Rozdział V

505 38 30
                                    

- Sprężać się! - ponaglił podwładnych szakal w ciemnej kurtce, ten sam, który strzelał do Nicka i Judy - Miało być gotowe cztery minuty temu! 

Za jego plecami, z piskiem opon, zatrzymało się czarne BMW M4, z przesadnie przyciemnionymi szybami. Ze środka wysiadł Hispano i szybko obrzucił spojrzeniem ekipę Spitza, zakładającą ładunki wybuchowe na torach. Podszedł do szakala i schował łapy w kieszenie.

- Spitz, weź się tak durniu nie wydzieraj, bo cię w aucie słyszałem. Jak idzie? - szakal zerknął lekko zdenerwowanym wzrokiem na hienę, wyciągnął z kieszeni kurtki papierosa i zapalił. 

- Już kończą, za dziesięć minut będziemy wysadzać. Pójdą wszystkie tory. - widząc,że Hispano kiwnął łbem, postanowił się o coś zapytać - Co z blokadami?

Hispano zrobił podejrzliwą minę, a Spitza przeszedł lekki dreszcz. Mimo, że od Meera nie słyszał, żeby Hispano był specjalnie brutalny dla swoich, roztaczał wokół siebie dziwną atmosferę. Robota u Meera to jedno, kto wie, co robił wcześniej. Hiena nie odzywała się jeszcze przez pełen napięcia moment.

- Są już na pierwszych paru mostach. Jak z nimi skończą, to ściągniemy zapory z magazynów i już nikt nie przejedzie. Lion's Dam jest już nasze, więc prąd też będzie pod kontrolą. - kiedy ładunki były już założone, cała ekipa się zebrała, a parę chwil później całe torowisko zniknęło w ogromnej chmurze pyłu, gruzu i poskręcanych stalowych odłamków szyn. To nie Hollywood, więc nie było soczystej kuli benzynowego ognia. Za to fala uderzeniowa z pół tony materiałów wybuchowych wstrząsnęła nawet znajdującym się w dużej odległości wozem Hispano. Hiena zadzwoniła do Meera.

- Szefie? Ta, zrobione, można zaczynać. - Chwilę później wyciągnął ze schowka inny telefon, wybrał szyfrowany numer i zadzwonił. Rozległ się jeden sygnał i telefon ktoś odebrał. 

 - Burza się zaczęła. Szalupa na wodzie, szukajcie rozbitków. - szybko powiedział Hispano i się rozłączył. Od teraz liczyła się każda sekunda.

                                                           ************************************



 Karetka przyjechała po trzech godzinach. Nic dziwnego, pomyślał Nick, to w końcu straszne zadupie. Freddy jakby przeczytał jego myśli.

- Wiesz, że w Australii na interior kraju naprawdę mówią zadupie? Outback znaczy zadupie.

- Muszę przyznać, ze ta zadnia wiedza  z pewnością nam się kiedyś przyda - Judy zręcznie ucięła temat tyłków. Biało-czerwony furgon z kogutem na dachu zatrzymał się, a lekarz, kuna w podeszłym wieku, obejrzał łapę Nicka. Po chwili kiwnął łbem z uznaniem.

- Dobra robota. Gips oczywiście i tak założymy, ale opatrunek pierwsza klasa. Kto go panu założył? - spytał lisa. Ten z dumą wskazał na Judy.

- Ka...  Judy, panie doktorze - Nick odetchnął w myślach. Przezwisko Judy było tylko dla uszu przyjaciół. Doktor podszedł do Hops i z uznaniem uścisnął jej łapkę.

- Brawo, młoda damo. Była Pani na jakimś szkoleniu? - spytał. Judy trochę dziwnie się poczuła, bo pierwszy raz ktoś nazwał ją panią, w dodatku ktoś obcy i z uznaniem.

- T..tak. Pracuję w policji, tak jak Nick - odrzekła Judy. Kuna domyśliła się momentalnie, że chodzi o lisa. I że tą dwójkę coś łączy. Doktor puścił łapkę Judy i skinął w stronę nieco obdrapanej karetki.

- No to co, panie rudy, pakujemy się do wozu. - doktor wstrzymał oddech i po chwili dodał - pani pewnie chce z nim jechać?

Judy zatkało. Była nieco przestraszona, co o jej związku z lisem pomyśli sobie doktor albo zwierzęta ze szpitala. Bo jeśli któreś coś nieopatrznie chlapnie, to Nick cały czas jest w stanie zrobić sporą krzywdę. 

Zwierzogród 2 - Z archiwów AgencjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz