Rozdział 23

30 4 14
                                    


''Obserwator''

Ciemność, której nic nie mogło rozświetlić trwała dość długo. Była to pustka towarzysząca snom, ta której nikt po za mną nie mógł zobaczyć. Przestrzeń wypełniona po brzegi emocjami związanymi z myślami, a jednak wciąż była niczym nie wypełniona. Nie pamiętałem, kiedy ostatnio śniłem, jedyne wizje, które mnie odwiedzały, były wspomnieniami z dalekiej przeszłości.

Nagły wstrząs sprawił, że otworzyłem oczy tak szybko, jakbym wcale nie spał.

''A może już po prostu zdążyłem wypocząć?''

Prędko rozejrzałem się za źródłem mojego niepokoju.

Słońce dopiero wschodziło, można by zgadywać, że mogła to być godzina piąta na ranem.

Zazgrzytałem głośno zębami, widząc nieopodal dobrze znanego mi kirkera z ciemną czarną łatą pod okiem. Dzieliły nas dosłownie milimetry, kiedy to stwór ten nie mógł przestać się drapać.

Od razu wiedziałem, że to niezidentyfikowane trzęsienie ziemi było jego sprawką.

Westchnąłem przeciągle, patrząc na niego ozięble, lecz niczego to nie zmieniło, nawet nie przerwał wykonywania tej czynności.

Przeciągnąłem się więc i postanowiłem, że zrobię sobie poranny spacer.

Powietrze było rześkie i klarowne, a jednocześnie i chłodne, jak zawsze o poranku.

Idąc słyszałem śpiew ptaków i ciche chrupotanie gałęzi pod stopami niektórych zwierząt, które biegały między drzewami, od czasu do czasu wspinając się wyżej na pnie, by mieć widok na wszystko z góry.

Byłem bardzo głodny, gdyż wczorajsze wydarzenia nie pozwoliły mi niczego przełknąć.

W dalszym ciągu nie miałem ochoty na mięso, dlatego też podniosłem najlepiej wybarwione dojrzałe jabłko z ziemi. Miało lekkie prześwity o żółtej barwie na tle czerwieni, przypominało mi tym trochę płomień, mimo tego, że ma on w rzeczywistości dużo więcej kolorów.

Konsumując soczysty owoc nie zatrzymywałem się, aż do momentu, gdy stanąłem nad brzegiem jeziora. Na powierzchni wody nie było nawet najdrobniejszego ruchu, jak by wszystkie wodne żyjątka odpoczywały.

Chwyciłem w ręce sporych rozmiarów kamień, by rzucić nim jak najdalej, tak jakbym chciał upewnić się, czy aby na pewno nic na mnie nie czyha.

Zamachnąłem się z ledwością, gdyż to ciało stałe było tak nieforemne, że prawie wyślizgnęło mi się z pomiędzy palców.

Zrobiłem to z ciekawości, ale i też dla zabawy, strasząc tym samym stadko małych givelotów, które przy pomocy swoich nikłych skrzydełek wyskoczyły kawałek nad tworzącą się falę.

Zaśmiałem się krótko, gdy to zobaczyłem i od razu wpadłem na jeszcze lepszą myśl.

Mniejsze kamyki lepiej leżały w dłoni, co było sporą zachętą do puszczania kaczek.

Odłamki leciały nieustępliwie jeden za drugim, dopóki nie zaczęło mi to perfekcyjnie wychodzić.

''Najważniejsze, że już nie toną, prawda?'' - Zapytałem sam siebie ciesząc się, że pomimo mojego braku talentu w tej dziedzinie zaliczyłem dwa odbicia.

- Może potrzeba mi więcej mocy? - Pomyślałem, wypowiadając swoją myśl na głos.

Chwilę stałem w całkowitym bezruchu, kumulując energię i przesuwając swój ośrodek mocy bezpośrednio do prawej ręki.

W Cieniu Księżyca - X Zawieszone/Edytowane W Nowej Historii Na Profilu XOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz