Rozdział 5

69 6 24
                                    


'' Szary stróż ''

Słońce powoli wychyliło się zza góry. Oświetliło chmury na lekko różowy kolor, w końcu światło dotarło również do nas. Powoli przetarłem oczy siadając i podziwiając te wszystkie barwy.

- Przyniosłem nam śniadanie. - Odparł z zadowoleniem blondyn wkładając jagodę do ust. Szybko wstałem i trzepnąłem go w tył głowy by to wypluł, tak też się stało.

- Auć za co?

- Baranie to wilcze jagody ! Trujące. - Westchnąłem głośno. Rzecz jasna, że nie był by dobrym kucharzem.

Nasz prowiant już dawno się wyczerpał, została sama woda. Rozglądają się za czymś jadalnym zobaczyłem jabłoń przy samej jaskini. Strajker w niezręcznym geście uśmiechnął się lekko biorąc rękę za głowę. Nie dało się tym najeść, ale też nie byliśmy głodni.

''Najwyższy czas ruszać.'' - Przeszła mnie myśl, po której zwinęliśmy obóz.

Poszliśmy szukać Ika, nie było go na polanie i w części dębowej lasu, ani też na wypalonym przez ludzi fragmencie ziemi. Małe chatki też były puste. Przeszukaliśmy wszystkie bliskie miejsca, las był naprawdę ogromny.

- Ale cisza. - Chwilę wsłuchałem się w odgłosy dziczy, jednak żadnego z nich nie było słychać.

- Coś tu nie gra, gdzie śpiew ptaków, gdzie zwierzęta. - Powiedziałem zaniepokojony. Szliśmy kwiecistą drogą wśród błękitno-fioletowych kwiatów. Nagle coś przemknęło mi pod nogami, był to całkiem dziki Słigun.

- Patrz. - Zachichotał pokazując palcem na uciekające zwierzę. Idąc po jego śladach trafiliśmy do części lasu, w której jeszcze nie byliśmy. Blondyn delikatnie rozchylił krzaki po czym gwałtownie machnął ręką. - Zobacz Rex. - Kucnąłem i wtedy ujrzałem szarego stwora przypominającego wilka. Od razu skojarzył mi się z tym z wczoraj. - Wiesz jak nazywają te rasę? - Zapytał patrząc z błyskiem w oczach.

- Jak? - Zapytałem by nie psuć mu humoru. Głupi, bo głupi, ale za to zna się na zwierzętach. Taki kumpel zawsze może się przydać.

- To River, niektórzy nazywają go strażnikiem dróg lub światła. Są super co nie?! Przypatrz się. Zwierz miał szare futro, co kontrastowało się z jego zielonymi ślepiami. Wielkie czarne pazury i czarną kropę na końcu ogona. Wyglądał jakby na kogoś czekał, a może po prostu odpoczywał. Stał, a raczej siedział wpatrzony w drzewo. Krzaki obok niego poruszyły się, w mgnieniu oka został otoczony przez Agmy. Było ich pięć, a on tylko jeden. Zaczęła się walka. River wykonał skok plując ogniem, zmieszał go z wiatrem tworząc wir. Dwie Agmy padły, jedna wbiła swoje kły w jego kark, a on odbił się łapami od ziemi wywijając się na plecy. Zgniótł wroga łamiąc mu szczękę. Pozostały dwie ostatnie, warczały głośno, jednak River miał nad nimi sporą przewagę, którą postanowił się pochwalić. Stworzył parę klonów za pomocą, których wciągnął przeciwników do wiru nie dając im możliwości jakiegokolwiek ruchu. Czar nie trwał długo szybko je wykańczając. To było godne podziwu, a zarazem takie pouczające, by nigdy nie lekceważyć swojego przeciwnika. Będąc zapatrzonym w jego potęgę nie spostrzegłem, że przyszła jakaś dziewczyna. Dopiero ostrzegł mnie szept Strajkera. - Zobacz ją. - Pokazał palcem. Miała czarne włosy do kolan zawiązane w długi warkocz. Biała szata lekko pozłacana na rękawach i przy guzikach. Skórzane spodnie w ciemnej barwie czerwieni do tego brązowe krótkie rękawiczki i kozaki tego samego koloru.

- Jak dobrze, że cię tu znalazłam River. - Zwierz spojrzał pytająco. - Chodź ze mną potrzebuje twojej pomocy.

Wstał kłaniając się przed nią. Szybkim i pewnym ruchem wskoczyła na niego. Klepiąc lekko w bok jego szyi ruszyła. Rozbijając kryształ przyzwałem Gori i wsiadłem na niego.

W Cieniu Księżyca - X Zawieszone/Edytowane W Nowej Historii Na Profilu XOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz