Kolejne trzy dni minęły nam rytunowo. Codziennie budziliśmy się o tej samej godzinie, ja szykowałam się do pracy, a Theo do przedszkola. Po pracy odbierałam synka z placówki szliśmy na długi spacer, potem wracaliśmy na obiad. Wieczorem opowiadaliśmy sobie co ciekawego wydarzyło się przez pierwszą połowę dnia.
W piątek wieczorem jak co dzień usiedliśmy na kanapie z gromadką pluszaków. Dziś do naszych słuchaczy należy świnka Pepa, piesek Jefy, delfin Chlapek, krówka Mu i Zebra bez imienia.
- No, to co tam w przedszkolu? - zapytałam synka.
- Dziś był tata Robert'a. - chwalił się Theo.
- Tak? - zapytałam z udawanym niedowierzaniem. - A o czym wam opowiadał?
- Ten pan jest strażakiem i gasi ogień. - mówił z wielkim przejęciem.
- Woow. - udawałam bardzo zaciekawioną. - Na prawdę?
- No i mówił, że uratował kiedyś jakąś panią, bo gdyby nie on, to by się spaliła. Bo pożar był.
- No super. - w moim głosie wciąż był niesamowity entuzjazm.
- A za tydzień przyjdzie tata Sindy. - a twój tata nigdy nie przyjdzie, pomyślałam.
- Mamo.. - zaczął Theo, dość smutnym głosikiem. Otworzył buzię, aby dokończyć zdanie, lecz przerwał nam dzwonek do drzwi.
- Poczekaj kochanie, zaraz wrócę. - pocałowałam synka w czubek głowy i ruszyłam w stronę drzwi. Słyszałam tylko jak Theo rozmawia ze swoimi misiami. Bardzo ciekawiło mnie kto może stać na klatce schodowej, czekając, aż otworzę.
Otworzyłam drzwi, a nich zauważyłam Cody'ego. Co on tu robi!? Czego on ode mnie chce!?
- Co ty tu robisz? - zapytałam bez przywitania.
- Nie chciałaś się spotkać, więc postanowiłem przyjść. - stwierdził jakby było to coś normalnego. Co za tupet. Przecież nie mieliśmy ze sobą kontaktu tak długo. Co mu nagle odwaliło?
- Możesz mi powiedzieć, co ty ode mnie chcesz? - zapytałam dość agresywnie. - Sory, ale nie mam czasu na jakieś twoje gierki.
- Chciałem zobaczyć swojego syna. - co kurwa? Jego syna? Nie no ciekawie.
- Cody, czy ty się dobrze czujesz? - zapytałam sarkastycznie, śmiejąc się jednocześnie.
- Mamo, kto przyszedł? - Theo podbiegł do mnie i objął moja nogę. Jest dość nieufnym dzieckiem.
- Cześć synku. - zwrócił się Cody do MOJEGO synka.
- Kochanie, idź włącz sobie bajkę. Zaraz przyjdę. - pogłaskałam synka po główce, udając, że wszystko w porządku. Zamknęłam drzwi, zostając z Cody'm na klatce schodowej.
- Co ty odpierdalasz?! Nie pomyliło co się coś!? - próbowałam nie krzyczeć, aby mały nie słyszał.
- Wiem, że to jest mój syn. - zareagowałam na to śmiechem.
- To jest syn Zac'a i nie wiem, co sobie ubzdurałeś. Przecież my nawet ze sobą nie spaliśmy! - mówiłam bardzo wkurzony głosem.
Nie wiem co mu strzeliło do tego pustego łba. To jest psychicznie i fizycznie niemożliwe. On się powinien leczyć.
- Ale mógł być mój. Ty miałaś być moja. - chwycił mnie za rękę, jakby chciał mnie uderzyć.
- Puść mnie idioto! - krzyknęłam.
- Musisz być ze mną! - to zabrzmiało jak groźba.
- Kurwa, zostaw mnie! Nigdy z tobą nie będę i nie wiem, co sobie wymyśliłeś! - próbowałam się wyrwać, ale nie mogłam siły. Bałam się, że Theo zaraz wyjdzie i będzie musiał na to patrzeć.
CZYTASZ
Will be better
Teen FictionKontynuacja opowieści "Second life". Po ponad dwóch latach Katie razem z synem, przeprowadza się do odległego o około 30km od Chicago- Evanston. Tam planuje rozpocząć nowe życie, z nadzieją, że kiedyś będzie lepiej. Czy można zacząć od nowa, gdy w...