Grzmot rozświetla niebo, a kolejny trzask już nie robi na mnie wrażenia. Drzwi jak zwykle są otwarte, czego w ogóle nie rozumiem. Ochrona, srona, a Christian Grey nie umie nawet porządnie zamykać drzwi. Aż cud, że jeszcze nikt nie włamał się nam na chatę, co według mnie jest tylko kwestią tymczasową. Chociaż w sumie, co za pieprzenie, czy ktoś w ogóle odważyłby się tego dokonać, skoro mowa o twierdzy tak wielkiej jak Escala? Śmieję się z własnej naiwności, przekręcam wszystkie zamki, zdejmuję skórzaną kurtkę z cekinami i idę z nią do kuchni. Mój telefon cały czas świeci od powiadomień, wiadomości napływają jak szalone, a ja przecież jedyne, co zrobiłam, to zakończyłam konwersację w jednym miejscu, podczas kłótni. Przechodzę przez pomieszczenie, pcham na blat telefon wraz z kurtką i na ślepo idę do winiarni na piętrze. Sięgam po pierwsze dwie butelki, odwracam się, wychodzę szybciej niż wparowałam z wrażeniem, że mogę zaraz zmienić zdanie.
Opieram się plecami o blat i podciągam na dłoniach, siadając na nim. Sięgam do otwieracza, który stoi w jakimś śmiesznym futerale, wpycham go na siłę licząc, że instynkt pomoże mi zorientować się, jak poprawnie otworzyć tę pieprzoną butelkę. Korci mnie, aby zerknąć na telefon i sprawdzić kolejne wiadomości. Urządzenie wibruje, na ekranie widnieje się podświetlone zdjęcie taty wraz informacją, że właśnie próbuje się do mnie dodzwonić.
Korek krzeczy, a ja wiem, że z takim brakiem talentu do otwierania nie mogłabym pracować w gastronomii. Ostatecznie łamie się, jego połowa ląduje w środku, a ja z niesmakiem wyciągam otwieracz, rzucam go gdzieś na bok i pociągam pierwszy soczysty łyk, niemal się krztusząc.
Czuję łzy płynące po moich policzkach, gdy umysł kolejny raz odtwarza scenkę, której byłam świadkiem jeszcze przed kilkunastoma minutami.
- Nie dajemy sobie z nią rady, Christianie. - Zapłakany głos matki godzi mnie w serce niczym nóż, a ona tłumi szloch rozpaczy. - Oboje próbowaliśmy wszystkiego, ale dla niej nie ma ratunku... - dodaje pewniej. - A jeśli jest, to nie z nami.
- Nie, Jess, nie możesz tak mówić. Ona ma przecież tylko nas.
- Ale nie jesteśmy wystarczający, Christianie - niemal wyje, upadając na podłogę. - Ja nie jestem wystarczająca ani dla niej, ani dla ciebie... Nie chciałam tego tak zostawiać, ale wierzę, że ty poradzisz sobie z nią o wiele lepiej, niż ja.
- Nie zrobimy tego bez ciebie. Jessico, proszę cię - błaga tata, a ja widzę, że do jego oczu również napływają łzy.
- Nie dam sobie bez was rady - mówię w powietrze, jakby licząc na to, iż w magiczny sposób mnie usłyszą. Ból, który rozdziera mnie od środka jest niewyobrażalny, a ja obejmuję kolana, przyciągając je do piersi. Szybko jednak zabieram dłonie, sięgam po butelkę i piję jak najęta licząc na to, że z każdym łykiem będzie łatwiej. Ale nie jest, a żal nadchodzi kolejną falą. Wyję, pijąc, a rozpacz ostatecznie mnie przytłacza. Nie mija wiele czasu, gdy słyszę pociągnięcie za klamkę. Krzyk sprawia, że trzeźwieje, ale nie na tyle, aby zmienić zdanie na temat tego, co zamierzam zrobić. Przekręcam się na plecy, potykam i sięgam po buteleczkę z lekami, które od jakiegoś czasu przy sobie noszę. I wiem, że jeśli nie zrobię tego teraz, kolejna okazja może już nie nadejść. Zanim dopuszczam do siebie zdrowy rozsądek, wieczko już leży na podłodze, a tabletki wsypane są do otwartego wina. Zamykam oczy, biorąc łyk i z odruchem wymiotnym zmuszam się do połknięcia stworzonej mieszanki. Jak przez mgłę słyszę, jak wołają moje imię, ale wiem, jak to się skończy. Zanim zdołają wywarzyć tak pancerne drzwi, będzie już po wszystkim.
Płaczę, bo przeraża mnie to, co może za chwile nastąpić, a ja nie jestem gotowa na dojrzenie świata po drugiej stronie. Nie wiem, ile czasu mija, gdy zaczynam czuć ból, który konsekwentnie pcha mój plan na następny poziom. Kolejny grzmot rozrywa niebo, a ja nieświadomie krzyczę, błagając o koniec tych męczarni.
Powtarzam w myślach, że tak musi być, tak będzie lepiej. Bo będzie. Musi być. Dla wszystkich.
To właśnie robią Greyowie, gdy na ich drodze pojawia się problem.
Usuwają go.
Gdy się budzę, w moich płucach brakuje powietrza. Odruchowo przenoszę się do pozycji siedzącej, ciężko oddychając. Obrazy bombardują moją głowę, na ciele mam gęsią skórkę, a do gardła podchodzi żółć. Nie chcę tego pamiętać, błagam o to, aby właśnie te wspomnienia zniknęły i znów stały się tylko przerażającą niewiadomą. Nie daję sobie rady z prawdą, wstaję, chodzę po pomieszczeniu, próbując rozejść wszystko to, co siedzi mi w głowie. Boli mnie brzuch i już wiem, jak to się skończy. Żałuję, zanim dochodzi do czynu ostatecznego, ale czuję ulgę, a to najważniejsze. Spuszczam wodę, odkasłuję i myję zęby, wmawiając sobie, że to wcale nie oznaczało złamania zasad. Jestem w szarej strefie, muszę wszystko przemyśleć, a do gry wrócę, gdy tylko przyjdzie do tego odpowiednia chwila.
Związuję włosy w niechlujnego koka, biorę prysznic i ogarniam się obierając na cel ukrycie tego, co właśnie miało miejsce. Niemożliwe, aby tata miał kamery w samolocie. Nie ma więc ani jednej możliwości, aby odkrył prawdę.
Wychodzę z łazienki, przebieram się, a potem dołączam do mojego ojca, który pije kawę, zajmując się czymś na laptopie. Widząc mnie, blokuje ekran jednym kliknięciem. Unoszę brwi, machając mentalnie ręką.
- Dzień dobry, Camille - mówi, uśmiechając się. - Spałaś dobrze?
- W porządku - mruczę, zajmując miejsce naprzeciwko niego. - Czy to w ogóle coś da, jeśli kolejny raz spytam, gdzie lecimy?
- Niedługo podejdziemy do lądowania. Wtedy będzie kilka godzin na rozprostowanie kości, jakieś zakupy, porządny posiłek i wtedy przesiądziemy się na jacht.
- Gdzie ty mnie zabierasz, do cholery? - pytam bez dłuższych wstępów, bo powoli męczy mnie ta niepewność.
- Niedługo się dowiesz, obiecuję. Devyn lada moment przyjdzie i zaproponuje ci kartę ze śniadaniami.
- A więc tak nazywa się stewardessa, którą przeleciałeś? Naprawdę wolałam tego nie wiedzieć - wyrzucam z siebie, po części ciekawa jego reakcji, a jednocześnie dość zirytowana.
- Słyszałaś nas?
Prycham, nie umiejąc się powstrzymać. Momentalnie czuję się tak, jakby opowiedział mi najśmieszniejszy żart na świecie. Słowa opuszczają moje usta zanim w ogóle układam je w głowie i nim chociaż raz analizuję, czy w ogóle powinnam wpieprzać się w takie sprawy:
- Słyszałam i widziałam i nie, nie kontynuuj tematu, bo chcę zjeść to śniadanie i je przetrawić, a nie zwrócić. Są rzeczy, o których nie musimy rozmawiać, a to jest właśnie jedna z nich - zauważam ze spokojem. - Pieprz kogo tylko chcesz i jak tylko chcesz, ale się zabezpieczaj i upewniaj, że niczego nie załapiesz. I nie daj się złapać - proszę, mając głównie na myśli swój komfort psychiczny, gdy wszystko nie daj Boże wyciekłoby do prasy. - Bo mimo wszystko słabo w nagłówkach wyglądałyby dzikie fetysze Christiana Greya.
No i to ja tu w końcu jestem czarną owcą.
ⓐ ⓤⓣ ⓗ ⓞⓡⓢ ⓝⓞⓣⓔ
Witajcie w... niedzielę (ledwo po sobocie, ale już niedzielę!), yay!
Kolejny tydzień przyniósł ze sobą tyle stresu, że nie dawałam w pewnych chwilach rady, ale już jest luźniej, zakasałam rękawy, ogarnęłam to, co powinnam, a od razu po tym ruszyłam dzielnie do walki z rozdziałem dla Was! <3 No i oto on!
Bez zbędnego biadolenia proszę o komentarze, bo kocham je niemal tak mocno, jak Was! I o teorie oraz życzenia, ponieważ uwielbiam rzeczy, na które wpadacie!
Buziaki i do napisania w nadchodzącym tygodniu, ale z ręką na sercu nie obiecuję, że będzie to we wtorek, bo to już za dwa dni.
Wasze Słoneczko.
YOU ARE READING
One last memory •50 shades of Grey fanfiction• #EPILOG SERII
FanfictionUWAGA! Opowiadanie posiada niezliczoną ilość scen erotycznych oraz porusza temat związków kazirodczych. Czytasz na własną odpowiedzialność! Po wybudzeniu ze śpiączki Camille próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Dawne demony oraz ukryte pragn...