Rozdział 11

39 4 14
                                    

''Pogoń''


Czekaliśmy wraz z Walkiasem na powrót Białego oszołoma, który jako jedyny potrafi przygotować zwój ze zdobytych przedmiotów.
Minęła druga godzina, czas niemiłosiernie się dłużył. Brązowy Kieł pobiegł za tropem. Przyprowadził zgubę po godzinie. Obaj byli cali pooblepiani błotem i liśćmi.
Strajker: - Co się stało?
Walkias: - Nie zgadniecie. - Mruknął patrząc z pod byka na B.K. - Znalazłem go w gorących źródłach, wraz z Elzą.
B.Kieł: -Nie można nawet odpocząć. - Westchnął przewracając oczami. - Po prostu wydawało mi się, że dłużej wam zejdzie.
- Dalej nie wyjaśniliście nam dlaczego tak wyglądacie?
B.K: - Wszystko wina Walkiasa, który stał tak sztywno... haha zupełnie jakby miał kij w duu...
W: - Tylko dlatego wrzuciłeś mnie do wody? - Przerwał mu nagle.
B.K: - Właśnie dlatego. - Wyszczerzył się. - Chciałem, żebyś się trochę zabawił. Będąc takim marudą i smutasem nigdy sobie żony nie znajdziesz.
- Ekchem. - Głośno odkrząknąłem, gdyż wyglądali jakby mileli się zaraz rzucić sobie do gardeł. - Biały Kle czy mógłbyś zrobić dla mnie ten zwój?
B.K: - Owszem. - Odparł krótko. - Musicie tylko dać mi 8godzin.
Strajker: - Że ile? - Zbulwersował się, okazując przy tym rezygnację. - Już się naczekaliśmy... - Westchnął głęboko.
B.K: - Na żartach się nie znacie? Max pół godziny.
Blondyn zmrużył oczy, przykucnął i odwracając się do nas plecami zaczął rozmawiać z kimś na swoim poziomie. Trzeba było przyznać, że wspaniale odnajduje się w swoim towarzystwie.
Śmiesznie to wyglądało, jednak tym razem powstrzymałem się od wyśmiewania towarzysza.
Biały wilk zniknął wskakując do niepozornie małej dziupli.

''Przejście do wnętrza jego umysłu, brzmi kusząco... ale czy jest to w ogóle możliwe?''

* * *

Czas minął, wilk wrócił z małą zwiniętą rolką na plecach.

- Jeżeli uda wam się go złapać, przeczytaj zwój. Nie pomyl się, bo nie wrócisz żywy. Nawet magiczna moc pieczęci nie będzie w stanie ci pomóc. - Powiedział z powagą patrząc na mnie.
- Nie boję się śmierci, uda mi się ! - Przechwyciłem pieczęć i wzniosłem ją ku górze.
- Ten, którego szukasz był tu niedawno... Demony to istoty, które nienawidzą ludzi, ponieważ boją się ich uczuć i tego, że mogą one zostać przywrócone przez najbliższych opętanej osoby... dlatego też Szogun chciał cię zabić.
- Skąd znasz jego imię? - Zapytałem niepewnie.
- Znam go zbyt dobrze i wszystkie jego byłe marionetki, jedyną, której nie omamił do końca była czerwono-włosa Ksenia. Zmarła królowa Krainy Cieni. - Spuścił wzrok wlepiając go w ziemię. - On jest za młody... Z tego co opowiadałeś, martwię się, że pieczęć może nie działać.
- Czemu tak myślisz? - Powinien mnie wspierać, a zamiast tego mówi, że nie dam rady.
- Wasza rasa jest niestabilna psychicznie, jeśli nie masz silnej woli twoje serce ogarnia mrok. Nie widzisz już swoimi oczami otaczającego cię świata, twoje myśli zagłuszają jego mordercze zapędy. Zmieniasz się w bestię, dla której podstawowym pragnieniem jest głód i nienawiść do wszystkich żywych stworzeń.
Przeszedł mnie dreszcz po całym ciele. W dłoni ściskałem zwój. Doskonale wiedziałem, że zaryzykuje pomimo konsekwencji.
- Wiem, że nie zdołam cię przekonać, dlatego niech los ci sprzyja. - Odparł odchodząc.

* * *

Słońce znajdowało się w chyba najcieplejszym miejscu na niebie. Pokonywaliśmy kilometry pytając się ludzi czy go nie widzieli.

Wszyscy nijako pomogli, lecz to co zobaczyłem spotykając go na swojej drodze zmroziło mi krew.
Siedząc na chłopaku jedną ręką wgniatał jego głowę w glebę, trzymając przy tym szponiaste palce na twarzy ofiary. W ułamku sekundy nachylił się nad nim i przegryzł mu gardło. Jasna krew tryskająca z przerwanej tętnicy opryskała szyję i obojczyk demona.
Strach sprawił, że cofnąłem się dwa kroki. Przeraźliwy śmiech rozkoszy rozbrzmiał, gdy odchylił się do tyłu.
''Nie mogę użyć zwoju, dopóki go nie ogłuszę... Strajker zniknął gdy ujrzał ten widok, w gruncie rzeczy wcale się nie dziwię. Po prostu uciekł przez impuls strachu...''
Bezmyślnie wyszedłem z ukrycia.
- Szogun, wyzywam Cie ! - Poczułem wtedy na sobie morderczy wzrok, gdy przekrzywiając lekko głowę w bok wlepił we mnie swoje spojrzenie.
Krótko to trwało, gdyż podniósł się i zaczął biec, uciekać.
Ruszyłem za nim po śladach, które skończyły się na rzece. Tam też przystanąłem, wziąłem głęboki oddech i rozejrzałem się uważnie.
Cała moja uwaga skupiła się na lekko drżącym krzaku tuż obok. Rozchyliłem gałązki powolnym, bezszelestnym ruchem.
''Znalazłem go...'' - Przeszła mnie myśl.
Czułem narastającą niepewność, w powietrzu nie było już mrocznej zatruwającej aury, jakby wszystko wróciło do normy.
Chłopak klęcząc miał wplątane palce w posklejane włosy. Trząsł się i mamrotał coś pod nosem, mocno zaciskając przy tym powieki.
Wyciągnąłem do niego rękę, choć był odwrócony tyłem. Coś jakby ostrzegało mnie, żebym tego nie robił, serce biło trzy razy mocniej.
- Ik? - Zapytałem szeptem, zaraz potem dodając. - Już wszystko dobrze, spójrz na mnie.
Brak reakcji sprawił, że go dotknąłem. Położyłem dłoń na ramieniu przyjaciela, jednak szybko zostałem odtrącony.
- Wszystko dobrze? Nic nie jest w porządku ! - Wstał, wtedy stanęliśmy twarzą w twarz.
- Zaufaj mi, pomogę. - Powiedziałem spokojne.
Wyraźnie widziałem szklanki w jego oczach, a wraz z nimi strach i cierpienie.
Chwila ciszy. Chciałem go uspokoić, więc objąłem go delikatnie. Zacisnął palce na moich plecach. Czysta rozpacz, którą tak długo w sobie dusił. . .
Nagle poczułem, jednak ból... był przenikliwy i wręcz paraliżujący. Czarno-włosy wgryzł mi się w kark.
-Agh... Ik to boli. - Powiedziałem próbując go od siebie odsunąć. W jednym momencie jego ręce splotły się z moją szyją próbując odebrać mi dopływ tlenu.
Zacząłem się krztusić, wtedy uścisk poluźnił się, chłopak gwałtownie się odsunął.
- Ja nie chciałem... - Patrzył oszołomiony na swoje dłonie.
- To nic takiego. - Odparłem po wymasowaniu ściśniętej krtani. - Chodź ze mną, proszę.
- Przestań... - Złapał za kołnierz mojej koszuli. - Rex, jestem potworem...
- Nie prawda, a z resztą nie ważne ! Nie ważne czy jesteś człowiekiem, czy demonem, bo dalej jesteś moim przyjacielem !
- Czego ty jeszcze nie rozumiesz? - Potrząsnął mną. - Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi, zadawałem się z tobą, bo łatwo było sterować kimś tak prostym jak ty. Jesteś idiotą ! Wbij sobie do tej twojej pustej czachy inny cel i przestań za mną ganiać !
- Wiem, że nie chcesz zrobić mi krzywdy. - Jego źrenice na chwilę powiększyły się znacznie. Wiedziałem, że mam rację. - Nie powinieneś sam mierzyć się z problemem, który cię przerasta.
- Zamknij się. - Warknął. - Nie jesteś mi do niczego potrzebny.
Unosząc rękę do góry dotknąłem jego twarzy.
- Dlaczego mi nie wierzysz?
- Rex zostaw mnie ! - Krzyknał na cały głos. Echo niosło skruchę, jakby pękał w środku.
W tym samym czasie popchnął mnie, przez co utraciłem równowagę i wpadłem do wody. Na całe szczęście to była płycizna, woda dosięgała mi ledwo do kolan.
Straciłem go z pola widzenia, dotarło do mnie, że 'zwiał'.

W Cieniu Księżyca - X Zawieszone/Edytowane W Nowej Historii Na Profilu XOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz