Koniec to dopiero początek

879 21 38
                                    

Otwieram oczy i rozglądam się po pomieszczeniu na tyle, ile pozwala ciało. Nie mogę oddychać, ból sprawia, że moje gardło płonie, ale tak naprawdę cierpi nie tylko ono. Próbuję usiąść, ale nie mam siły, aby wstać. Nie potrafię tak naprawdę zrobić nic, chociaż mam ochotę krzyczeć.

Gdzie ja jestem? Kim ja jestem? Co się, do cholery, dzieje?

Czuje się tak, jakby ktoś pozbawił mnie wspomnień, wcisnął wielki przycisk „wymaż" i odebrał całe życie. Powieki mi ciążą, ochota na sen kusząco szepcze w moje ucho swoją niemoralną propozycje, ale wiem, że nie jest dane mi jej ulec.

Słyszę głos osoby trzeciej jakbym znajdowała się pod powłoką wody, a ona mówiła z powierzchni. Jest rozmazany, niewyraźny tak, jak wszystko, co widzę.

Nie wiem ile czasu mija, ale gdy wreszcie rozpoznaje słowa. Jak wiadro zimnej wody wylewają się na mnie wspomnienia. Topią mnie, przerażają.

Człowiek świecący białą wiązką prosto w oko, wypowiada moje imię, a ja próbuje mu odpowiedzieć, chociaż wydaje z siebie jedynie skrzek.

Jestem przerażona, ale nie z powodu tego, gdzie się znajduję, a tego, co miało właśnie miejsce.

Próbuje wydusić pytanie, które rozsadza mój umysł, jednak po prostu nie potrafię. Pielęgniarka podaje mi wodę, którą pochłaniam niczym turysta, który dopiero odnalazł źródło na pustyni. Przezroczyste krople spływają po mojej brodzie, niektóre z nich dosięgają klatki piersiowej, ale mam to gdzieś. Z pomocą lekarza przenoszę się do pozycji siedzącej, a sam fakt tego, ile zajmuje mi ta pozornie prosta czynność oraz jak ostrożnie obchodzi się ze mną szpitalny personel, zaczyna mnie przerażać.

Czuje się dziwnie słabo, jakby ktoś przycisnął do mnie ogromną skałę czekając, aż rozpadnę się w drobny mak.

– Gdzie... – szepczę, ponieważ nie potrafię zdobyć się na nic innego.

Kolejna fala wspomnień miażdży moją czaszkę. Wyduszam z siebie szloch, błagając w myślach, aby to wszystko się skończyło.

Błagając.

Madeline.

Przesuwam dłoń do brzucha, a oczywisty fakt oraz niewiedza sprawiają, że do moich oczu napływają łzy.

Nie wybaczę sobie, jeśli coś jej się stało.

– G-gdzie ona jest? – pytam. Słowa mnie palą, wystawiają na próbę całe ciało oraz determinację, ale jestem zbyt zdesperowana, aby tak po prostu się poddać. - Gdzie jest moje dziecko?

To nie mogło się stać. Nie mogłam jej stracić.

– Panienko Grey jest panienka w szoku... – Brodaty lekarz na oko w wieku mojego ojca unosi dłonie w uspokajającym geście, skinając porozumiewawczo w stronę pielęgniarki.

Zaczynam panikować, ponieważ brak odpowiedzi sprawia, że mam złe przeczucia.

– Gdzie jest moja córka?! – nieudolnie krzyczę, chociaż wciąż czuje ból. To nie jest jednak tak straszne i przytłaczające jak fakt, że nie wiem, co dzieje się z całym moim światem.

– Camille... – Mężczyzna usiłuje być stanowczy. Patrzy na mnie z politowaniem, podczas gdy ja dosłownie wpadam w szał. Dopiero interwencja pielęgniarki, która podaje mi leki uspokajające, pozwala mi zmusić się do zmiany tonu.

– Nigdy nie byłaś w ciąży – mówi wreszcie, uważnie przyglądając się mojej reakcji na swoje słowa. - W twoim stanie to niemożliwe.

– Co ma pan niby na myśli? – rzucam. Coraz więcej pytań, coraz mniej odpowiedzi, a ja czuje się jak wariatka, słuchając takich kłamstw.

One last memory •50 shades of Grey fanfiction• #EPILOG SERIIWhere stories live. Discover now