Rozdział XXVIII

572 25 14
                                    

Zacisnęła łapki w pięści. Czuła, jak łzy spływają jej po policzkach, jak wszystko w środku jej się przekręca. Czy to naprawdę musi się tak kończyć? Cholera jasna, on tyle w życiu wycierpiał, a teraz.... podniosła wzrok i przez wodospad łez popatrzyła przez szybę. Kilku chirurgów uwijało się przy Nicku jak w ukropie. Judy średnio wiedziała, co się dzieje. Gdy tylko lekarze stwierdzili zatrzymanie akcji serca i obejrzeli obrażenia, zabrali lisa i przyklejoną do niego Hops na pokład medycznego Dragonflya, a nim na „Hellcata". Już w samolocie założyli coś Nickowi na łeb. Dla Judy wyglądało to jak przerobiony kask futbolowy z wieloma rurkami, oplatającymi go dookoła.
Przytknęła do szyby czoło i patrzyła, jak kolejne impulsy defibrylatora wstrząsają ciałem Nicka. I tak już od... a bo ona wie ile? Każda próba kończyła się jednym: porażką. Wykres EKG pozostawał płaski. Hops walnęła w szybę tak, że ta się zatrzęsła. Nicholas, masz się obudzić, jasne? Masz otworzyć ten swój durny... kochany... mięciutki rudy pyszczek, rozumiesz, cholero?! Tu jestem, popatrz!

- Wstawaj Nick.... - zdołała w końcu wydukać. Kolejny impuls, znowu nic - ... Lisiu Pysiu, wiem, ze mnie słyszysz! Nieważne, gdzie jesteś, przyjdę tam po ciebie i nakopię do dupy temu, kto cię tam trzyma!

Defibrylator znowu posłał do serca lisa wstrząs. I znów nie zadziałał. Kolejny raz lekarze, w tym Marten, kręcili łbami, zrezygnowani.

- Szlag, już po nim - dotarło nagle do Judy. Mięśnie jej stężały, teraz zadrżała nie ze smutku, lecz z gniewu - odłączcie go od...

Hops pieprznęła z całej siły w guzik otwierania drzwi i wparowała na salę jak torpeda.

- Który to, ku**a, powiedział? - lekarze zamarli. Powiedziała to cicho, lodowatym tonem - Który, pytam się?

- Hops, to - z grupki lekarzy wyszła znajoma postać z łapkami uniesionymi w górę w geście rozejmu - znam się na tym,wiem, ze ci przykro, ale już po nim...

- P o n i m? Słowa zabijają, Jack - milisekundę później paskowany królik walnął w przeciwległą scianę korytarza z dwoma złamanymi żebrami. Lekarze gapili się oniemiali na dyszącą Hops. Bądź co bądź, załatwiła agenta specjalnego. Króliczka przejechała wzrokiem po wszystkich.

- Ktoś jeszcze? - nagle doktorzy nabrali ochoty do pracy. Judy wskoczyła na stół i uklękła obok Nicka, chwytając go za łapę. Popatrzyła na ich splecione palce, niestety te lisie były bezwładne. Przysunęła łebek do jego ucha.

- Kocham cię nad życie, Nickusiu - szepnęła - walcz, nie poddawaj się, nigdy tego nie rób, błagam.

Pip. Monitor EKG przykuł uwagę wszystkich, oprócz wpatrzonej w zamknięte oczy lisa Judy. Pip. Pip.

- Sukinsyn - mruknął Marten i zerknął na Judy - i mała jędza.

Po tych słowach usmiechnął się i podszedł do stołu.

- Dobre, pacjent żyje. Posklejajmy go do kupy.

                                                                  ***************************

Lekarze znali się na swojej robicie jak mało kto. Bezbłędnie załatali Nickowi rany i poskładali go do kupy. Po skończonej operacji Judy podeszła do Martena, który wychodził z sali jako ostatni.

- I jak? - spytała zaniepokojona - Będzie dobrze? Kiedy wstanie? Mogę do niego  przyjść? Kiedy się obudzi?

Doktor przerwał jej machnięciem łapki.

- Spokojnie, spokojnie. Chirurgia wyszła, ale na razie jest w śpiączce farmakologicznej, ponieważ dosyć solidnie musieliśmy mu tam w środku nagrzebać. Czekamy teraz, czy implant się przyjmie.

Zwierzogród 2 - Z archiwów AgencjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz