Wciąż dymiące wraki pojazdów gwardii narodowej i szczątki śmigłowca telewizyjnego leżały na drodze, przypominając, co może stać się z tym, kto zbliży się niepowołany. W samym mieście sytuacja wyglądała jak w Karbali (jeśli nie do końca wiecie, o co chodzi, wpiszcie na internet 'obrona City Hall, Karbala' ). Czyli mniej więcej tak: Komenda Główna ZPD obłożona pościąganymi skąd się dało workami z piaskiem, przed przeszklonym wejściem ustawiono mur z bloków HESCO ( takie kompozytowo-metalowe klocki, wypełnione pochłaniaczem odłamków, kevlarem, lub czymkolwiek co może uratować tyłek, nadają się nawet lodołapki) które jakimś cudem ostały się w magazynie komendy i muzeum. Na szczycie muru, czyli jakieś dwa metry nad ziemią, osłonięte workami z piaskiem i matami przeciwodłamkowymi stanowiska strzelnicze. Na dachu budynku, niestety, niższego od otaczających go, widniało już całe mnóstwo śladów po pociskach mniejszych i większych kalibrów. Toteż Bogo nie wysyłał nikogo do obrony dachu, ponieważ ów ktoś szybko stałby się durszlakiem. Więc całe ostatnie piętro przerobiono na strefę buforową, przeciwko cięższym nabojom. Po prostu wyniesiono całe wyposażenie na niższe poziomy. Taka strefa buforowa miała powodować, ze duże naboje, np: moździerz, artyleria, detonowały pomiędzy piętrami, nie czyniąc większych szkód. Okna pięter od pierwszego do trzeciego pozasłaniano od wewnątrz czym się dało. Szafami, biurkami, stolikami itd. Centrum dowodzenia przeniesiono do strzelnicy w podziemiach, bo w sali odpraw wciąż leżał moździerzowy niewypał. Na budynek, który, mimo, że prowizorycznie osłoniony, to jednak broniony jak prawdziwy bunkier, nie przypuszczano prawie żadnych bezpośrednich ataków. Trzy WKM-y kalibru 0.50 cala ( 12,7 mm), będące dumą Bogo, sprytnie poukrywane na pozycjach głęboko za murami, miały duże pole ostrzału i skutecznie odstraszały wszelkich agresorów. Ich pociski były w stanie przejść przez terrorystę w kamizelce, jego kolegę w takim samym wdzianku, ustawionego za nim, i przy dobrych wiatrach przebić najbliższy ceglany mur i utkwić w następnym, wyrywając w nim spory krater. Nie strzelano dużo z tych potworków, więc amunicji było pod dostatkiem. Prawdziwym problemem było to, że szpital miejski leżał w gruzach. Trafiony ponad pięćdziesięcioma pociskami artyleryjskimi i kilkunastoma rakietami Javelin, wyglądał jak Reichstag 30 kwietnia '45. Więc wszystkich, to znaczy tych pacjentów, którzy przeżyli ostrzał, przewieziono na komendę. Więc na korytarzach i w biurach policjantów, znajdujących się w środku budynku, urządzono szpital. Judy pewnie zeżygałaby się na ten widok, ale w biurze jej i Nicka była sala operacyjna numer cztery, więc cały pokój był uwalany we krwi. W "Bunkrze Dowodzenia", czyli właśnie na strzelnicy, odbywała się aktualnie narada bojowa.
- Ściągnąłem kogo się dało do tej ślicznej strzelnicy, bo jak widać i słychać, nasi przyjaciele na zewnątrz dali sobie dzisiaj siana ze strzelaniem do nas - zaczął Bogo, w swoim standardowym humorze - Więc tak, informacje, które ze względu na pośpiech przygotowań musiałem odłożyć na teraz: po pierwsze: gwardia narodowa próbowała się przebić do miasta z pomocą. Nie udało im się - zawiesił na chwilę głos - po drugie: trzeba wreszcie rozbroić ten niewybuch, który leży sobie na sali odpraw, bo mnie denerwuje. Wataha, byłeś saperem, masz jakiś plan? - spytał, patrząc na wilka. Ten po chwili zastanowienia odezwał się nieco nerwowym głosem. Bądź co bądź, niewypał to niewypał, więc Bogo mu się nie dziwił, ale sam nie miał dostatecznej wiedzy ani doświadczenia, żeby zrobić to sam.
- Mają przerwę w imprezie, więc mógłbym rzucić okiem, ale najchętniej wywaliłbym to za okno robotem.
- Dobra, weź do tego robota. Ty się jeszcze przydasz - nieudany żart Bogo mimo wszystko trochę rozluźnił atmosferę - Okej, po trzecie: dzięki mojemu źródłu, panu, jak on tam - komendant zerknął na papiery - panu Finnickowi, wiemy, kto stoi za tym wszystkim. Delikwent nazywa się Christopher Meer, właściciel Meer Enterprises, a przede wszystkim największy herbaciarski wrzód na dupie - Bogo przewrócił oczami - miliarder, ma flotę statków pływających po całym świecie i ego wielkości Księżyca. Zarabia miliony nieopodatkowanych zielonych na handlu narkotykami, bronią, żywym towarem i swojej kopalni w RPA. Co wydobywa nie wiemy, no i na niewiele nam się ta wiedza teraz przyda. Ogólne streszczenie charakteru: świr, megaloman, tyran i sadysta. I ewidentnie czegoś chce od Zwierzogrodu. Najprawdopodobniej zrównać go z ziemią. Tak nas nie lubi, bo kiedyś miasto nie chciało dać mu pożyczki. Wariat, jak mówiłem. Co do mojego źródła, to cały czas siedzi na ostatnim piętrze Giraffe's Tower, bo musi pilnować tego swojego radyjka, czy coś takiego. No i po czwarte, Clawhauser, nie dostań napadu szczęścia - powiedział Bogo do 'puszystego' geparda, który siedział smutny, bo nie było jego dwójki przyjaciół i pączków - po czwarte: Hops i Bajer odnaleźli się - pisk szczęścia Pazuriana - pięćset mil stąd, w Big Elk Town. Mają tu wrócić tak szybko jak się da, ze wsparciem - to ostatnie Bogo dodał, mimo że Nick słowem nie wspomniał, o wsparciu, kiedy rozmawiali. Komendant chciał po prostu podnieść podwładnym morale.
![](https://img.wattpad.com/cover/115116820-288-k292511.jpg)
CZYTASZ
Zwierzogród 2 - Z archiwów Agencji
FanfictionDwa skrawki papieru. W mieszkaniu Judy i w mieszkaniu Nicka. Co je łączy? Oba przyniosły śmierć i zniszczenie.Nasi bohaterowie wpadają na trop gigantycznej afery , która może rozpocząć wojnę domową, poznają także prawdziwe braterstwo przyjaźń za wsz...