Rozdział 14

122 25 28
                                    

- Pojebało cię? - szturchęłam mężczyznę, który uprowadził mi dziecko.

Wiedziałam, że to Cody. Wiedziałam, póki się nie obrócił.

- Zac? Co ty tu do cholery robisz?! - krzyknęłam, odpychając go gwałtownie.

Nie. To musi być jakiś chory sen. To nie może być on. Po prostu nie może.

- Przepraszam, chciałem zobaczyć mojego syna. - tłumaczył się żałośnie.

- Theo idź się pobaw. - powiedziałam spokojnie, wskazując palcem na huśtawki. - Syna?! Jakie masz cholerne prawo do nazywania go swoim synem?!

- Katie. Przepraszam. Wiem nie było mnie, ale jestem i... - próbował jednym gównianym przepraszać, nadrobić te wszystkie lata.

- Przepraszam?! Tylko tyle masz mi do powiedzenia?! Zostawiłeś mnie samą z brzuchem. Stchórzyłeś! - krzyczałam bez opamiętania.

Nienawidziłam go tak bardzo, jak kiedyś go kochałam.

- Ja chcę to wszystko naprawić. Chcę odzyskać twoje zaufanie. Chcę poznać Theo. - mówił, ale ja nie zwracałam na to uwagi. Napisałam tylko SMS-a do Ethan'a, że Theo jest już ze mną i że wszystko mu wyjaśnię. - Daj mi szansę.

- Co chcesz do cholery naprawiać?! Zjebałeś każdą możliwą szanse. To, że zostawiłeś mnie w ciąży, chociaż bardzo cię kochałam, to ci jeszcze wybaczę, ale nigdy, przenigdy, nie nadrobisz bycia ojcem!

- Katie, mam do niego takie same prawo jak ty.

- Hahaha. - zaśmiałam się podle. - Prawo? To co my walczymy o spadek?! Jeszcze raz się do niego zbliżysz, a nie ręczę za siebie! - ostrzegłam.

- Katie, proszę cię. Nie możesz mi tego zrobić. - w jego głosie usłyszałam smutek.

- Nie było cię, gdy rodziłam. Nie było cię, gdy mały miał kolki i płakał całe noce. Nie słyszałeś jego pierwszego słowa, nie widziałeś jego pierwszego ząbka. Nie było cię, gdy pytał co z jego tatą. A teraz nagle zjawiasz się nie wiadomo skąd i jak gdyby nigdy nic, kradniesz mi dziecko z przedszkola i chcesz się z nim widywać. - mówiłam spokojnie, tylko dlatego, że łzy zalewały moją twarz.

- Katie, zrób dla mnie tylko jedną rzecz. Pozwól mi go poznać.

- Theo, idziemy. - zignorowałam prośbę Zac'a, wołając Theo.

- Mamo, dlaczego ten pan mnie zabrał? - zapytał synek w samochodzie.

- Pomyliło mu się coś. Nie przejmuj się. - wytłumaczyłam.

Nie miałam pojęcia, co teraz będzie. On nas zostawił. Po prostu uciekł. Wyparł się swojego niczemu winnego
synka. Kochałam go i nienawidziłam jednocześnie. Ułożyłam sobie życie bez niego. Kiedy wreszcie zaczęło być dobrze, on musiał się zjawić. O wiele bardziej wolałabym, aby już nigdy nie wrócił. Jak on sobie to wyobraża? Co powie dziecku? "Nie chciałem cię, ale nagle mi się o tobie przypomniało."? Zac ma rację, prawnie i biologicznie tak samo jesteśmy jego rodzicami. Ale prawda jest taka, że Theo nie ma taty.

Czekałam tylko, aż spotkam się z Ethan'em. Miałam nadzieję, że chociaż on znajdzie jakieś wyjście z tej sytuacji i że spojrzy na to z góry.

Zapakowałam pod samym blokiem. Podczas drogi zdążyłam uronić dużą ilość łez.

- Dlaczego płakałaś? - spytał Theo.

- Głowa mnie boli. - próbowałam brzmieć wiarygodnie.

- To przez tego pana?

- Chodź, wuja już na nas czeka. - wyciągnęłam synka z fotelika i w milczeniu doszliśmy do mieszkania.

Pomogłam synkowi ściągnąć kurtkę i buty, po czym od razu udałam się do kuchni. Wzięłam tabletkę, bo faktycznie z nerwów rozbolała mnie głowa.

Już po chwili w mieszkaniu pojawił się Ethan.

- Wszystko w porządku? - zapytał jak tylko mnie zobaczył. Rozpłakałam się jeszcze bardziej, a on przytulił mnie do siebie. - Theo, idź do pokoju, zaraz przyjdzie Hazel. - zwrócił się do mojego synka.

- To wszystko jest do dupy. - wybełkotałam.

- Co się stało? Jak tylko dorwę tego Cody'ego...

- To nie Cody. To Zac. - wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Czułam, że zaraz jego koszula, będzie całą mokra od moich łez.

- Zac? Jego ojciec? - przytaknęłam. - Cholera! Co on od ciebie chce?

- Chce mieć kontakt z Theo. - wyjaśniłam.

- Ale tak nagle?

- Chce wszystko naprawić.

- Może faktycznie żałuję.

- Ty go bronisz? - uniosłam głos.

- Nie bronię, ale on jest jego ojcem.

- Ojcem? Przez te wszystkie lata nie wysłał nawet kartki na święta, a teraz nagle jest ojcem? - denerwowałam się coraz bardziej. - Co jeśli wrócił tylko na chwilę?

- Nie wiem Katie, nie wiem.

- Nie chcę, żeby zawiódł Theo, tak jak zawiódł mnie.

- Kochanie, spokojnie. - otarł mi łzy i przytulił do siebie jeszcze mocniej.

- Co ja mam zrobić? - zapytałam zupełnie bezsilnie.

- Zacznij od tego, żeby się uspokoić.

- Nie puszczę już Theo, do tego przedszkola. - stwierdziłam. Wciąż bałabym się, że ktoś znów go zabierze.

- Jutro ja z nim zostanę, a dalej pomyślimy. - stwierdził Ethan, bez namysłu.

- Dziękuję. Kocham cię.

Już po chwili usłyszeliśmy pukanie do drzwi.

- Otwarte! - wykrzyknął Ethan, wiedząc, że przyszła jego siostra.

- Daj laptopa, poszukamy niani. - zwróciłam się do Ethan'a.

Nie było czasu na płacz. Czas działać.

- Szukasz niani? Ja mogę zajmować się Theo. - wtrąciła się Hazel.

- Ty, to masz szkołę. - pouczył ją Ethan.

- Ale czasem mogłabym nie iść na kilka lekcji.

- Na razie idź do Theo. - Ethan uśmiechnął się szeroko. Hazel wykonała jego polecenie.

- Myślisz, że to dobry pomysł? - zapytałam, gdy tylko zniknęła z horyzontu.

- Nie chcę, żeby zawaliła szkołę.

- W takim razie pozostały nam ogłoszenia w internecie.

- Tym zajmiemy się jutro, a teraz... - Ethan objął mnie w pasie i delikatnie położył na kanapę. Namiętnie zaczął mnie całować, próbując załagodzić sytuację.

- Ethan, daj spokój. - wstałam i udałam się do łazienki.

Zmyłam cały rozmazany makijaż. Nadal nie wiedziałam co zrobię, ale nie chciałam o tym myśleć. Napisałam tylko SMS-a do Laury.

Do Laura: Wiedziałaś, że Zac wrócił?

Już po chwili dostałam odpowiedź.

Laura: Przyjechał do nie niedawno. Co zamierzasz zrobić?

Do Laura: Nie mam pojęcia.

Faktycznie nie miałam. Byłam w zupełnej przepaści, z której nie widziałam wyjścia. Żadne, nie wydawało mi się dobre. Theo potrzebuje ojca, ale nie potrzebuje problemów. Co jeśli wrócił na chwilę, a zaraz znów go nie będzie?

Will be betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz