadanie to liczy sobie 18 rozdziałów, ale będzie ich trochę więcej. Ile? Tego jeszcze do końca nie wiem. 

Póki co dajcie znać, co sądzicie!

Pozdrawiam

Ostatnie mistrzostwa [M. Stępiński]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz