38. Nathan

74 6 0
                                    

Wyszliśmy przed budynek na chorobliwy mróz. Było co najmniej z minus piętnaście stopni, a do tego wiał porywisty wiatr. W dodatku zaczął sypać śnieg i wcale nie było mi do śmiechu z tego powodu. Podczas śniegu są nieciekawe warunki na drodze.
Za to Rosie była przeszczęśliwa, jakby nigdy białego puchu nie widziała na oczy.
- Boziu, Nat - zaczęła zafascynowana, wpatrując się w niebo - śnieg sypie.
Wystawiła ręce przed siebie, aby następnie łapać białe płatki. Wywróciłem oczami, ale Rosie wyglądała tak słodko, że aż się zaśmiałem. Była szczęśliwa przez ten głupi śnieg, a to było najważniejsze.
- Schowaj ręce, bo zamarzniesz - powiedziałem ze zmartwieniem w głosie, a ona chyba to zauważyła, bo spojrzała na mnie i uśmiechnęła się słodko, mrużąc oczy.
Ukryła dłonie w kieszeniach czarnej kurtki i patrzyła dalej na sypiący śnieg. Zachwycała się nadal, a ja przeklinałem w myślach biały puch, który zalegał na asfalcie. Padało już od dobrej godziny i nie zamierzało przestać.
- Rosie, chodź do auta. Mama czeka na nas w ciepłym domu - mimowolnie się uśmiechnąłem, a blondynka pokiwała głową i podeszła do mnie.
- To gdzie stoisz?
Wskazałem na czerwony samochód oddalony o jakieś piętnaście metrów. Oczy Rosie się zaświeciły, dosłownie, bo wydawała z siebie cichy pisk jakby była podniecona, ale tak w sumie to nie byłem pewny. To było trochę nieprawdopodobne, bo zawsze wydawało mi się, że Ro nie cierpi tego samochodu.
- Coś nie tak? - zapytałem z obawą, ale ona znowu mnie zaskoczyła.
- On jest piękny - zaświergoliła.
- Y... - speszyłem się - że niby kto?
- Samochód, głupku - ałć, cios w serce.
- A no tak, oczywiście - odchrząknąłem i ruszyłem do mojego auta, a blondynka za mną.
Wsiedliśmy do środka, od razu włączyłem silnik i ogrzewanie. Na telefonie wystukałem swój adres domu w Google Maps i przyczepiłem go do przedniej szyby na specjalnym uchwycie. Zapięliśmy pasy, zwolniłem ręczny hamulec i ruszyłem w wyznaczone miejsce. Do mojego domu. Z Rosie. Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym i z uśmiechem na twarzy wyjechałem z kampusu na Waverly Place.
Przez jakiś czas jechaliśmy w ciszy. Śnieg w ogóle nie dawał za wygraną i sypał jeszcze bardziej. Wycieraczki nie nadążały i zaczynało mi to coraz bardziej grać na nerwach. Jak z natury jestem spokojny tak złe warunki pogodowe zawsze umiały mnie wyprowadzić z równowagi.
- Lubię to auto - nagle usłyszałem głos Rosie i odwróciłem do niej głowę. Po sekundzie jednak spojrzałem znowu na drogę, bo musiałem się w nią dobrze wpatrywać, żeby cokolwiek widzieć.
- W sensie? Zawsze wydawało mi się, że wolisz Jamiego Mercedesa - stwierdziłem.
- Nigdy nie powiedziałam, że mi się nie podoba - zaparła się blondynka. - Po prostu jakoś nigdy nie pytałeś - wzruszyła ramionami.
- Widziałem jak kręciłaś nosem, kiedy pierwszy raz do niego wsiadałaś. Pamiętasz, wtedy jak piekliśmy ciasto dla mojej mamy.
- Tak, no bo z wierzchu wygląda tak staroświecko, ale jak już wsiadasz to czujesz ten drugi świat, odpływasz, chcesz nie wracać do świata za szybą - Rosie sama totalnie odpłynęła opisując uczucia względem mojego samochodu.
- Wyjęłaś mi to ust - zaśmiałem się.
- Kiedy pierwszy raz do niego wsiadłam - zaśmiała się - nie umiem tego opisać, ale tak jakby pokochałam ten samochód, jako pasażer i mimo, że ogrzewanie jest włączone od jakiejś godziny to nadal jest w nim zimno i dalej mi się podoba. Urzeka mnie w nim wszystko - prawie całowała moją deskę rozdzielczą.
Moją no bo moje auto, ale tak jakby czuję się właśnie nim, więc tak jakby prawie mnie pocałowała.
Wywróciłem sam do siebie oczami na samą myśl jakie mi rzeczy przychodzą do głowy.
- Z czego się śmiejesz? - zapytała Rosie. Ja się śmiałem?
- Co? Nie śmieje się przecież.
- Od jakichś pięciu minut uśmiech nie schodzi Ci z twarzy - zauważyła.
- Na prawdę? - teraz to już spaliłem buraka na twarzy.
- Aż tak bardzo cieszysz się, że bierzesz mnie do siebie?
- Nie codziennie spędza się święta z przyjaciółką przy jednym stole.
- Dalej jesteśmy przyjaciółmi? - zapytała, a ja się zamyśliłem.
- A niby kim innym? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, zaczynając się stresować.
Rosie w odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami, po czym odwróciła głowę do okna.

Po pół godzinie na zewnątrz było coś w stylu śnieżycy. Jechałem trzydzieści na godzinę, bo szybciej się nie dało, przez co ujechałem może z piętnaście kilometrów. Na bank nie zdążymy na czas na uroczystą kolację.
- Kurwa! - zaklnąłem, a Rosie prawie wyskoczyła z fotela.
- Co się stało?! - krzyknęła spanikowana blondynka, rozglądając się wokół siebie.
- Wjechałem w zaspę.
- Ty zaklnąłeś? - spojrzałem na nią. Czy ona naprawdę zadała to pytanie?
- Tak i mamy dużo większy kłopot. Poczekaj tu - zawinąłem szalik szczelniej wokół szyi, założyłem kaptur od płaszcza na głowę i wyszedłem z samochodu na mróz.
Trzasnąłem drzwiami i obszedłem pojazd, tak żeby sprawdzić, czy da się wypchać nas z tej zaspy. Wskoczyłem do rowu, co skończyło się zatopieniem w śniegu do połowy ud i przebrnąłem jakimś cudem do maski samochodu. Przód był zasypany i ciężko będzie go tak po prostu wypchać na drogę.
Zastukałem na szybę, żeby Rosie otwarła szybę. Dziewczyna to zrobiła, po czym wychyliła głowę na zewnątrz.
- Boże, chowaj tą głowę, bo Cię przewieje - podszedłem do okna, żeby mieć ją na wprost siebie.
- Dobra, co tam się stało? Da się stąd wyjechać? - zapytała ze zmartwieniem w głosie.
- Ciężko, ale się chyba da. Będę potrzebował twojej pomocy.
- Mam wejść do śniegu i pchać samochód? - zapytała z obawą, ale i lekką kpiną. Zagotowało się we mnie, ale przeklnąłem gniew i odetchnąłem głęboko.
- Posłuchaj, przesiądziesz się na moje miejsce za kierownicą, odpalisz silnik, i dasz wsteczny. Poradzisz sobie, no dalej.
- A ty, co będziesz robił?
- Spróbuje Cię wypchać - spojrzałem w jej piękne tęczówki, które błyszczały, mimo iż było zimno, strasznie i się bała.
- No o-ok - zająkała się, po czym niepewnie przeniosła się na miejsce kierowcy. Poczekała, aż przejdę do maski i zsypię z niej trochę śniegu, po czym wcisnęła wsteczny. Auto nie drgnęło.
- Dodaj gazu!
Blondynka posłuchała i z całej siły nacisnęła na pedał gazu, przez co koła zabuksowały, a ja wylądowałem w zaspie za sobą.
- Cholera... - wydukałem, dotykając swojego boku.
- Natty! Nic Ci nie jest?! - usłyszałem trzaśnięcie drzwiami, a następnie śnieg obok zazgrzytał. Poczułem delikatną dłoń na swoim policzku.
- Ze mną w porządku - skrzywiłem się na narastający ból w prawym boku. - Ale z autem nie bardzo. Sam go nie wypcham. Zadzwonię po lawetę.
- Najpierw wstań - rozkazała martwiącym się głosem, po czym podała mi dłoń i pociągnęła ku sobie z całej siły. Udało się i staliśmy teraz naprzeciw siebie w śniegu po pas.
- W aucie mam telefon - zacząłem, wpatrując się w jej oczy. Rosie także patrzyła w moje, ale co chwilę zjeżdżała wzrokiem na moje usta.
O cholerka.
- To może ja już zadzwonię, żeby byli szybciej - speszyłem się i obszedłem Rosie na około. Przełożyłem rękę przez okno i wyciągnąłem telefon z uchwytu na przedniej szybie. Wykręciłem numer pomocy drogowej.
- Dzień dobry, potrzebujemy lawetę - zacząłem, kiedy po czwartym sygnale odebrał jakiś facet, a w tle było słychać jakieś dziwne odgłosy.
- Każdy teraz potrzebuje. Panie, jest pan dziewiąty w kolejce i szybko nie przyjedziemy. Do trzech godzin może się uda, o ile my nie wjedziemy do rowu.
- Aż tyle?! Przecież my tu zamarzniemy! - zirytowany uniosłem głos.
Facet na chwilę jakby nad czymś myślał. Modliłem się, żeby zgodził się od razu przyjechać.
- Ilu was tam jest? - w końcu się odezwał.
- Ja i koleżanka.
- A gdzie jesteście?
- Niedaleko "Hamburger dla wygłodniałego kierowcy" - przeczytałem szyld z daleka świecący na kolorowo.
- Obok jest motel. Prześpijcie się w nim i rano was zgarniemy - facet zaśmiał się gardłowo, a mi przyszło na myśl jak może wyglądać. Gruby postawny mężczyzna bez zębów z brudnymi rękami od smarów. - Dobranoc.
Śmiał się dalej, a potem się rozłączył.
- Za ile będą po nas? - usłyszałem za sobą głos Rosie, przez co gwałtownie się odwróciłem. Poczułem ból w boku i skrzywiłem się.
- Rano. Niedaleko jest motel, przeczekamy to - uśmiechnąłem się mimowolnie, obawiając się dzisiejszej nocy. Spaliśmy już razem, ale wtedy jej nawet nie lubiłem.

Głosować! :D

Dzika kotkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz