Rozdział 16

109 25 12
                                    

- Wiesz, że możesz się jeszcze wycofać? - spytał Ethan, właściwie nie oczekując odpowiedzi.

Oboje dobrze wiedzieliśmy, jak bardzo denerwuję się przed spotkaniem z Zac'iem. Jedyne pocieszenie- Ethan będzie z nami. Od rana chodziłam jak na szpilkach. Zupełnie nie wiem dlaczego, modliłam się w myślach aby Zac i Ethan się nie pozabijali. Mój obecny chłopak i ojciec mojego dziecka przy jednym stole? Średnia perspektywa mile spędzonego czasu.

- Zaprosiłam go i nie wypada teraz odwoływać. - tłumaczyłam się, choć chyba nie do końca o to mi chodziło.

- Jasne. - Ethan sprawiał wrażenie, jakby sugerował, że kłamię.

- Sam namawiałeś mnie do tego, żebym się z nim spotkała. - przypomniałam.

- Ale nie żebyś od razu zapraszała go na obiad. Teraz już tak codziennie, będziemy jedli w trójkę?

- Oczywiście i spać też będziemy w trójkę! - wykrzyczałam. Kompletnie nie rozumiałam Ethan'a. Jednego dnia mówi mi, że powinnam pogodzić się z Zac'iem i dać mu szansę naprawienia tego, co zrobił Theo, a następnego, robi mi aferę, że zaprosiłam go na obiad.

- To może od razu śpijcie sobie w dwójkę!

- Wiesz co, może tak było by lepiej. - powiedziałam po czym zamknęłam się w pokoju synka i ... Zaczęłam żałować.

Poznanie Ethan'a to najlepsza rzecz jaka mnie w życiu spotkała. No może poza urodzeniem Theo. Może on ma rację i nie powinnam spotykać się z Zac'iem. Do tej pory wszystko było albo czarne albo białe. Był Zac, nie było Ethan'a. Był Ethan, nie było Zac'a. Teraz są oboje. Mężczyzna, którego kocham nad życie i ojciec mojego dziecka, który kiedyś był dla mnie wszystkim. Jak tu nie zwariować?

Po kilkunastu minutach w pokoju, wróciłam na konfrontację, z Ethan'em. Nie wiedząc jak się zachować, próbowałam traktować go jakby po prostu go nie było.

- Katie, przepraszam. - usłyszałam jego cichutko głosik, któremu ciężko było przyznać się do winy.

Za każdym razem, gdy ktoś mnie przeprasza, do moich oczu napływają łzy. Nie chciałam wyjść na słabą, dlatego najlepszym wyjściem, było po prostu ignorowanie przeprosin.

- Kochanie, wiem, że nie powinienem tak reagować. Kocham cię i nie chcę, żeby ten debil cię skrzywdził. - ciągnął Ethan.

Moje oczy uroniły kilka łez. Nie chciałam tego pokazywać i odwróciłam się tyłem do niego. Wyglądało to, jakbym zupełnie celowo go olewała.

- Katie, będziesz traktować mnie jak powietrze? - zapytaj retorycznie, po czym wymierzył kilka kroków w moja stronę. - To będziesz miała problem... - mówił kusząco - bo bez powietrza nie da się żyć.

Ethan wtulił się we mnie, a ja poczułam ogromną ulgę. Nie lubię się z nim kłócić. Za bardzo mi na nim zależy.

- Ja też przepraszam. - szepnęłam, odwracając się w jego stronę.

***

- Hej. - przywitałam się nieśmiale.

Ethan i Zac, wymienili się groźnymi spojrzeniami i chyba tylko z grzeczności, podali sobie dłonie.

- Dzień dobry, mały gentelmanie. - przywitał również synka. - Proszę, to dla ciebie. - wręczył mu mały kartonik, opanowany ozdobnym papierem do prezentów. Mały natychmiast się uśmiechnął.

- Mamo, dostałem prezent. - mówił entuzjastycznie.

- Otworzymy po obiedzie. - przekazałam stanowczo i chwyciłam synka za rękę.

Wszyscy razem zasiedliśmy do stołu. Początkowo atmosfera była na prawdę bardzo miła. Zac spoglądał na Theo, jak ja na wszystko co słodkie i jadalne podczas okresu. 

Ethan o dziwo był przemiły. Przez chwilę nawet odważyłam się pomyśleć, że mogliby się polubić, jednak wiem, że Ethan ma wielki uraz do Zac'a, za to, że zostawił mnie i synka.

***

- Podoba ci się prezent od taty? - usłyszałam głos zza ściany.

Zac i Theo siedzieli razem w pokoju, ponieważ mój były chłopak, chciał poznać lepiej swojego synka. Nie przeszkadzało mi to, dopóki nie usłyszałam słowa TATA.

- Zac, podejdź na chwilę proszę. - poprosiłam go, starając się zachować spokój.

Nie mogłam pozwolić, aby Zac mieszał małemu w głowie. Co jeśli nagle by zniknął, a Theo znów pytał by gdzie jest tata. Nie mogę go tak narażać. Wiem jak to jest, stracić kogoś, na kim ci zależy.

Zac wyszedł z pokoju maluszka, gdzie w tym samym momencie wszedł Ethan.

- Dlaczego mówisz mojemu synowi, że jesteś jego tatą? - spytałam podnosząc głos.

- Twojemu? A może jednak naszemu? - Zac zachowywał się tak, jakby miał do mnie pretensje.

- Jesteś jego tatą tylko w nazwisku. - starałam się nie wybuchnąć.

- Czyli mam przychodzić, jeść z wami obiadki, bawić się z Theo i udawać kompletnie obcego człowieka? -  wyglądał na zdenerwowanego.

- A czyja to zasługa? Nie czasem twoja? - pytałam retorycznie. Ciśnienie podskoczyła mi conajmniej do dwustu.

- Wiem, że spieprzyłem, ale pozwól mi to naprawić.

-  Naprawić? Jeśli raz uciekłeś, to możesz zrobić to drugi raz! Nie ufam ci. Nie pozwolę zranić mojego dziecka. - Z całych sił próbowałam powstrzymać gniew. Nie chciałam by Theo, słyszał moją kłótnie z Zac'iem.

- Nie uciekłem. - zaprzeczył, nerwowo mrugając. - Wyjechałem.

- A co za różnica?

- Bo zrobiłem to dla was.

- Zostawiłeś mnie z dzieckiem dla NAS?

- Katie, ty nie rozumiesz. - chwycił moją dłoń, na co gwałtownie się odsunęłam.

- No to mi to wyjaśnij.

- Nie mogę.

- Zac, w co ty grasz? Znikasz, wracasz, nie chcesz powiedzieć dlaczego. Do czego ty zmierzasz?

- Katie ja przez ten cały czas o was myślałem...kocham was. - zmienił temat, na co moje serce stało się jak z waty. Ten spokojny, czuły ton, którym mi to powiedział, sprawił, że coś we mnie drgnęło.

- Było trzeba pomyśleć o tym wcześniej.

- Nie mogłem. - w jego oczach pojawiły się łzy.

Czułam, że chce powiedzieć mi coś ważnego, ale się boi. W co on się wpakował? Dlaczego nie chcę mi niczego powiedzieć?

- Najlepiej będzie, jak już sobie pójdziesz. - powiedziałam spokojnie, lecz stanowczo i wyprosiłam go z mieszkania.

Bałam się, że nie wytrzymam i rozsypię się na kawałki. Nie mogłam już na niego patrzeć. Tak bardzo mnie zranił, a gdy usłyszałam, że nas kocha, coś we mnie pękło. Chyba już nic do niego nie czuję, prawda?

Will be betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz