Rozdział 15

209 28 20
                                    

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - zapytała szefowa. Przyznaję, zamyśliłam się.

- Przepraszam, jestem trochę rozkojarzona. - stwierdziłam.

- Potrzebujesz pogadać? - zasugerowała.

- Dziękuję, poradzę sobie.

- Daj spokój. Psycholog też czasem potrzebuje rozmowy. - usiadła obok mnie i chwyciła za rękę. - No dalej, mów co cię gryzie, póki nie mamy pacjentów.

- Zac, ojciec mojego synka wyjechał, gdy zaszłam w ciążę. Od tego momentu, nie było go w naszym życiu. Doskonale radziliśmy sobie sami. Theo nie wiedział nawet jak wygląda jego tata, a wczoraj... - do moich oczu napłynęły łzy. - a wczoraj on wrócił.

- Ale jak to wrócił? - spytała z niedowierzaniem szefowa.

- Normalnie, albo raczej nie normalnie. W każdym razie pojawił się znikąd.

- Rozmawiałaś z nim? Czego on chce? - zasypywała mnie pytaniami.

- Twierdzi, że chce wszystko naprawić. Już raz nas zawiódł. Nie chcę żeby znowu skrzywdził Theo.

- Katie, przepraszam, że ci to mówię, ale fakt on skrzywdził ciebie i to pewnie dość mocno, ale nie skrzywdził waszego synka. Dobrze wiesz, że dziecko potrzebuje dwóch rodziców. - tu akurat miała rację. Czyli wyszło na to, że to ja jestem egoistką i myślę tylko o sobie.

- A co jeśli pojawi się tylko na chwilę? - spytałam przyjętym głosem.

- To następnym razem już mu nie zaufasz. - mówiła, jakby było to coś normalnego.

Spojrzałam na zdjęcie szczęśliwej rodziny, stojące na biurku szefowej. Jej rodzina. Ona ubrana w piękną, zwiewną sukienkę, w kolorze morza, jej mąż, który jak widać ma poukładane w głowie. Wyglądał conajmniej na bogatego biznesmena. Na fotografii znajdowały się również dzieci. Chłopiec i troszkę młodsza od niego dziewczynka. Zdjęcie tetniło życiem pełnym szczęścia.

Po chwili uświadomiłam sobie, że to mogliśmy być my. Mogliśmy... Gdyby Zac nie zniknął. Może mielibyśmy kolejnego, małego skarba. Może...

- Kochałaś go prawda? - z głębokich przemyśleń wyrwał mnie głos szefowej.

- Bardzo. - odpowiedziałam cicho. Na mojej twarzy z niewyjaśnionych powodów pojawił się uśmiech. - Nigdy nikogo tak nie kochałam. Dopiero teraz zaczęłam układać sobie życie, z kimś innym. - tłumaczyłam

- Boisz się, że dawna miłość powróci?

- Nie. - odpowiedziałam z lekkim oburzeniem. - To nie tak, ja i on... to już przeszłość. Kochałam go, długo go kochałam, ale ja... On za bardzo mnie zranił. - Mówiłam tak szybko i nerwowo, że gubiłam się we własnych słowach.

- Uspokój się, Katie. - powiedziała łagodnym głosem szefowa i pogłaskała mnie po ramieniu. - To oczywiście, twoja decyzja, ale powinnaś się z nim spotkać.

***

- To już trzecia tabletka, nie przesadzasz trochę? - zapytał Ethan, gdy sięgałam do szafki po pudełko tabletek uspokajających. Zaczęłam je brać, gdy próbowałam się... Gdy chciałam umrzeć. Wtedy bardzo mi pomogły, więc miałam nadzieję, że i w tym przypadku tak będzie.

- Daj spokój. - mruknęłam i połknęłam tabletkę.

- To ty SIĘ uspokój. Bez tego szajsu. - chwycił pudełko tabletek i wyrzucił je do kosza. Nie miałam nawet siły protestować.

- Myślisz, że powinnam się z nim spotkać? - spytałam. Ja sama, nie umiałam znaleźć odpowiedzi.

Ethan przytaknął i przytulił mnie do siebie. Poczułam o wiele większą ulgę, niż po tych wszystkich lekach.

Will be betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz