Jacht marzeń i chłód przerażajacych obaw

152 9 3
                                    

Cały dzień przepływa mi przez palce zaskakująco szybko – skupiona na pozyskanych informacjach całkowicie odcinam się od miejsca, w którym jesteśmy. Tata położył się niemal o tej samej porze co ja i chociaż usnął, padając jak kamień w wodę, mi nie było dane spokojnie spędzić nawet kilku minut. Czy panikowałam? Owszem, bo skoro Jessica miała na tyle jaj, żeby specjalnie przelecieć kilkanaście godzin tylko po to, aby porozmawiać z moim ojcem, coś musiało być na rzeczy... I jasne, że było. W końcu to moja matka i jeśli w najgorszej możliwości założymy, że faktycznie w tej rzeczywistości czuje do mnie coś więcej niż nienawiść, miała prawo przejąć się moim wybudzeniem na tyle, aby faktycznie śledzić nas aż tutaj.

Kręcę się z boku na bok, bo są rzeczy, z którymi nie chcę się mierzyć. Naprawdę wiem, że powinnam, bo przecież nie mogę uciekać przed nią w nieskończoność, jednak te wszystkie wspomnienia wyśnionej podczas śpiączki rzeczywistości sprawiają, iż ląduję właśnie tu – leżąc w pozycji embrionalnej na łóżku w apartamencie w pieprzonym niebie na ziemi i za wszelką cenę starając się opanować narastającą panikę. Co, jeśli ona jednak jest taka, jaką ją pamiętam? Co, jeśli znowu porwie mnie i tym razem dokończy to, co zaczęła?

Bawię się palcami, wbijam paznokcie w wewnętrzną stronę obu dłoni i karcę się, bo dla własnego bezpieczeństwa powinnam je wreszcie obgryźć albo wypiłować. Jestem cała pokaleczona, ale całe szczęście tylko ja to zauważam i jakimś cudem cały ten wyjazd jeszcze nie spotkał się z medialną nagonką.

I to jest pierwszy raz, gdy naprawdę cieszę się, że faktycznie to wszystko było tylko snem, a ja nie byłam ani nie jestem w ciąży. Prawda jest taka, że jestem na zbyt głębokim dnie, aby móc udźwignąć jeszcze to. Muszę jednak opracować jakiś plan, muszę znaleźć coś, co pomoże mi przetrwać i w jakiś sposób oddzielić grubą linią zakłamaną rzeczywistość, w którą tak łatwo było mi uwierzyć. Jednak, aby to zrobić, muszę cofnąć się do źródła.

Tata budzi się po ponad godzinie, ale prawie nie zamienia ze mną słowa. Idzie pod prysznic, przebiera się po czym pakuje rzeczy do swojej torby.

- Mam nadzieję, że nie jesteś dziś bardzo zajęty, bo potrzebuję zaliczyć fryzjera i kosmetyczkę - mówię, odważając się wreszcie przerwać ciszę. - Chociaż w sumie możesz tu zwyczajnie zostać i leczyć kaca, jak kto woli.

- Nie jesteś zabawna, Camille. Mam ci towarzyszyć, czy starczy ci ochrona? - pyta, a przez ton jakiego używa totalnie wszystkiego mi się odechciewa.

- A rób co chcesz. Niby nie zajmie mi to długo, ale naprawdę mam nadzieję, że gdy tu wrócę, będziesz w stanie wsiąść do taksówki o własnych siłach.

Przebieram się i kieruję się w stronę wyjścia z zamiarem opuszczenia apartamentu, ale szybko przypominam sobie o małym szkopule, jakim jest pozorny brak telefonu co równa się z totalnym brakiem możliwości zadzwonienia po taksówkę. Proszę więc Szarego o to, aby sam tego dokonał, nie chcąc spieprzyć sobie przykrywki, bo dziwne wrażenie podpowiada mi, że źle skończyłoby się ujawnienie niewinnego zakupu z wczoraj.

Zaledwie po połowie godziny docieram do znanego już centrum handlowego, gdzie spędzam dosłownie chwilę na przypadkowym dość wyborze odpowiedniego fryzjera. Oddaję się w jego ręce bez jakiegokolwiek przemyślenia tej decyzji, bo nie ma niczego, czego mogę żałować bardziej niż całej tej popieprzonej sytuacji, w jakiej się znajduję, nazywanej również moim życiem.

Mam wrażenie, że to wszystko jest zwyczajnym Amerykańskim Snem czy inną pierdołą tego typu, bo końcowy efekt naprawdę mi się podoba. I coś w głębi podpowiada mi, że to idealne miejsce i moment, aby faktycznie zacząć patrzeć na pewne kwestie z przymrużeniem oka.


One last memory •50 shades of Grey fanfiction• #EPILOG SERIIWhere stories live. Discover now