Zapukałem na drzwi, ale nie usłyszałem żadnych kroków, muzyki, nic. Zapukałem jeszcze raz.
Cisza.
No dobra. Nacisnąłem na klamkę, w razie, gdyby jednak Rosie nie zamknęła ich na klucz, otworzyły się.
Ok.
Ściągnąłem buty w przedpokoju i rozejrzałam się po dole. Wszędzie był bałagan. Butelki po piwie i alkoholu walały się po całym dole, a w powietrzu czuło się dym papierosowy.
Gdybym nie wiedział jaki jest jej ojciec, powiedziałbym, że to ona zrobiła ten bajzel.
Wszedłem po schodach, mając nadzieję, że tam zastanę Rosie. Rozejrzałem się po górnym korytarzu. Czworo białych drzwi, jedne z nich trochę uszkodzone. Przypomniałem sobie ostatnie zdarzenie z jej ojcem i zapukałem. Nie czekając na odpowiedź wszedłem.
Rosie spała na łóżku, ale chyba mnie usłyszała, bo zaczęła mrugać. Miała na sobie...
- Ty... nosisz okulary...? - byłem zdezorientowany.
- Co... ja nie... - dotknęła okularów, siadając na łóżku. - Tak, noszę...
Opadłem zaskoczony na krzesło, które było za mną.
- Ale... jak? Jak to możliwe? Przecież Ty... nienawidzisz osob, które... je noszą - wydukałem wpatrzony w jej zakrwione oczy ukryte za szkłami.
Brała jakieś narkotyki albo spała w soczewkach. To i tak było dla mnie nie zrozumiałe. Rosie? Okulary? To było dla mnie za wiele.
Ściągnęła okulary i spojrzała na mnie.
- Noszę. I co, teraz powiesz wszystkim, że mam wadę wzroku? - była wredna. Wredna jak kiedyś.
- Dlaczego szydzisz z innych skoro jesteś taka sama?! - podniosłem głos.
Jak tak mogła? Jednak nie była taka idealna, za którą wszyscy jej znajomi ją uważają. Miała skazę. I to wielką.
- Bo mi się tak podoba, ok?! Gówno Cię to interesuje!
- To czemu mnie tu sciągnęłaś? A nie Ane, twoją przyjaciółkę, albo tabun innych koleżanek? Przecież wszyscy Cię tak uwielbiają! - Nie wytrzymałem. Powiedziałem prawdę i dobrze mi z tym. I chyba to jest najgorsze.
Wpatrywała się chwilę we mnie, jakby analizowała, co właśnie powiedziałem.
- Odczep się ode mnie - wycedziła.
- Jesteś nie fair względem innych. Gnosisz wszystkich, nie widząc sama jaka jesteś. Rosie, zaczynałem Cię już, do cholery, lubić!
Oparłem się o oparcie krzesła mając już dość. Schowałem twarz w dłoniach, a po chwili usłyszałem płacz Rosie. Odkryłem oczy.
Była cała zapłakana i lało jej się z nosa. Rozglądnąłem się za chusteczkami, a kiedy je zlokalizowałem, podniosłem się i jej je podałem. Podniosła głowę.
Cholera, zrobiło mi się jej żal. Jak była wredna i nie miła, tak miała momenty, że była całkiem sympatyczna i fajna. Ale i tak mnie wkurzała.
Usiadłem obok na łóżku i objąłem ją ramieniem. Rosie była zdezorientowana, nie widziała, co zrobić, ale kiedy zamknąłem ją w uścisku, ta odwzajemniła mój gest i objęła dłońmi mój brzuch.
Ok, fajnie się poczułem. Dziewczyna mnie przytula.
Której nie lubię.
Moje ramię zaczęło się robić mokre, odciągnąłem ją od siebie, żeby na nią spojrzeć. Miała mokre oczy i patrzyła na mnie ślepo.
Zupełnie jak ja, kiedy ściągnę okulary. Naprawdę miała wadę wzroku.
- Nat - odezwała się Rosie pięć centymetrów od moich ust - wadę odziedziczyłam po mamie, a ona wyjechała i ją znienawidziłam tak jak te przeklęte okulary. Nienawidzę siebie, że muszę je nosić, dlatego zawsze mam szkła kontaktowe. Tej nocy spałam w nich i przesadziłam. - Wskazała na swoje oczy. - Sam widzisz, że są przekrwione jak cholera.
Pokiwałam głową.
- Nienawidzisz mnie teraz? - zapytała niepewnie.
- Przez trzy lata Cię nienawidziłem. Teraz Cię tylko nie lubię - mimowolnie uśmiechnąłem się. Nie umiałem być zły, widząc w jakim jest stanie.
Rosie też się rozpromieniła, na tyle ile mogła, a następnie kichnęła.
- Sto lat - powiedziałem z delikatnym uśmiechem.
- Dzięki - uśmiechnęła się.
- Połóż się, a ja Ci zrobię gorącą herbatę. Może być z cytryną? - zapytałem już w drzwiach.
- Tak, dziękuję! - usłyszałem już za drzwiami.
Uśmiechnąłem się pod nosem.Zrobiłem herbatę, a w szafce koło talerzy znalazłem nawet jakieś ciastka. Położyłem je na tacy razem ze szklanką i skierowałem się na schody.
Wszedłem do pokoju. Rosie siedziała na łóżku opierając się o ścianę i szukała czegoś na laptopie.
- Może być? - wystawiłem w jej stronę tacę.
- Tak, połóż na biurku. Jak ostygnie trochę to się na pije. - Z opóźnionym refleksem spojrzała jeszcze raz na rację. - Skąd masz ciastka?
- Yy były w szafce?
- A znalazłeś coś jeszcze?
- Chodzi Ci o te puste butelki z taniego wina, które są wszędzie?
- Tak jakby?
- Potem posprzątam jak chcesz.
Zrobiła wielkie oczy.
- Chyba oszalałeś. Niech ojciec to sprząta. Jak wytrzeźwieje to nawet odkurzacz włączy - zauważyła.
- Czyli mówisz, że nie jest, aż taki zły?
- Jest najgorszy - wywróciła oczami. - Wiesz przecież...
Zaczęła bawić się swoimi palcami.
- Nie gadajmy o tym, ok? Co robisz? - wskazałem na laptop, a Rosie uśmiechnęła się i poklepała miejsce obok siebie na łóżku, abym usiadł.
- Szukam jakiegoś filmu, żebyś się ze mną nie nudził.
- Ok, znalazłaś jakąś komedię romantyczną? - zaciekawiony wpatrywałem się na ekran, ale poczułem na sobie wzrok Rosie.
- Czy ty sobie jaja ze mnie robisz?
- Myślałem, że dziewczyny lubią takie filmy - zmarszczyłem czoło.
- Tak, ale Ty jesteś chłopakiem. Prawda? - uniosła prawą brew w oczekiwaniu na odpowiedź.
- A masz jakieś wątpliwości?
- Hm.
- No dzięki - obrażony spojrzałem w ekran.
- To ok, możemy oglądnąć La la land.
Zobaczyłem jej uśmiech odbijający się w czarnym ekranie, kiedy ładował się film. Też się uśmiechnąłem. Lubiłem musicale i komedie romantyczne.
Film się zaczął, a ja znalazłem jakieś miękkie poduszki, które podłożyłem sobie pod głowę, żeby było mi wygodnie.
Jednak w ciągu trzydziestu minut zmieniłem pozycję ze sto razy i leżę teraz na brzuchu obok Rosie, która jest w tej samej pozycji, tyle że cały czas smarka.
- Czemu do mnie zadzwoniłaś? - zapytałem, kiedy była reklama w filmie.
Zobaczyłem jak przygryza wargę.
- Dzwoniłam do Any, ale była tak zalana, że ledwo kontaktowała i - kichnęła - jakoś tak wyszło, że ty mi zostałeś... To znaczy, kurde, wszyscy moi znajomi byli wczoraj na imprezie, a Ty nie, więc pomyślałam...
- Ok, spoko, rozumiem - przerwałem jej, bo nie chciałem słuchać tłumaczenia. Nie cierpiałem tego.
- A czemu ty przyszedłeś? Może miałeś jakieś plany, choć wątpię - ostatnie dwa słowa dodała prawie niedosłyszalnie.
- Tsa, bo co taki okularnik mógłby mieć do roboty w sobotę rano... - wpatrywałem się w ekran. Znowu zaczynała.
- Nie nazwałam Cię tak. Po prostu... nie wiem - odwróciła do mnie głowę.
- Miałem pisać nasze wypracowanie, ale zadzwoniłaś, a choroba jest chyba ważniejsza, tak? - zauważyłem jak otworzyła usta ze zdziwienia.
Dobra, to chyba nie zabrzmiało tak, że ona jest jakby dla mnie ważna, prawda? Boże, proszę, żeby nie.
- Mieliśmy razem pisać to wypracowanie. Czemu chciałeś go sam robić?
- Jeśli mam być szczery to nie wierzyłem, że serio coś znalazłaś i RAZEM to napiszemy.
Odwróciła głowę do ekranu i była jakby obrażona. Po chwili odezwała się.
- Na szafce leży żółta książka. To "Biała masajka". Dawno temu ją czytałam i mogłaby dużo wnieść do tego głupiego zadania.
Odwróciłem głowę w stronę szafki. Rzeczywiście była tam żółta książka. W myślach uderzyłem się w twarz.
Po dziesięciu minutach oglądania filmu w ciszy i nie śmiania się, kiedy była śmieszna scena, odezwałem się.
- Przyjść jutro do Ciebie? Miałaś do mnie wpaść, ale jesteś chora, więc możemy tutaj to napisać - normalnie poczułem jak się uśmiechnęła.
- No spoko, może być - odparła z grobowym tonem głosu.
Obejrzeliśmy musical do końca, Rosie zjadła kanapki, które jej zrobiłem i zasnęła.
Z nudów rozglądnąłem się po jej pokoju. Łóżko, obok szafka nocna, pod oknem biurko, dalej szafa z ubraniami i regał. Regał z książkami. Mały regalik, który stał samotnie w kącie obok drzwi, a w nim pełno książek. Podszedłem bliżej, aby sprawdzić zawartość.
Lektury szkolne, jakieś bestsellery z ostatnich kilku lat, a nawet podręczniki z naszego roku leżały na półkach. Skoro Rosie ma tyle książek to czemu nie pokazuje tego na codzień?
Usłyszałem dźwięk dzwonka mojego telefonu i przeklnąłem pod nosem, bo mógł obudzić Rosie. Szybko odebrałem.
- Halo?
- Bracie, kurwa, nie wiedziałem, że masz takie wzięcie. I to u Ro!
- Cco? Jamie, o czym ty mówisz?
- Nie pamiętasz nic z tej nocy? W sumie Ci się nie dziwię - zaśmiał się - dobra, to wejdź na Facebooka.
- Po co?
- Przypomnisz sobie - znowu się zaśmiał i rozłączył.
Boże, co on znowu wymyślił?
Włączyłem dane komórkowe i dla własnego spokoju wszedłem na Facebooka. Od razu wyświetliło mi setki wiadomości od ludzi, których nie znałem, zapraszali mnie na jakieś imprezy czy coś, a powiadomienia były zapachane przez jakieś komentarze, które dodawali ludzie pod jakimś postem. W końcu znalazłem wpis, w którym zostałem oznaczony.
Byłem na zdjęciu razem z Rosie. Ona trzymała mnie za biodra, a moja dłoń znajdowała się na jej piersi i całowaliśmy się.
- Co to kurwa jest?! - wydarłem się, a Rosie się przebudziła.
- Co się stało? - zapytała rozespana.
- Jeszcze się pytasz? To jakiś fotomontaż! Jak mogłaś?!
- Ale o co...
- O to chodzi - przerwałem, pokazując jej telefon.
Wpatrywała się w niego z otwartą buzią jakby o niczym nie wiedziała.
- Ale... jak...? - zadała pytanie nadal zaskoczona.
- Sam bym chciał wiedzieć, wiesz? Jak jesteś wredna tak nie spodziewałbym się tego nigdy po tobie. W czym Ci to pomogło? Chciałaś większą popularność zdobyć? I jeszcze moim kosztem? Kujona? Wiesz co, już zawsze taka zostaniesz.
Wyrwałem telefon z jej rąk i wyszedłem z pokoju. Usłyszałem za sobą jej krzyk i biegnące kroki, ale się nie odwróciłem.
Wybiegłem z domu zatrzaskując za sobą główne drzwi.
Może faktycznie to nie ona, ale byłem zbyt wściekły, żeby jej w cokolwiek uwierzyć. Po prostu mnie zniszczyła.Zagłosuj :)
CZYTASZ
Dzika kotka
RomansaZazwyczaj wszystkie opowieści są o przykładowych dziewczynami i niegrzecznych chłopcach. Ona jest szkolną prymuską bądź szarą myszką, która nie chce zwracać na siebie uwagi. On - chłopak z tatuażami, kolczykami, palący, pijacy w nadmiernych ilościac...