Rozdział 6

46 5 10
                                    

''Przysięga''


Powoli otworzyłem oczy, już z poziomu podłogi wiedziałem, że dalej jesteśmy w lesie. Tym razem było to inne miejsce, kolejne, którego jeszcze nie znaliśmy.

- Strajker obudź się. - Szarpnąłem nim, jednak nie podziałało. Przekręcił się na drugi bok mamrocząc coś pod nosem. Dopiero gdy na nim usiadłem postanowił współpracować. Wstałem tym czasem on śmiał się ciągle leżąc.
- To już ranek. - Powiedział uśmiechając się. Podniósł się, a następnie zaczął rozciągać.
- Zobacz gdzie jesteśmy.
- Nie znam tego miejsca, lecz mogę stwierdzić, że dalej w lesie.
Zapadła głęboka cisza, która została jak zwykle przerwana przez blondyna. - Gdzie teraz idziemy?
- Przed siebie. - Odpowiedziałem krótko.
- A co z twoim przyjacielem demonem? Nie sądzisz, że nie warto się za nim uganiać? To potwór...
- Zamknij się ! - Zmierzyłem go wzrokiem. - Znajdę sposób by mu jakoś pomóc...
- Wiesz co ludzie myślą o tych bestiach, zabiją go... Rex proszę... taki jego los, potwory nie mają przyjaciół.
- On taki nie jest ! Nie jest potworem ! I to ty nie zasługujesz na przyjaciół, oceniając książkę po okładce. - Krzyczałem jednocześnie panując nad gniewem by nie wymknął mi się spod kontroli. Na końcu zdania mój ton głosu zniżył się i stał się bardziej zgryźliwy.
Blondyn odwrócił wzrok.
- Boisz się go?
Nie odpowiedział, jednak mogłem domyślić się, że mam rację przez to jak głośno przełknął ślinę.
- Myślisz, że ja tego nie czuje, nie czuje strachu? Boje się jak diabli, jednak przeciwnością trzeba stawiać czoła, nadstawić czasem kark by odbić się od dna i wspiąć na sam szczyt. - Spojrzałem na niego i z lekkim uśmiechem podałem dłoń.
- Masz rację. - Mocny uścisk dłoni rozluźnił atmosferę. Mogliśmy iść.
Trafiliśmy na wąską dróżkę, udało mi się zobaczyć kilka świecących owadów, takich jak ważki i motyle. Strajker piszczał jak mała dziewczynka z zachwytu. Po dłuższym czasie weszliśmy na łąkę. Panował idealny spokój do puki nie otoczyły nas wilki. Formując okrąg wszystkie zaczęły wyć. Przeszły mnie ciarki, a blondyn uczepiony mocno mojego rękawu machał śmiesznym scyzorykiem.
Nagle z drzewa zeskoczył ogromny biały wilk. To był ich przywódca, żywa legenda ''Biały Kieł''.
Zabrałem zabawkę Strajkerowi, chowając nóż do kieszeni.
- Czego tu szukacie? - Zapytał ludzkim głosem.
- Szukamy wyjścia z lasu.
- Czy aby na pewno? - Zapytał podejrzliwie w swoim języku, który jakimś cudem udało mi się zrozumieć i odpowiedzieć.
- Tak.
Blondyn wodził nie spokojnie wzrokiem po ziemi.
- Nie powinno was tu być. Trwa walka między moim klanem, a watahą Czarnego Kła.
Bez większego namysłu zapytałem. - Mogę wam jakoś pomóc?
- Wybacz, ale nie ufam ludziom. - Przewrócił oczami siadając.
Nagle przyciskając środek pleców sojusznika kazałem mu się pokłonić. Sam też to uczyniłem.
- Co mamy zrobić byś nam uwierzył?
- Zastanówmy się. - Wstał i zaczął chodzić w kółko. Nagle stanął wbijając pazury w ziemię. - Mam pomysł.
Spojrzałem pytająco.
- Przeprowadzimy test.
- Jestem gotów. - Powiedziałem gdy tylko skończył mówić. Czekając aż coś wymyśli zbierałem zapał do walki, byłem przekonany, że będę musiał się z nim zmierzyć.
- Pierwsza próba. Znajdź mnie wśród wilków. - W tym samym momencie zmienił się w jednego ze swoich sług.
''Wygląda jak cała reszta.''
Wtedy jeden z nich zawarczał i wszystkie zaczęły skakać, kręcić się i wyć. Koniec końców ustali w szyku. Dodatkowo by dać mi fory stanęła przede mną tylko piątka.
- Wybierz. - Odparł mały wilczek.
- Chwila... - Myślałem i myślałem, aż w końcu mnie olśniło. - To ten. - Wskazałem na pierwszego z brzega.
- Niestety, ale nie udało ci się zgadnąć.
- Nie udało mi się, bo to ty. - Uśmiechnąłem się do najmniejszego wilczka. - Wśród tej piątki nie było przywódcy, bo tylko on może wydawać tu rozkazy.
Biały Kieł przybrał ponownie swoją postać.
- Sprytne, sprytne, a więc jednak zdałeś. Wyjaśnij mi jednak po co wybrałeś jednego z pięciu skoro wiedziałeś, że stoję obok ciebie.
- Wyprowadziłeś mnie w maliny, dlatego też się odwdzięczyłem czekając aż powiesz, że nie udało mi się.
- Rozumiem. - Pokazał kły uśmiechając się. - Czas na próbę drugą.
- Też mogę iść? - Zapytał Strajker.
- Owszem. - Kiwnął głową dając mu pozwolenie.
- Zaczynajmy !
- Drugim zadaniem jest złapanie jagody Soner.
Zarył łapą w ziemię i biorąc w pysk dużą czerwoną kulę wypluł ją przed nami.
- Czekaj. - Analizując jego wypowiedź zatrzymałem się na słowie ''złapcie''. - Czy to znaczy, że będziesz w nas rzucał?
- Nie.
- To na czym polega to zadanie?
Wilk odwrócił się do nas tyłem i zagwizdał. Chwilę potem z krzaka obok wyszedł równie duży brązowy wilk.
- Przedstawiam wam Walkiasa.
- Miło mi was poznać. - Ukłonił się.
- Wzajemnie. - Wtrącił blondyn. - Ja jestem Strajker, a to jest Rex.
- Możecie mi mówić Brązowy Kieł.
Spojrzeliśmy na niego, po czym obaj wybuchliśmy śmiechem.
- Co was tak bawi? - Skrzywił się lekko jeżąc kark.
- Nie ważne. - Jednym słabym uderzeniem uspokoiłem towarzysza. Nie lubiłem sytuacji, w których trzeba zachować powagę, jednak tym razem musiałem się dostosować.
- Wasze zadanie jest proste. Walkias zabiera jagodę, a gdy uda was się go złapać to ją wam zwróci, a wy przyjdziecie z łupem do mnie. Mam nadzieję, że wszystko jasne.
Przytaknąłem, wtedy brązowy wilk wziął nasz cel do pyska i ustawił się stabilnie na glebie.
- Rozpocząć bieg ! - Wydał rozkaz po którym ruszyliśmy.
Skubany był szybki i chciał nas zmęczyć. Zatrzymując się wyglądał jakby się z nas nabijał i to motywowało mnie do dalszego działania. Niepostrzeżenie minęła godzina. Było kilka dobrych momentów gdy miałem go przed nosem, ale robiąc unik w bok szybko mi się wymykał. Wystarczy go tylko dotknąć !
Po kolejnych dwóch godzinach przestałem przejmować się zmęczeniem, gdy nagle zza pleców usłyszałem dziwny dźwięk. Gdy się obejrzałem Strajker leżał na ziemi dysząc.
- Już nie mogę, Rex biegnij sam.
Podszedłem do niego i zacząłem go podnosić.
- Nie ma mowy. - Powiedziałem stanowczo biorąc go na plecy i ruszając dalej.
- Wcale nie musisz tego robić. - Powiedział po chwili.
Na co ja zaśmiałem się krótko i odpowiedziałem. - Tak postępują przyjaciele.
- Czekaj, czy ty właśnie... nazwałeś mnie swoim przyjacielem?
- Co w tym takiego dziwnego?
W odpowiedzi otrzymałem cichą radość. To było śmieszne, że słowami możemy uszczęśliwiać innych ludzi. Uśmiechnąłem się lekko.
Unosząc wzrok do góry zobaczyłem, że Walkias zmierza w naszym kierunku.
''Czy to znaczy, że przegraliśmy?'' - Nabierając powietrza nie wypuściłem go do czasu, gdy z jego ust padło to jedno zdanie.
- Oto jest wasza jagoda. - Otworzył pysk upuszczając na ziemie nagrodę.
Odstawiłem blondyna na nogi.
- Czemu? - Zapytałem krótko.
Wilk przechylił głowę na prawy bok patrząc na mnie swoimi ciemno brązowymi ślepiami rzekł.
- Masz czystą duszę tyle wystarczy, to zadanie to bujda, po prostu chciałem się z wami pobawić. Mimo wszystko weźcie te jagodę, inaczej szef może być na mnie zły. - Zamachał ogonem po czym usiadł.
Już miałem sięgać po trofeum, jednak wystraszył mnie huk łamanych gałęzi tuż nade mną. Wycofaliśmy się szybko i patrzyliśmy z niedowierzaniem na kupkę sierści leżącą na liściach. Tajemnicze zwierze żyło i poruszało się strasznie powoli ledwo odrywając łapy od ziemi. Wydawało dziwne dźwięki przypominające warczenie.
Nagle stwór uniósł się na dwie łapy i chwycił za jagodę.
- Zostaw to ! - Wrzasnął blondyn, jak zawsze odważny czaił się za mną.
Futro zrobiło gwałtowny ruch i chwilę potem ujrzałem w nim ludzką pomarszczoną i pomalowaną twarz. Mina ta miała kwaśny wyraz, jakby miała odstraszać drapieżniki.
Chwilę potem wiedziałem już, że mamy do czynienia z dzikusem, który niczego nie rozumie. Nim zdążyłem się ruszyć, pożarł jagodę i zbiegł.
- Ja w to nie wierze ! - Przyparłem czoło do drzewa kompletnie się załamując.
- Nie martw się, mam jeszcze jedną na zapas. - Wtrącił Brązowy Kieł.
Szczerze odetchnąłem, to zadanie było wyjątkowo trudne, przynajmniej jak dla mnie.
- Wracamy? - Zapytał Strajker, chociaż tak naprawdę wiedziałem, że nie chce mu się iść taki kawał i jestem prawie pewny, że chce mnie do tego wykorzystać.
- Zapytam jeszcze o coś. Czemu nie dogoniliście mnie wsiadając na jakiegoś stwora?
- A tak było można?! - Oburzył się Strajker.
Zaśmiałem się głośno. - Też myślałem, że to wbrew zasadom.
- Powinienem wspomnieć, ale no cóż i tak wygraliście, więc wracamy. - Wstał i odwrócił się do nas tyłem. - Łapcie za ogon.
Bez zbędnych pytań chwyciliśmy, a potem oślepiło nas światło. Znaleźliśmy się tuż przed Białym Kłem.
- Gdzie wasz łup? - Zapytał podchodząc bliżej.
- Dość trudno to wyjaśnić... ale do naszej jagody dorwał się dzikus. - Próbowałem się tłumaczyć.
Krótka cisza, po której wsparł mnie Walkias.
- Mówi prawdę. - Schylił głowę.
- Wierze wam. - Odparł krótko.
- Naprawdę? - Padło nie potrzebne pytanie od blondyna.
- Czemu miałbym wam nie wierzyć? Całkiem nie dawno przebiegał tu jeden taki cały brudny człek, potwierdza to waszą teorię. - Mówił z uśmiechem na pysku.
- A więc co jeszcze mamy zrobić byś nam w końcu zaufał? - Zapytałem patrząc w jego ślepia.
- Wystarczy, że zabijesz bestię, która ostatni czasy bardzo nam wadzi. Wyjada nasze zapasy i ostrzega Czarnego Kła przed naszymi atakami. Stwór nosi nazwę Arzipeja, jeden taki na cały las, a tyle kłopotu. - Westchnął po czym kontynuował mówienie. - Po tym jak już się go pozbędziesz, zabierz kryształ by nikt inny nie dostał się do jego mocy. Gdyby coś poszło nie tak po prostu się wycofaj.
- Nie ma mowy, żebym się teraz wycofał, załatwię go ! - Zakrzyknąłem pewny siebie po czym pobiegłem. Nie minęła chwila, a się wróciłem.
- W dobrą stronę się kieruje?
- Szukaj na zachodzie.
- Strajker zostań. - Powiedziałem jak do psa wiedząc, że będzie mnie tylko spowalniał.
Ruszyłem pośpiesznie zostawiając za sobą kurz. Zacząłem się rozglądać, jednak z tej wysokości nie było nic widać. Wdrapałem się na drzewo i wypatrywałem czegoś niezwykłego, jakiejś poszlaki, która zaprowadzi mnie do wroga. Słońce już się chowało, ale nim zrobi się ciemno zdążę go pokonać i wrócić! Oświetlały mnie same ciepłe barwy, uniosłem rękę do góry by wczuć się w te chwilę.
'' Było cudownie, ale nie mogłem tu zostać, bo przecież są rzeczy ważne i ważniejsze.''
Schodząc z wysokości spojrzałem jeszcze raz na niebo i opuszczając powoli wzrok niżej zauważyłem coś żółtego, a wręcz złotego.
Pobiegłem przed siebie zatrzymując się gwałtownie. Na wielkim drzewie wisiał kryształ, dokładnie nad głową potwora. Stanąłem jak wryty. Długi jaszczurzy ogon owijał pień suchego dębu. Pysk kojota otwierał się wypuszczając powietrze, a łapy lekko się przesuwały wchodząc pod piach.
Nie byłem pewny czy śpi, może tylko odpoczywa. Pomyślałem wtedy, że jeśli przyniosę kryształ unikając walki z nim to osiągnę co najmniej połowę sukcesu i ujdę z życiem. Zielono-żółta błyskotka stała się moim celem.
Skradałem się cicho, zostało mi jedynie kilka ostatnich kroków.
'' Raz... dwa... trzy...'' - Odliczałem powtarzając sobie w myślach. - ''Bestia śpi... raz... dwa... ''
Nagle pod moimi nogami pękła gałązka. Wstrzymałem oddech. Stwór otworzył oczy, a ja odskoczyłem jak oparzony, niemal nie uciekłem.
- Kolejny po kryształ? - Oblizał kły podnosząc się na nogi. - Wynoś się, inaczej pożrę twoją duszę ! - Patrzył na mnie krwawo czerwonym pustym wzrokiem. Zaczął się ślinić.
Wycofałem się kawałek.
- Jesteś demonem? - Zapytałem utrzymując spokój.
- Nie, no skądże. - Odwinął ogon z pnia. - Jestem twoim przyjacielem.
Po tym zdaniu nagle straciłem go z oczu. Wtedy coś skapło na mnie z góry. Kierując tam wzrok zobaczyłem paszczę szykującą się do obiadu. Odskoczyłem szybko, przeturlałem się po piachu i podnosząc się z ziemi wskoczyłem na drzewo. Chwyciłem za kryształ, a potwór znalazł się z drugiej strony, próbował przewrócić stary dąb. Mógł po prostu tu wejść, ale widać było, że się ze mną bawi, jakby wiedział już, że mu nie ucieknę.
Nim drzewo runęło zdążyłem zeskoczyć w bezpieczne miejsce. Stałem na czymś miękkim, po chwili okazało się, że to jego ogon, który przewrócił mnie na ziemię, a następnie owinął się wokół mojej szyi. Podniósł mnie do góry. Zacząłem panikować tracąc oddech.
Z daleka rozniósł się głośny gwizd potem na niebie pokazało się czarne ostrze, które mnie uratowało odcinając demonowi ogon.
Zawył z bólu, a ja mogłem się ulotnić i tak też zrobiłem. Ktoś mnie uratował, ale nie chciałem na razie o tym myśleć, jedyne czego pragnąłem w tym momencie to powrót do obozu, do wilków, do legendy tego lasu, która zdoła mnie ocalić.
Biegłem przez cały czas, aż w końcu trafiłem.
- Oto twój kamień. - Odwróciłem wzrok wystawiając rękę z kryształem.
- Nic się nie stało. - Powiedział jakby wiedział co się tam wydarzyło. Zabrał kryształ dając go jednemu z wilków. - Została ostatnia rzecz.
- Jaka? - Zapytałem po chwili.
- Przysięga.
Zwołał wszystkich i mogliśmy w końcu zaczynać.
- Pragnę byś przyjął białą stronę mocy do serca. Będąc wilkiem nie zdradzać swoich, pomagać i być odważnym. Trzy zasady. Czy przysięgasz służyć na mój rozkaz człowieku?
- Przysięgam. - Odpowiedziałem głośno i wyraźnie.
- Czy przysięgasz, że pomożesz pozbyć się całego zła na ziemi?
- Przysięgam. - Odpowiedziałem bez zastanowienia.
- Czy przysięgasz, że się nie odwrócisz i nie zerwiesz sojuszu?
- Przysięgam! - Powtórzyłem po raz ostatni.
- Więc witamy cię w swoich skromnych progach, od dziś jesteś też wilkiem !
Stojąc w miejscu wszyscy zaczęli mnie obwąchiwać.
- Biały Kle. - Zacząłem powoli. - Opowiesz mi coś więcej o walce z Czarnym Kłem? - Zapytałem.
- Dobrze. - Skinął głową po czym usiadł wyżej na skale.
Wszystkie wilki usiadły, więc zrobiłem to samo.
- Jak wiemy Czarny Kieł był kiedyś naszym dobrym przyjacielem, podobnie, jak ten którego zabrał ze sobą, czyli Szary Kieł. Chcieliśmy dowiedzieć się czemu zmienili swoją stronę, ale każdy nasz ruch kończył się stratą wielu naszych. Bez względu na to jakie mają powody, trzeba się z nimi rozprawić i pomścić tych, którzy usiłowali powstrzymać te wojnę !
- Zbadam to dla ciebie ! - Poderwałem się na nogi.
- Nie powinieneś się na to porywać.
Wilki zaczęły gasić ognisko.
- Miałem już gorsze misję. - Machnąłem ręką.
- Pójdziesz, ale pod jednym warunkiem.
- To znaczy?
- Walkias idzie z tobą.
- Ja? - Zapytał zaskoczony.
- Tak ty. - Odparł krótko.
- Dobrze... - Nawet nie zaprotestował, po prostu przytaknął mimo swojej niechęci.
Wkrótce zrobiło się zupełnie ciemno. Nastała pora snu. Układając się wygodnie zamknąłem oczy...

* * *

(Koniec rozdziału :3

Czy tylko ja się tak uśmiałem przy pojawieniu się dzikusa?

Jak myślicie kto uratował Rex'sa?


W kwestii wyjaśnienia rozłożę to na czynniki pierwsze: Są dwie watahy. Jedna dobra, druga zła. Główny dowódca to rzecz jasna Biały Kieł i Czarny Kieł. Zaś pod dowódca to Brązowy Kieł i Szary Kieł. (Takie 4 najważniejsze wilki) W razie pytań pytać śmiało, jadłem śniadanie więc nie pogryzę. To by było na tyle. Narazka..).

W Cieniu Księżyca - X Zawieszone/Edytowane W Nowej Historii Na Profilu XOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz