Rozdział XI

469 27 12
                                    

          Lecieli około godziny. Judy co chwila zerkała na zegarek i na cienie, tworzone na podłodze, przez wpadające z małego okienka światło. Nick z początku myślał, że po prostu sprawdza godzinę, ale żeby robić to co pięć minut?

- Cały czas lecieliśmy prosto na wschód. A parę minut temu skręciliśmy na południowy wschód - stwierdziła Judy, opierając łebek o ścianę za fotelem. Nick spojrzał na nią z podziwem.

- Skąd ty to wiesz?

- Ja uważałam na zajęciach w Akademii - odparła zadziornie, unosząc brew. Nagle maszyną szarpnęło. Najpierw w prawo, potem w lewo. A potem poczuli, jak nos samolotu opada i zaczynają przyspieszać.

- A teraz gdzie lecimy? - zapytał Huskk na interkomie.

- W dół! - wrzasnęła zgodnie dwójka pasażerów. 

- Brawo. Piątka z orientacji przestrzennej. - Huskk był ewidentnie zadowolony. Nagle dało się słyszeć cichy dźwięk, jakby odległy grzmot i wszystko ucichło. Nic się nie zepsuło. Po prostu przestało być słychać silniki i gwizd powietrza. Nick rozglądał się po wnętrzu, trochę bardziej niż z lekka wystraszony.

- Co się stało? Gdzie się podział dźwięk?

- Został w tyle! - radośnie odpowiedział husky.

- Że co?!

- Przekroczyliśmy barierę dźwięku - wyjaśniła zdumionemu lisowi Judy. Gdy skończyła zdanie, husky wyrównał lot i delikatnie położył maszynę do długiego zwrotu przez lewe skrzydło.Hałas wrócił. Kiedy Nick wyjrzał przez okno, zorientował się, że lecą dosłownie dwadzieścia metrów nad wodą. Wtedy dostrzegł na wodzie sylwetkę. Przez moment nie potrafił powiedzieć, co to właściwie jest. Potem przypomniały mu się dokumenty z Discovery Channel, które czasami oglądał.

- Czy to jest - spytał, wskazując palcem na sylwetkę - lotniskowiec?

- Owszem. Jeden z naszych. "Hellcat" - wyjaśnił Huskk. W jego głosie pobrzmiewała duma. 

- Jeden z? - Judy wyłapała, że husky mówił liczbie mnogiej.

- Tak, takich jak ten, mamy pięć. Z bliska wygląda lepiej!  - w miarę zbliżania się, lotniskowiec rósł w oczach. Widzieli ogromny kilwater, który okręt zostawiał na wodzie. Potem zaczęły być widoczne szczegóły. Wielki, płaski pokład startowy, z zaznaczonymi liniami katapult i pasem do lądowania, charakterystyczny dla lotniskowców, piętrowy mostek, windy dla samolotów na burtach i rufie, las anten i radarów za górnym mostkiem i zwracające uwagę uzbrojenie przeciwlotnicze. Głównie działka Vulcan. Na pokładzie startowym stało mnóstwo maszyn. Dwadzieścia podobnych do tej, którą lecieli i trochę więcej niewielkich mysliwców, wyglądających jak małe wersje słynnego B-2 Spirit. Jedyna różnica polegała na tym, że te miały ogon jak F117 Nighthawk. No i były pomalowane nie na czarno, lecz na błekitno-szaro. Co zaskoczyło naszą parkę, na pokładzie nie było liter ZSA, lecz okrągłe, srebrno-błękitne logo. Przedstawiało ono jakiegoś drapieżnego ptaka, tylko w dosyć kanciasty sposób.

- Nie jesteście z marynarki? - spytała Judy, widząc to.

- Nie - odpowiedział Huskk, śmiejąc się - uprzedzajac, nie z MI-6, CIA, NSA, FSB, Mossadu, Interpolu, DARPA, NASA ani nawet z RCMP! De'facto nie jesteśmy z nikąd!

- No zauważyłem, że z WHO to raczej też nie. Jeśli prowadzicie jakieś akcje humanitarne, to chyba jak Putin na Ukrainie! - powiedział sarkastycznie Nick. Judy walnęła go w ramię, a Huskk rąbnął śmiechem.

- Ale o co chodzi? - próbował zrobić niewinny ton - to tylko konwój humanitarny! Towarzysze wiozą leki, żywność i najlepsze lekarstwo na ból na świecie! Wyprodukowane przez Kałasznikowa! Doktor ma do tego całą masę tabletek!  No i najnowszy model karetki! T14 Armata! Trochę się psują, ale co tam! - Huskk skierował maszynę na niski przelot nad pokładem i nagle otworzył rampę załadunkową. Wrzaski "ZAMKNIJ" z tyłu powiadomiły go o skuteczności żartu.

Zwierzogród 2 - Z archiwów AgencjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz