Rozdział XIV

329 30 11
                                    

           Stary Studebecker pędził na złamanie karku przez wąską drogę, wyciętą w dżungli. Siedzący za kierownicą szop jakoś nie przejmował się ekologią, więc emerytowana, wojskowa ciężarówka zostawiała za sobą kłęby czarnego dymu, który totalnie zakrywał świat za nimi.

- Coon, do cholery, my chcemy przeżyć! - owarczała szopa Judy, kiedy o mały włos, znowu, ominął drzewo. Szop tylko się roześmiał, co przerażające, nieco szaleńczo.

- Jestem kamikadze! - wrzasnął w odpowiedzi i jakimś cudem wprowadził sześciokołowy wóz w poślizg. Szybko pokonał tak zakręt i z prędkością światła okręcił kierownicę w drugą stronę, żeby nie wylądować w drzewach.

- Mwpcholera... - Nick, siedzący na miejscu pasażera walnął łbem w krawędź drzwi. Co musiał przyznać, to Judy wybrała strategicznie, bo siadła se w środku. W ten sposób wyboje i styl jazdy Coona nie doskwierał jej aż tak, jak jej partnerowi. Lis potarł obolałe miejsce łapą, zastanawiając się, gdzie do jasnej ciasnej, ich wywiało.



                                                                 *******************************


48 godzin wcześniej, przestrzeń powietrzna Meksyku


Cała czwórka sterczała w słuchawkach nad stolikiem ogrodowym, postawionym mniej więcej na środku przestrzeni ładowni maszyny Agencji, jak się Judy i Nick dowiedzieli, VT - 51 Dragonfly.       

- Coś mi tu tak po prostu nie pasi - mruknął szop, przecierając łapką oczy. Richie Coon, bo tak nazywał się "zamaskowany" zwierzak, był szefem uzbrojenia Agencji i miał największe parcie na cyngiel, jakie policjanci w życiu widzieli. Na stoliku rozłożony był plan Zwierzogrodu, który Judy obflamatrowała w naczepie Freddyego.

- No zastanówcie się - ciągnął - to nie me sensu! 

- Coonie - powiedział nieco zmęczonym głosem Huskk, drapiąc się za uchem - mógłbyś nam łaskawie wytłumaczyć, CO nie ma sensu? Bo powtarzasz to już dziesiąty raz.

- Ten cały cyrk! Na kij mamy odbijać to durne miasto! - Judy i Nicka zatkało, a Huskk podniósł brew i skrzyżował łapy na piersi.

- Ja ci zaraz powiem dlaczego! - Judy otrząsnęła się z zaskoczenia, jej ton utwierdził Nicka w przekonaniu, że szop zaraz zginie - Tam są moi przyjaciele, do jasnej cholery! Już to mówiłam, da..

- Raczyłabyś się PRZYMKNĄĆ, pluszaku? - warknął Coon - Dziękuję. To nie jest wojna światowa, gdzie możemy sobie zajmować miasta w poszukiwaniu Lebensraumu! Nie możemy sobie pozwolić na straty! Odbijanie miasta nie ma sensu, bo to zbyt duży wysiłek, na który nas nie stać! Myślę...

- To coś nowego - wtrącił niewinnie Huskk. Nick parsknął śmiechem, a Judy nieco poprawił się humor. Szop obrzucił cierpiętniczym spojrzeniem całą grupkę i ciągnął dalej.

-... że nie ma sensu męczyć się z miastem. Trza całej sprawie urżnąć łeb.

- Czyli? - spytał Nick, chodź już zaczynał rozumieć, co szop ma na myśli.

- Czyli...  - chciał wyjaśnić Coon, ale cóż...

- Nie zajmujemy się miastem tylko szukamy Meera, łapiemy go, każemy mu wycofać oddziały a potem wieszamy! - wykrzyknęła Judy z entuzjazmem.

- No mniej więcej... - odparł szop, nieco zaskoczony, jak króliczka tak szybko to ogarnęła.

- Szczwany królik - mruknął zalotnie Nick do swojej partnerki. Ta odwzajemniła spojrzenie i puściła mu oczko. 

Zwierzogród 2 - Z archiwów AgencjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz