Rozdział XIII

385 27 11
                                    

                       Błysk. Daleko w dole, lecz wystarczająco blisko, żeby Finnick w porę go zauważył. Fenek momentalnie odskoczył od okna, które ułamek sekundy później eksplodowało milionem odłamków, zasypując nimi pokój i , na szczęście, bo w mniejszej ilości, małego lisa. Potem do uszu Finna doszedł huk wystrzału. Dźwięk będący już w zasadzie codziennością w Zwierzogrodzie. Powoli i ostrożnie, fenek wstał i otrzepał się ze szklanych odłamków. Rzutem oka ocenił straty: nieco poszarpana koszulka, zasypany szkłem fotel, tapczan i stolik, oraz kolejna, bo już czwarta wybita szyba. Finnick podszedł do okna i wrzasnął na cały głos

- P******o was?! Dywany mi się, kurna przez to wasze strzelanie na oślep kończą! - zdał sobie jednak sprawę, że musiałby mieć dupnych wręcz rozmiarów megafon, żeby ktokolwiek go usłyszał. Więc po prostu machnął w stronę ziemi łapą i odszedł od okna. 

- No, dywan numer cztery... - jako, że mieszkał w nadbudówce pod anteną na samym szczycie Giraffe's Tower, to wiało tam dość mocno. Więc każde wybite okno musiał od razu zasłaniać dywanem, bo inaczej silny wiatr robił mu z mieszkania pobojowisko. Lecz zanim wziął się za okno...

- Cholera! Pieprzone szkło! - wlazł akurat na mały kawałek wybitej szyby, którego nie zauważył. Szybkim ruchem wyciągnął go sobie z nogi, a potem uważając, gdzie staje, poszedł po łopatkę. Zapełnienie szklanymi odłamkami kolejnego wiadra zajęło mu godzinę. Dopiero po tej żmudnej czynności mógł się zabierać za zakrywanie dziury po oknie. Zaciągnął na miejsce drabinę, a potem z niemałym trudem wytargał na jej szczyt dywan i gwóźdź po gwoździu zaczął go przybijać. Wiatr jak zawsze nie pomagał.

- No już po prostu zapomniałem jak tu ******** wieje. - burknął z irytacją. Dywan, który po dłuższych zmaganiach udało mu się przybić, był już ostatnim, jaki miał w domu. Ale to nie był jego największy kłopot. Bo dywany zawsze można wziąć z apartamentów poniżej. Ich mieszkańcy byli na tyle bogaci, że widząc co się święci, zwiali prywatnymi helikopterami. Puste lokale okazały się bardzo przydatne, bo właściciele pozostawiali w nich masę mebli, jedzenia i dywanów. Prawdziwym problemem dla Finnicka była sama antena. W zasadzie maszt, iglica budynku z umieszczonymi na niej kilkoma antenami o dużym zasięgu, które Finn spiął razem, uzyskując nadajnik o dużej mocy. W jednym z apartamentów znalazł generator spalinowy i zapas paliwa, więc odcięty od wieżowca prąd nie stanowił kłopotu. Co prawda, fenek włączał go sporadycznie, bo nie wiedział, ile potrwa cała ta rozróba. 

Ale jak to w życiu bywa, nie tylko Finn wiedział o antenie. Spitz wypatrzył ją przez lornetkę i słusznie uznał, że jest ważna. Więc, kiedy Finnick zauważył, że windy ruszyły w górę, wiedział co się święci i szybko odciął kable zasilające. A schody zatarasował, w miarę możliwości meblami. Jednak nie trzeba było być lisem, żeby rozumieć, że to kwestia czasu, jak meerowcy w końcu zdecydują się na marsz po ponad dwóch tysiącach stopni w górę i zdobędą antenę. Więc Finnick poświęcił pół ściany na rozrysowanie sobie planów ewakuacji możliwych do wykonania w jak najszybszym czasie. 

- No skok z okna raczej odpada - zastanawiał się, stercząc przed ścianą i drapiąc się w brodę - a wyjście po schodach na ulicę to teraz czyste - jakiś wybuch spowodował, że fenek odwrócił się nieco skulony w stronę ocalałego okna - ...samobójstwo. 

 Nagle mały, akumulatorowy głośniczek zasygnalizował, że antena odbiera jakiś sygnał. Fenek skoczył do generatora, odpalił go i popędził do kanciapki, gdzie trzymał swoją radiową aparaturę. Przekręcił włącznik, co spowodowało rozjarzenie się małego monitora i lampek na home-made konsoli. Ze stojącego obok głośnika, który razem z Nickiem zakosili swojego czasu ze szrotu, popłynął głos.

- Siema, bobasie! Jak tam sobie radzisz? Bo tatuś aktualnie...

- Nick, zamknij się, albo ci przywalę. - burknął Finn. Cieszył się jednak, ze słyszy starego kumpla - Cześś, stary. 

Zwierzogród 2 - Z archiwów AgencjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz