Przeszłość i konsekwencje milczenia

336 13 10
                                    

Ciężko jest żyć w rzeczywistości, która jest nam zupełnie obca. Jeszcze ciężej jest powrócić w miejsce, przez wiele lat stanowiącego największy koszmar. Jednak to rzeczywistość; pusta, przerażająca i kompletnie niespodziewana. Moja rzeczywistość.

Deszcz obejmuje Seattle, czyszcząc ulicę z grzechów całego dnia. Nowy poranek powinien przynieść chociaż odrobinę nadziei, jednak ona zapiera się rękoma i nogami przed przybyciem. Tak samo jak ja, bo tak naprawdę wcale nie chciałam zdarzać się z tym, co na mnie czekało. Pięć dni w szpitalu, dwie rozmowy z psychologiem, dieta i przydzielenie nadzoru specjalisty – tak skończył się wybryk, który o mało mnie nie zabił. W teorii i tak poszło łatwo, bo nie zamknięto mnie w zakładzie, w praktyce skrzywdziłam tatę tak bardzo, że miałam wrażenie, iż nie wybaczy mi tego do końca życia. Nie lubię na niego patrzeć, bo za każdym razem widzę w jego oczach zawód i cholerny ból. Samo brzmienie głosu mężczyzny otwiera we mnie ogromną ranę. Zmienił się, oboje się zmieniliśmy, a ja wiedziałam, że już nigdy nic nie będzie takie samo.

"Let It Go" Jamesa Baya pomaga mi zagłuszyć myśli, gdy obserwuję tętniące życiem miasto. Przysypiam, zmęczona zupełnie niczym, ale to podobno normalne i stanowi jedynie początek, czym nie powinnam się martwić. Zalecano mi odpoczynek i dbanie o siebie, ale w tej sytuacji nie wiem nawet jak tego dokonać.

Drżę, gdy czuję na sobie dłoń taty, który budzi mnie, bo dotarliśmy na miejsce. Nie chcę tam wchodzić, nie chcę na nowo poznawać miejsc, pozornie ukrywających się w mojej przeszłości. Wysiadam niepewnie, nieświadomie przywołując pewne wspomnienia, ale ciężko mi zrozumieć co jest rzeczywistością. Wciąż mam nadzieję, że lada chwila znów otworzę oczy, biorąc łapczywy wdech, że będę w sypialni na Hawajach lub w szpitalu w Seattle, gdzie powinnam trafić po postrzeleniu. Cały czas pragnę usłyszeć, że wszystko jest w porządku, a moja córeczka żyje. Ale z każdą upływającą minutą mam coraz większe przeczucia, iż to może nigdy nie nastąpić. Jestem zmieszana, zmęczona i nieufna. Ani przez moment nie rozważam nawet prawdopodobieństwa realności tego, co się teraz dzieje. Nie chcę, aby ten koszmar był prawdą.

Karta magnetyczna otwiera drzwi do najwyższego apartamentu w Escali, a tata otwiera przede mną drzwi, skinieniem namawiając, abym weszła do środka. Stawiałam niepewne kroki na drżących nogach, jednak potykam się, niemal upadając. Refleks z jakim mężczyzna mnie łapie, jest zaskakujący. Wygląda zupełnie tak, jakby od samego początku był przygotowany na każdy słabszy ruch.

– Już dobrze, mam cię – zapewnia, odgarniając mi włosy z twarzy. Pomaga utrzymać mi równowagę, gdy ostatkami sił próbuję nie stracić panowania nad targającymi mną emocjami i zwyczajnie się nie rozpłakać z bezsilności. – Już dobrze – powtarza. – Lekarze mówili, że tak może się zdarzać przez jakiś czas, a ja jestem gotowy złapać cię w każdej chwili, okej?

Skinam głową, tłumiąc szloch. I naprawdę nie wiem co przeraża mnie bardziej; ta bezsilność czy fakt, że sama sobie to wszystko zrobiłam.


***


Docieram do salonu: i szlag by to, że Escala jest tak wielka, że nie jestem nawet w stanie iść do łazienki, do której z kanapy dzielą mnie dokładnie 62 kroki. Zakładając, że po co drugim muszę zrobić sobie dłuższą przerwę na oddech i złapanie jakiegoś oparcia, to zwyczajnie nie jest fajna sprawa. Ba. Fajna? Nie. Wkurwiająca i wręcz dobijająca? Jak najbardziej. Dodatkowo tata ani na moment nie spuszcza ze mnie wzroku. I nie wiem, czy robi to ze względu na to, że boi się, iż znowu coś odpieprzę, czy po prostu nie może się napatrzeć na mnie... żywą. Jakkolwiek to brzmi.

Myślałeś, że umrę, prawda? nasuwa się w mojej głowie, ale jestem zbyt wielkim tchórzem, aby wypowiedzieć to pytanie na głos. Zostawiam je na później licząc, iż pewnego dnia będę wystarczająco odważna, by je zadać. Na obecną chwile czuje się tak źle, że nie mówię ani słowa. Pragnę jedynie usnąć i w duchu liczę na to, że gdy wreszcie tak się stanie, wszystko wróci do normy.

– Najlepiej będzie, jeśli jakiś czas będziesz spała na kanapie – stwierdza, sięgając po koc, którym przykrywa mnie widząc, jak niekontrolowanie się trzęsę. Skinam głową, dziękując. – Nie wiem... – zaczyna, wracając na swoje miejsce. Dystans, który zachowuje, wbija we mnie cierń, ale tłumaczę sobie, że po prostu próbuje dać mi przestrzeń. – Nie wiem, jak teraz się zachować, Camille – mówi całkowicie szczerze. – Lekarze i psycholog mówili, że muszę dać ci czas, że nie mogę obarczać niczym i...

– Chciałabym cię przeprosić, ale jest tyle rzeczy, których sama nie rozumiem – wcinam mu się w słowo, bo muszę się wytłumaczyć. Próbuję unormować oddech, ale im więcej myślę o tym wszystkim tym bardziej to boli. – Nie chcę rzucać fałszywych słów, wiem, że i tak mi nie ufasz i pewnie przez długi czas nawet nie spróbujesz. Chcę, żebyś po prostu wiedział... – kończę, bo te dość absurdalne słowa nawet nie przechodzą mi przez gardło. Myśl zawisa w powietrzu, a on na pewno nie potrafi pojąć tego, co chcę z siebie wydusić.

Chcę, żebyś wiedział, że ja niczego nie pamiętam.


***


Czasem łatwo jest się zwyczajnie poddać, przyzwyczaić do tego, co spotykamy na swojej drodze. I ja muszę zrobić to samo; wiem, że zwariuję, jeśli postąpię inaczej, obracając w proch resztki zaufania oraz szacunku, które otrzymałam od taty. Dlatego postanawiam zrobić coś, czego oboje gorzko pożałujemy.

Siedem dni temu ostatni raz wypowiedziałam pełne zdanie. Życie, które uważałam za prawdziwe okazało się jedynie snem, marzeniem lub przekleństwem, które nawiedzało mnie teraz jedynie w koszmarach. Walczyłam z pragnieniami własnego ciała, unikając snu za wszelką cenę, aby znów nie wpaść w sidła kłamstw wyrzucanych przez umysł. Każde starcie kończyło się jednak ogromnym fiaskiem; nie wyczuwałam chwil, gdy odpływałam, jednak byłam doskonale świadoma wszystkiego, budząc się ze szlochem po niedługim czasie.

Żałując i tęskniąc za czymś, co nigdy nie miało miejsca.

Nic nie było tak, jak powinno. Nasz pełen ciepła i miłości dom powrócił do bycia apartamentem na szczycie Escali i chociaż wciąż mieszkaliśmy w nim we dwoje, był przerażająco pusty oraz pozbawiony jakichkolwiek uczuć. Wszystko takie było, a jedyne dominujące uczucie stanowiło poczucie winy, które miażdżyło mnie oraz mojego ojca. Czułam, że czegoś ode mnie wymagał. Że chciał, abym wróciła do normalnego życia, do wcześniejszego funkcjonowania, jeszcze sprzed czasu, zanim to wszystko się zaczęło. Nie dawałam jednak rady, wciąż zagubiona oraz z ogromną niewiedzą na temat tego, co miało miejsce, a co należało włożyć do szufladki zatytułowanej "manipulacja mojego umysłu".

Kolejny dzień skreślony z kalendarza, kolejny niemal bezsłowny poranek, gdy na powitanie wymieniliśmy jedynie skinienia. Czułam na sobie jego wzrok, gdy jak gdyby nigdy nic kręciłam się po kuchni, przygotowując śniadanie. Nie wypowiedział ani słowa, jakby w obawie, że nieodpowiednio zinterpretuję to, co mógł mieć na myśli. Nie wiedziałam jednak, czego mogłam spodziewać się po samej sobie. Nie znałam się, czując niczym obcy we własnym ciele, nijak nie przypominającego tego, które nawet kochałam.

Wychodzi po piętnastu minutach na zakupy, ale nawet po zamknięciu drzwi jestem spięta. Jeżeli właśnie w taki sposób ma to wszystko wyglądać, to czeka mnie naprawdę cudowne życie. 


ⓐ ⓤⓣ ⓗ ⓞⓡⓢ    ⓝⓞⓣⓔ

Bez komentarza zostawię to, jak długo zajął mi powrót – dorosłe życie nie jest jednak takie łatwe, jakie może się wydawać. 14 stycznia rozpoczyna jednak kolejną erę – wreszcie tu jestem i chociaż słabo idzie mi z chęciami, spodziewajcie się aktualizacji co tydzień w okolicach wtorku. 

Jeśli po takim czasie zapomnieliście to pole komentarzy czeka na wasze opinie. I jeju, kochani, cudownie znowu tu z Wami być! 

Buziaki i masa przytulasków,

Wasze słoneczko. 


One last memory •50 shades of Grey fanfiction• #EPILOG SERIIWhere stories live. Discover now