Rozdział XVII

267 24 9
                                    

- Coon, do cholery, my chcemy przeżyć! - owarczała szopa Judy, kiedy o mały włos, znowu, ominął drzewo. Szop tylko się roześmiał, co przerażające, nieco szaleńczo.

- Jestem kamikadze! - wrzasnął w odpowiedzi i jakimś cudem wprowadził sześciokołowy wóz w poślizg. Szybko pokonał tak zakręt i z prędkością światła okręcił kierownicę w drugą stronę, żeby nie wylądować w drzewach.

- Mwpcholera... - Nick, siedzący na miejscu pasażera walnął łbem w krawędź drzwi. Co musiał przyznać, to Judy wybrała strategicznie, bo siadła se w środku. W ten sposób wyboje i styl jazdy Coona nie doskwierał jej aż tak, jak jej partnerowi. Lis potarł obolałe miejsce łapą, zastanawiając się, gdzie do jasnej ciasnej, ich wywiało.

Normalnie wali na złamanie karku, myślał Nick. Co on tak goni? Dobra, powoli. Lis spróbował ułożyć sobie jakoś to, co się stało. Wywołał nas ze stołówki, wsiedliśmy do tego draństwa, jak to... Stude... beczka? A, nie pamiętam. No, i powiedział, że ktoś mu podpinkolił generała. Jakiego generała? Jak można ukraść generała? Porwać, to rozumiem, ale ukraść? 

- Noo, już niedaleko! Jest w mieście, i też jedzie szybko! - zawołał Coon, przekrzykując charakterystycznie  wyjącą transmisję Studebeckera. Szop co jakiś czas zerkał na mały ekranik, przypięty taśmą do deski rozdzielczej. Ów ekranik pasował tam jak pięść do nosa, bo można sobie wyobrazić deskę siedemdziesięcioletniej ciężarówki: prędkość, obroty, paliwo i temperatura; po co ci coś więcej; i przylepione tam urządzonko jak z Mission Impossible. Nieważne, jak głupio by to nie wyglądało, po prostu działało.

- Connie, a czy ty możesz nam chociaż powiedzieć, CO my gonimy?! - Judy wrzasnęła to szopowi do ucha, bo na normalny ton było po prostu za głośno. "Zamaskowany" wzdrygnął się od tego wrzasku i odwrócił łebek w stronę Judy. 

- Możesz tak nie wrzeszczeć?! - spytał, wciąż patrząc na nią. O ironio, żeby króliczka usłyszała, Coon też musiał krzyknąć.

- Ja wrzeszczę?! - Judy uważała, że po prostu użyła odpowiedniego tonu. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem - Ja to mówię najciszej! To ty co chwila wrzeszczysz o jakimś generale!

- Ty?! Cicho?! Dziewczyno! Ty jesteś głośniej, niż ten silnik! - odgryzł się Coon, pukając łapką o wielką, starą kierownicę.

Judy oczywiście nie chciała dać za wygraną, ale nagle poczuła, jak Nick przylega do niej całym ciałem. Z początku się wzdrygnęła, ale już po sekundzie stwierdziła, że to bardzo przyjemne.

- Nick, wiem, że chcesz,  ale to nie jest... - zaczęła Judy, wyciągając łapkę do tyłu i gładząc jego futro; myśląc, ba, będąc w stu procentach pewną intencji lisa.

- Że co?! - wrzasnął ten, przerażony - Karota, o czym ty gadasz?! Matko Boska...! - po wezwaniu niebios na pomoc, Nick z całej siły  złapał za kierownicę i szarpnął ją w lewo.

- Bajer, co ty....wwwwooowww...!!! - Coon cały czas był zajęty kłótnią z Judy, i nie zauważył, że wóz pędził w stronę urwiska. Desperackie szarpnięcie Nicka uratowało im tyłki. Cudem udało się im utrzymać na gruntowej drodze. Kiedy wyjechali już, powiedzmy, na prostą...

- Karocia, co ci chodziło po głowie?! - spytał Nick, siedząc już normalnie - Ja się musiałem pochylić, żeby za kółko złapać, nie za twój tyłek!

 - No bo ja myślałam...że ty... - dukała Judy. Położyła uszy po sobie i zaczęła je pocierać prawą łapką. Uśmiechnęła się smutno, zdając sobie sprawę,co powiedziała. Niepewnie odwróciła łebek w stronę partnera, nie wiedząc jak ten się zachowa. Wbrew oczekiwaniom, nie zobaczyła tam karcącej miny ani niczego takiego.

Zwierzogród 2 - Z archiwów AgencjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz