część 20

12 1 0
                                    

Choć były wakacje, siedziałam owinięta kocem z kubkiem herbaty i wpatrywałam się w deszcz za oknem. Przeleciało mi przez myśl, że moje kłamstwa piętrzyły się tak szybko jak rośnie trawa po deszczu. 

Wracając od Oli, zostałam zmuszona do opowiedzenia Julce, co dokładnie zaszło. Udało mi się pominąć wszystko co dotyczyło Janka, jednakże nie czułam się dobrze z okłamywaniem przyjaciółki, głównie dlatego, że moje kłamstwa były kruche jak lalka z saskiej porcelany. Każdy mógł Julii powiedzieć, że odnosiłam się w kłótni do kogoś oraz że niektóre zdania były inne.
Na moim dekolcie oprócz zaczerwienienia, które jeszcze minimalnie się utrzymywało, nie było żadnych poważniejszych ran. Jednakże nie potrafiłam się tym cieszyć, gdyż moje myśli pochłaniały sytuacje ostatnich dni.

Intensywność mnie przytłaczała, więc ignorowałam Janka, który pisał na Facebooku oraz SMS. Nawet do mnie zadzwonił dwa razy, jednakże odrzuciłam jego połączenia. Nie miałam siły się z nim konfrontować na temat Kamili, bo byłam wręcz pewna, że zakończy się to kłótnią. Poza tym, to będzie podoba sytuacja, przed którą została postawiona Ola czy Stefa- stanie za plecami przyjaciółki kontra „dziewczyna". Podświadomie może też nie chciałam się z nim widzieć, bo obawiałam się, że wybierze Kamę. Może. 

Na głowie miałam jeszcze Kamilę, która również próbowała ze mną porozmawiać. Po jakimś czasie dostawania powiadomień, włączyłam telefon i wrzuciłam go do szuflady biurka. Miałam dość ludzi, którzy się chcieli ze mnie skontaktować i coś ze mnie wyciągnąć. 

Do tego wszystkiego były jeszcze Ola i Stefa, które chciały wiedzieć o kogo mi w tej kłótni chodziło. Jedynie przeczytałam wiadomości od nich, lecz na żadną z nich nie odpisałam. Nie wiedziałam co. Teoretycznie mogłam wyjawić, że brunetce podoba się Janek, lecz chyba po prostu cząstka człowieczeństwa się we mnie buntowała przeciwko zniszczeniu Kamili całkowicie. Nie potrafiłam jej tego zrobić, chyba dlatego, że tyle nas kiedyś łączyło. Zgaduję więc, że nie zrobiłam tego z czystego sentymentu.

No i na koniec była Julka. Głupio mi było przyznać, ale pomału zaczynałam się martwić, że wkrótce pogubię się w swoich kłamstwach. Wszystko zaczynało się coraz bardziej zawężać, a ja nie miałam nikogo z kim mogłabym porozmawiać. 

W tle leciało This Town Nialla Horana. Pamiętam jak byłam fanką zespołu, do którego należał. Po pewnym czasie przestałam słuchać ich piosenek, a na to miejsce wstąpili wykonawcy tacy jak The Lumineers, James Bay, Jack Garrat czy Gavin James. Również lubiłam Harry'ego Styles'a, Nialla, The 1975, Kodaline, Kings of Leons czy Hozier oraz masę innych. A wspomniałam jedynie artystów żyjących, tworzących muzykę. Także chyba najbardziej przemawiał do mnie (lekki) rock, folk, akustyka, Indie z nutką bluesa, funka lub soula, a to wszystko wymieszane w różnych wariacjach. Zgaduję, że zwyczajnie z wiekiem odchodziłam od mainstreamowej muzyki, na rzecz inspirowanych dawnymi dźwiękami kawałków lub połączenia ich z „współczesną" muzyką. To nie było również tak, że nie lubiłam popu; również go słuchałam, jednakże częściej sięgałam po wyżej wymienionych wykonawców i to na ich koncerty chciałabym pójść. I to się tyczyło każdego pozostałego gatunku muzycznego. Na przykład, rap/hip hop/trap zwyczajnie do mnie nie przemawiały, a mimo to IANAHB Lila Wayna do dziś pozostało jednym z moich lubionych kawałków. 

Potrząsnęłam głową, zdając sobie sprawę, że nadto pogrążyłam się w rozmyślaniach o muzyce, a piosenka skończyła się. Nie mogłam zaprzeczyć, że był jeden tego plus- zapomniałam również o tym wszystkim, co się ostatnio wydarzyło. Jednakże pierwsze kilka słów Gavina Jamesa Coming Home, sprawiło, że na nowo sobie o wszystkim przypomniałam, a łzy w końcu zaczęły płynąć w dół po policzkach.

I was never good at running away...

W końcu zaczęłam płakać.Wiedziałam, że ta chwila musi nadejść i dać upust wszystkim emocjom. Gdy Julkamnie odwoziła starałam się trzymać. Nie pozwoliłam sobie na chwilę słabości.Mimo, że przyjaźniłam się z blondynką, bałam się, że dziewczyna może ją [tąchwilę] wykorzystać. 

Janek.

Samochód.

Kamila.

Ola.

Stefa.

Julka.

Przyjaźń.

Kłamstwa.

Prawda.

Ojciec.

Mama.

Ja.

Tego wszystko było zwyczajnieza dużo. Miałam dość nawet samej siebie i tych cholernych, poplątanych myślikrążących w mojej głowie. One mąciły, sprawiały, że czułam się źle sama zesobą; przez nie (po części) czułam się niewystarczająca. Byłam swoim najgorszymkatem, a do tego te wszystkie wydarzenia, te emocje i to całe udawanie, żeczuję się dobrze i że nic mnie nie dotyka, sprawiało że byłam niewiarygodniezmęczona. To przez to siedziałam teraz, popijając ciepłą kawę, tym samymuciekając od tych wszystkich rozmów. Cisza pomiędzy ludźmi- Jankiem, Olą,Stefą, Kamilą, Julką, mamą- była komfortowa, ale jedynie dlatego, że była jednocześniesztuczna; wygenerowana przeze mnie, dzięki izolowaniu się od ludzi. I chodź,wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała się zmierzyć z tą niewygodnąciszą podczas rozmów, nie byłam w stanie tego robić. 

Wzięłam głęboki oddech iwytarłam łzy, spływające swobodnie w dół. Przyglądałam się fusom krążącym wherbacie, opierając kubek na kolanie. Czułam się lepiej. Chyba dlatego, żebyłam w domu, otoczona kocem, w akompaniamencie muzyki i ciepłego napoju. Todawało mi komfort, bo to znałam. Zdałam sobie sprawę, że tylko to co znane, niewyssie ze mnie energii. Mimo to potrzebowałam z kimś pogadać tak jak kilkamiesięcy temu. Potrzebowałam iluzji, że nic się nie zmieniło i że życie niepędzi wokół mnie z zawrotną prędkością. Chciałam tej stabilności, którązapewniały mi codzienne czynności i osoby, które nie mogły mieć sekretów ani jawobec nich. I jedyną osobą, która spełniała te wszystkie warunki była Martyna. 

Niewiele myśląc podeszłam doszuflady i wyciągnęłam z niej telefon. Włączyłam go i w trakcie czekania,zamknęłam, rozwalony na środku biurka, pamiętnik. Był wypełniony zapiskamiostatnich dni, zdjęciami , co tylko przypominało mi o nieodbytych rozmowach.Wrzuciłam go do szuflady, którą chwilę później z impetem zamknęłam. Rozległ sięhuk wśród ciszy akustycznej muzyki i spadających kropel deszczu.

Złapałam za telefon, którychwilę później trzymałam przy uchu i czekałam aż Martyna odbierze. Miałamnadzieję, że jest wolna. Potrzebowałam jej jak nigdy. 

-Halo?- zapytałam.

-No hejka, co tam?

-Co powiesz na spotkanie?Możemy pojechać do Maka lub obejrzeć coś w domu i najeść się dobrego iniezdrowego żarcia. Zupełnie tak jak kiedyś- uśmiechnęłam się, wspominając tewszystkie filmowe wieczory i wypady o miasta. 

-Dawno już tego nie robiłyśmy.

-Dlatego to proponuję. Pozatym, tyle się ostatnio dzieje, że chcę mieć przy sobie kogoś, przy kim będęczuła się zupełnie komfortowo. To co, zgadzasz się?- dopytałam z nadzieją.

-Jest jeden problem... nie mamteraz autobusu- westchnęła długowłosa dziewczyna po drugiej stronie słuchawki.

-To ja po ciebie przyjadę.Mama poszła do koleżanki na pogaduchy, więc samochód stoi w garażu.- próbowałamją przekonać.

-Dobra, przyjeżdżaj, a jalepiej wyjdę z tych piżam!

-Wiesz, że dla mnie to tymożesz i być ubrana w worek na ziemniaki. Tak i tak cię będę uwielbiała, MartiKosmonauti- zaśmiałam się z własnego, nędznego żartu, ale właściwie taka byłaprawda. Nigdy nie martwiłam się o to jak wyglądam w obecności Martyny- ją niezdawało się to obchodzić. Mogłam być w dresach i również odstawiona jak naStudniówkę. Za to ją lubiłam. Zatą swobodę, którą mi dawała.

IT GirlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz