Dwudziesty trzeci

7 1 23
                                    

Listopad

Mariusz

W końcu udaje mi się wypaść z tego obiegu trening-mecz-odpoczynek, powtórz. I tak od początku. Nie powinienem tego mówić, ale dzięki Bogu przybłąkała się do mnie kontuzja, która sprawiła, że na pewien czas musiałem postawić na odpoczynek i trochę zwolnić, przez co przepadło powołanie na mecze kadry na zakończenie roku.

Informację przyjąłem jednak ze spokojem. A nawet w głębi ducha uśmiechałem się do siebie szeroko, słysząc zalecenie fizjoterapeuty. Nie, nie dlatego, że nie byłem w formie i grzałem ławę, więc mogłem sobie odpuścić chociaż wstydu. Wręcz przeciwnie – od początku sezonu zbierałem same przyzwoite oceny w poczytnych dziennikach sportowych, a co więksi znawcy futbolu niemal rwali sobie włosy z głowy, że postanowiłem jednak zostać na kolejne miesiące w Ekstraklasie.

A ja miałem ważny powód. I właśnie do niego jadę.

Nie widziałem się z Majką od wakacji. Po powrocie z urlopu, na który przysiągłem się wybrać, byłem u niej z wizytą na weekend. Była już wtedy po wstępnych badaniach, rozpoczęło się przygotowanie do terapii, więc stanąłem na głowie, żeby znaleźć się koło niej i nieco naładować jej akumulatory na najbliższy czas pozytywną energią. A może i swój też.

Zatrzymuję się na światłach w centrum Wrocławia. Ganię się w duchu, że mogłem jednak pojechać na około – byłbym dużo szybciej, dużo wcześniej mógłbym ją do siebie przytulić... i...

Jadę dalej. Potem ona jeszcze w sierpniu była w środku tygodnia u mnie. Uśmiechała się, ale widziałem, że się boi. Za bardzo nie chciała nawet jeść. Nie chciała się zgodzić na żadną restaurację tłumacząc, że nie będę specjalnie wywalał wielkich sum po to, aby ją ugościć, kiedy sama mi takich rarytasów nie zapewniła. Okazało się jednak, że niechętnie dłubie też w zwykłych tostach. Nie chciałem jednak tego przyznać przed sobą, że chyba to się zaczyna. Ona jakby też, dlatego starała się wymyślać cały czas nowe atrakcje, kiedy tylko wracałem z treningów czy z siłowni.

Odwiozłem ją do Wrocławia, do domu rodzinnego i pojechałem na najbliższą stację benzynową, gdzie spędziłem... sam nie wiem jak wiele godzin. Nie byłem po prostu w stanie pojechać dalej, tak trząsłem się w środku z myślą, jak to wszystko szybko postępuje. Że są rzeczy, na które nie ma się wpływu i właśnie mamy z nią do czynienia.

Podczas powrotu, nieco spokojniejszy, obmyśliłem cały plan. Od tego czasu kontaktowałem się z Mają tak jak poprzednio – codziennie, pytałem, co u niej słychać, jak się czuje. Ale postanowiłem też zasięgać informacji u jej mamy. Miała u mnie, tak jak to samo mówiła, pewien dług do spłacenia, bo według niej ja stałem za tym, że jej córka zdecydowała się jednak na leczenie. Codziennie zdawała mi krótkie raporty – czy to do mnie dzwoniła, czy pisała smsy. Po miesiącu nawet dodała mnie na Facebooku, co wydawało mi się nieco dziwne, ale miałem przynajmniej stałe źródło informacji, więc nie wybrzydzałem.

I okazało się, że jej obietnica okazała się nic nie warta.

Majka codziennie zapewniała mnie, że czuję się względnie dobrze, stara się nawet jeść więcej, bo zauważyła, że przez to trochę jej brakowało sił, jak była u mnie. Późniejszy konieczny pobyt w szpitalu określiła jako coś zupełnie normalnego i przekonywała, że jest dobrej myśli. No i ogólnie jej wszystkie komunikaty były w tonie „wszystko spoko loko dizis ponton, nie wiem, po co pytasz".

Pani Renata jednak niepokoiła się i mnie coraz bardziej – Maja może i starała się jeść więcej, ale w rzeczywistości praktycznie przestała, przez co nie miała siły często iść do łazienki i wołała jedno z rodziców, by jej pomogli. W szpitalu znalazła się przez wycieńczenie i było to konieczne nie przez badania, które musieli jej zrobić, ale przez fakt, że gdyby nie kroplówki, to dużo wcześniej by mnie opuściła. Znamiennym okazał się fakt, ze w pewnym momencie wolała pisać, a nie rozmawiać. Pewnie nie miała już siły.

Ostatnie mistrzostwa [M. Stępiński]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz