Rozdział XVI

353 26 29
                                    


- Ciekawe, bardzo ciekawe... - mruczał do siebie Jack Savage, wyglądając przez maleńkie okienko kontenera, w którym siedzieli już od czasu wydostania się z miasta.

Podczas strzelaniny, gdy się spotkali, on i Finnick byli w niezłych opałach, ale ni z tąd, ni zowąd, nad ich głowami śmignął dziwaczny samolot i serią brzmiącą jak piła mechaniczna, skosił ekipą, która do nich strzelała. Savage spytał się wtedy fenka, czy jest jakaś droga, którą można wydostać się z miasta.Królik był wkurzony, gdy mały lis zaczął mu opowiadać o jakimś swoim przyjacielu, który cośtam mu kazał. Co go to obchodziło! Meer był celem misji, a jako, że w Zwierzogrodzie go nie było, to trzeba się było wydostać i udać się do lokalizacji numer dwa, na plantację, kilka mil za Puerto Rey w Kolumbii.

Z okupowanego miasta wydostali się kanałami, które Finn znał, a meerowcy nie. Potem udało się im dostać do portu w Furhead City, pociągiem towarowym, oczywiście na gapę. Tam udało się im przyczaić w jakimś kontenerze, który jak Savage stwierdził po naklejce na drzwiach, płynie tam, gdzie chcieli. Po paru godzinach załadowano ich na statek, który, jak głosiła nazwa na dziobie, nazywał się "Arkansas". Kiedy żuraw portowy ustawił się nad ich kontenerem, bawół, będący dokerem, zamknął drzwi i dookoła zrobiło się ciemno jak oko wykol. Na szczęście Finn po odgarnięciu jakichś skrzynek, wdrapał się na dach auta, stojącego w kontenerze i odnalazł okienko, przez które wyglądał teraz Jack.

- Co jest takie ciekawe? - spytał się Finnick, który był bardziej zainteresowany autem, niż widokami. Jak dotąd, udało mu się ustalić, że jest oczojebnie pomarańczowe. 

- Nasza pozycja, panie Desert. - odparł rzeczowo Savage - Dookoła nie ma ani pół statku, jeśli nie liczyć tego jachtu w oddali. Powinniśmy płynąć szlakiem żeglugowym z innymi kontenerowcami i frachtowcami, a tu, jak mówiłem, nic.

- Aha. Wielce przydatna informacja - powiedział fenek, bez specjalnego zainteresowania.

- Bardzo przydatna - wyjaśnił Savage jak małemu dziecku - możemy podejrzewać na tej podstawie, że statek znacznie zboczył z kursu na port przeznaczenia.  Wiec albo nie płyniemy do Kolumbii, albo to coś innego. Ustalenie tego wymaga wyjścia z kontenera.

- Dobra, Sherlocku. A jak chcesz stąd wyleźć?

- To akurat... - Savage przerwał na chwilę - moment. 

- Co jest? - nagła zmiana zachowania agenta zaintrygowała Finna, który już przywykł do dość oziębłej atmosfery między nimi.

- Ten jacht... - ton Savagea zmienił się, jakby agent nagle doznał olśnienia - ja go znam.

Odległość nie była mała, ale i bez lornetki Jack poznał kształty jednostki. "Pharao's Barge".

Finnick zlazł z samochodu, wspiął się na stertę pudeł, na których siedział królik i spojrzał w stronę jachtu.

- No i? Mam was umówić na randkę, czy co?  - spytał Finn, wzruszając ramionami. Savage zerknął na niego z ukosa i zaczął grzebać po swoich kieszeniach.

- Gdzie ten telefon, no gdzie ja go włożyłam - mruknął fenek pod nosem, bo Savage wyglądał teraz rzeczywiście jak panienka, która szuka komórki.

- Przymknij się, lisie - króliczego agenta ewidentnie to nie rozbawiło. Wreszcie z wewnętrznej kieszeni wyciągnął coś wielkości cyferblatu zegarka. Ustrojstewko z ekranikiem dotykowym zamrugało. Savage przyglądał się przez moment mapce wyświetlanej na nim, po czym schował je z powrotem.

- Ten jacht jest centralnie na kursie do Puerto Rey. I, z tego co GPS mi pokazał, to ten statek - Savage pokazał palcem na podłogę kontenera - też. Co ciekawe, w stronę Rey zboczył stosunkowo niedawno, jakby nagle zmienił się plan jego rejsu. A to jest nieco podejrzane.

Zwierzogród 2 - Z archiwów AgencjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz