-28- [w Trakcie POPRAWY]

1K 43 0
                                    

*pov Justine*
James został na obserwacji w skrzydle szpitalnym, całe szczęście że nic sobie nie złamał, bo upadek z takiej wysokość mógł go nawet zabić. Syriusz powiedział, że zostanie razem z okularnikiem. Zgodziłam się na to przez przytknięcie głowy.
Wychodząc ze skrzydła szpitalnego pierwszą osobą jaką do mnie pobiegła był Toby a później Remus, który wyglądał jakby coś go trapiło. Przytuliłam delikatnie krukona i od razu podbiegłam do swojego chłopaka.
-Hej Remusku-przywitałam się z nim a na mojej twarzy rozkwitł uśmiech.
-Musimy porozmawiać.-Rzekł linaktrop i chwycił mnie za nadgarstek ciągnąc na zachodnie schody mało uczęszczne przez uczniów.
-Remus o co ci chodzi? Wiesz dobrze, że jeśli chodzi o quidditch to z tego nie zrezygnuje-rzekłam stanowczym głosem wpatrując się w twarz mojego ukochanego. Pamiętał, że quidditch jest dla mnie wszystkim.
-Boje się o ciebie. Szczególnie jak gracie ze Ślizgonami..-mruknął przytulając mnie. Całkowicie rozumiałam obawy Lupina ale dopóki pani Hooch widziała co się dzieje to mogę być bezpieczna.
-To urocze kochanie, że się martwisz-zaśmiałam się czochrając jego włosy. Remus w odpowiedzi warknął zatapiając wargi w moich. Po chwili oddałam pocałunek pozwalając brązowowłosemu pogłębić pocałunek.
Po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie łapiąc powietrze. Ten pocałunek był jak Remus czuły, delikatny i lekko nieśmiały ale momentem dominujący, dziki i władczy.
-Obiecujesz, że będziesz na siebie uważać?-Spytał opierając swoje czoło o moje. Moją odpowiedział był krótki mruk i ucałowanie policzków chłopaka.
-Ooooo.... Nasze zakochane gołąbki.-Na te zdanie od razu się odwróciliśmy i spostrzegliśmy Syriusza, który opierał się o ścianę ze swoim słynnym uśmieszkiem.-Co w tu robicie?
Remus podszedł do przyjaciela coś mu tłumacząc. Black ciężko westchnął kręcąc głową i dając pstryczka w nos Lunatykowi. Po chwili zbiegł ze schodów z niesamowitą szybkością a ja mogę założyć się o 4 galony, że czarnowłosego zepchnął Lupin ale postanowiłam w tej sprawie nie dociekać. Czokoladooki za kilka chwil znalazł się przy mnie i objął w talii gdy schodziliśmy ze schodów a po drodze moje policzki otrzymały kilka soczystych buziaków.

Wchodząc do salonu wspólnego nie zastaliśmy nikogo poza śpiącym Syriuszem. Spojrzałam na zegarek a wskazówki wskazywałt 23:36. Remus uznał, że mam iść spać, bo rano nie wstane na zajęcia. Chciałam się z nim kłócić ale jednak moje zmęczenie wzieło góre nad kłótnią. Pożegnałam się z chłopakiem idąc do swojej sypialni. I to było coś co mnie trochę denerwowało w Remusie Lupinie. Jego zbytnia nadopiekuńczość względem mnie. Oczywiście stara się tego tak nie okazywać przy innych ale bardzo słabo mu to wychodzi.
Weszłam do pokoju i od razu przywołałam do siebie piżame kierując swoje kroki do łazienki. Przebrana w piżamę oraz z rozczesanymi włosami ruszyłam do swojego łóżka wtulając się w poduszkę. Uspypiając usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju przez okno. Zbytnio się tym nie przejełam, bo byłam na granicy jawy a snu. Po minucie, może dwóch poczułam jak materac ugina się podemną. Rozpoznałam perfumy Remus i odwróciłam się do niego wtulając w jego tors.
-Śpij mała-usłyszałam cichy głos Lupina, który przytulił mnie do siebie. Nic nie odpowiedziałam, bo byłam już w krainie snów.

Innymi oczami Justine Death: Huncwoci-rok piąty [zakończone] [korekta]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz