Każę mu siąść na łóżku. Ja zasiadam jak najdalej mogę, bo nie umiem znieść jego bliskości w takiej chwili. I robię to, co powinnam zrobić na samym początku – po cichu, spokojnie mu to wyjaśniam. Mówię wszystko, ale nie patrzę mu w oczy. W pomieszczeniu nie słychać niczego, prócz mojego głosu, który wypełnia dobijającą przestrzeń między nami.
Kiedy kończę, długo się do siebie nie odzywamy. Ja mam wrażenie, że nie jestem w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Umiałam opowiedzieć tylko o diagnozie, szansach i nic poza tym. Mariusz milczy jak zaklęty. Nawet nie wiem, gdzie się patrzy. Wiem tylko to, że jest na mnie zły, chociaż słowo „zły" to za mało powiedziane. Nie ma chyba innego, lepszego wyrazu, które mogłyby oddać to, co mu zrobiłam.
Ja sama się sobą brzydzę. I żałuję, że nie mogę zdechnąć w tej chwili.
– Mam rozumieć, że nie zamierzałaś mi w ogóle powiedzieć? - straszy mnie swoim zachrypniętym głosem.
Nie reaguję. W zasadzie to nie wiem, czego chciałam. Chyba wszystkiego, ale nie da się. Przecież muszę dokonać wyboru, nie mogę zgarnąć pełnej puli, w której jest zdrowie, uroda, młodość, piękna figura i Mariusz.
– Możesz coś powiedzieć? - naciska.
Nieśmiało podnoszę głowę do góry. Wbija we mnie nieustępliwe spojrzenie, jest taki... inny niż na co dzień. Jakbym rozmawiała z zupełnie innym chłopakiem. Czy on... czy on ma łzy w oczach, czy moja wyobraźnia płata mi figle?
– Zamierzałam ci powiedzieć – mówię.
– Tak? Niby kiedy? - ciągnie dalej.
Jest w nim tyle oschłości, że gdybym teraz siadła koło niego, to pewnie by się odsunął. Gdybym się rozpłakała, to by mnie nie przytulił. Nie pocieszy mnie, że wszystko będzie dobrze, bo jest zły, ale... to i tak za mało powiedziane.
– Ja... nie wiem. Bo to nie jest łatwe – dodaję na swoje usprawiedliwienie.
Mariusz podrywa się z miejsca i zaczyna chodzić dookoła pokoju. Mierzwi przy tym włosy, zakłada ramiona na kark i tak chodzi, raz w jedną, raz w drugą. Nie patrzy na mnie w ogóle, ani nic. Naprawdę mu się nie dziwię. Zazdroszczę sobie, że nie muszę się sobie teraz przyglądać, bo nie wytrzymałabym tego.
– Wiem, że to nie jest łatwe, ale... ja w to nie wierzę – zatrzymuje się.
Wbija we mnie ten swój smutny wzrok, a ja... zaczynam beczeć jak dziecko. Mam serdecznie dosyć. To wszystko moja wina! Jeżeli nie chciałam mu powiedzieć, to mogłam nie dawać nadziei na coś więcej, nie poznawać go, a nie sprawiać, że teraz oboje mamy złamane serca.
Siada ponownie na łóżku. Chowa twarz w dłoniach i robi coś, o co go nie posądzałam – słyszę stłumiony, powstrzymywany płacz. Naprawdę nigdy nie widziałam, żeby się smucił, żeby był w takim stanie, przecież to pieprzony optymista! I nawet jak ktoś mu napsuł krwi, albo jak nie mogliśmy wielokrotnie dojść do porozumienia, to tylko na chwilę mi tak „gasł". Teraz obserwując taki obrazek, słysząc te dźwięki, nie jestem w stanie nic zrobić. Nie umiem się ruszyć, żeby go pocieszyć i powiedzieć, że będzie dobrze. Bo mu... naprawdę zależy. A ja tym zatajaniem prawdy go skrzywdziłam.
Sama przestaję nad sobą panować i zaczynam spazmatycznie oddychać. Każdym nieokrytym fragmentem ciała próbuję pozbyć się łez, które atakują mnie z każdej strony. Cholernie pragnę tego, żeby mnie po prostu przytulił i powiedział, że będzie dobrze. Ale nie będzie.
CZYTASZ
Ostatnie mistrzostwa [M. Stępiński]
Fanfic19-letnia Maja od zawsze miała wiele planów dotyczących przyszłości, jednak pewnego dnia diagnoza wszystkie je niszczy. Nastolatka postanawia przeżyć ostatnią przygodę i wybiera się w towarzystwie przyjaciółki do Francji, na tegoroczne mistrzostwa E...