*pov Remus*
Moi rodzice czekali na nas przy wyjścia z dworca. Tata wziął od Justine walizki, ja pocałowała przelotnie mame w policzek i schowałem walizke do auta. Blondynke objąłem w pasie i zaprowadziłem do auta całując w czoło.
Jak moja rodzicielka była sceptycznie nastawiona co do dziewczyny ale miałem nadzieje, że się jakoś dogadają. Cóż musiały bo mamy spędzić najbliższe dwa tygodnie razem..
-Justine kim są twoi rodzice?-moja mama uwielbiała się wypytywać ludzi o takie rzeczy. Objąłem dziewczyne i pocałowałem w policzki, mierząc mame wzrokiem.
-Emm... Moi rodzice są prawnikami-odpowiedziała i wtuliła się we mnie zamykając oczy.
Przez całą drodze nie rozmawialiśmy o tym co zdarzyło się w pociągu. Chyba blondynka nie chciała mówić o tym przy moich rodzicach ale widziałem w jej oczach, że się o mnie martwiła. Hope i Justine znalazły wspólny język, przez co przez cały czas rozmawiały.
-Proszę pani...-Justine zaczesała swoje włosy za ucho całując mnie delikatnie w skroń.
-Mów mi Hope kochanie-Mama jak zwykle była bardzo miła a ja się ucieszyłem, że nie przyczepiła się do jej kolczyka.-A więc o co chciałaś zapytać Justine?
-Emm... Możemy o tym porozmawiać w cztery oczy?-zarumieniła się i spojrzała na podłoge przez co mi się jeszcze bardziej podobała.
-Oczywiście kochanie-uśmiechneła się do niej a mi puściła oczko. Mam nadzieje, że nie domyślała się niczego.Po dwóch godzinach byliśmy w domu. Wysiadłem i wziąłem walizki blondynki pomagając jej wysiąść z samochodu. Od razu poszliśmy do domu i mojego pokoju.
-Zejdzie za 20 minut za kolacje!-Hope weszła do domu i od razu poszła do kuchni przygotowując kolacje a tata poszedł do salonu siadając w fotelu i przeglądając proroka codziennego.
Moją księżniczke objąłem w pasie przytulając się do niej. Przez tą podróż stęskniłem się za jej ciepłem i dotykiem. Zauważyłem jak się uśmiecha i palcami przeczesuje moje włosy.
-Stęskniłem się za twoim dotykiem misiu-mruknąłem a ona tylko się zaśmiała. Położyłem się z nią na łóżku i gładząc po ramieniu razem snując plany na przyszłość. Nagle usłyszeliśmy jak mama nas woła na kolacje, nie zauważyliśmy kiedy mineło to 20 minut. Zeszliśmy trzymając się za ręce na co mój dziadek zacmokał z niezadowoleniem.
-Tato... Proszę cie-Mama spojrzała na dziadka z buntem w oczach i kazała nam usiąść. Na moje nieszczęście dziadek musiał wybrać miejsce obok nas.
-A ona jakiej jest krwi?-spytał jakby jej tu w ogóle nie było.
-Jest mugolką. Ale mi to nie przeszkadza-powiedziałem patrząc się na Justine.
-Mhm... Szlama. Cóż wnuku masz te złe geny-powiedział biorąc tosta i zjadając go.-Powinieneś wziąść czystej krwi albo conajmniej półkrwi aby wasze dziecko nie było charłakiem albo na Merlina mugolem.
Justine wstała i wyszła z jadalni zostawiając na wpół dojedzoną jajecznice. Spojrzałem na dziadka z mordem w oczach i wybiegłem za nią. Wybiegła na podwórko kuląc się pod gruszą i płacząc. Usiadłem na przeciwko niej i przyciągnąłem za ramiona do siebie zamykając w szczelnym uścisku. Ona tylko wtuliła się we mnie a ja zacząłem ją kołysać na boki i gładząc po włosach i plecach.
-Nie przejmuj się nim księżniczko-wyszeptałem jej na ucho tuląc do siebie. Nie odpowiedziała tylko pokiwała głową i bardziej się wtuliła we mnie. Tą romantyczną chwile przerwali James i Syriusz.*************
Bum! Wróciłam do was z martwą weną. Kto pomoże mi ją ożywić lub coś? Bo ona naprawde jeszcze troche a mnie opuści na Amen ale mamy kolejny rodział! Cieszmy się i radujmy z tego powodu.Do nexta hunce 😘😘😍💝

CZYTASZ
Innymi oczami Justine Death: Huncwoci-rok piąty [zakończone] [korekta]
FanficNazywam się Justine Death i jestem czarownicą mugolskiego pochodzenia.Mam 15 lat i należe do Gryffindoru. Z huncwotami mam niewiele wspólnego.No może poza Remusem.Huncwoci to:James Potter,Syriusz Black,Remus Lupin i Peter Pettigrew.Nie będe wam o ni...