część 22

20 2 2
                                    


-Mamy wizytę u prawnika pojutrze, więc nie rób sobieżadnych planów- poinformowała mama, rzucając na mnie okiem. Jechałyśmy do Warszawy pomojego brata. Zakończył pierwszy rok studiów, a te wszystkie rzeczy, którezgromadził przez rok w swoim pokoju w akademiku musiały jakoś znaleźć się wdomu. Dlatego też siedziałam z przodu na miejscu pasażera obok prowadzącej mamyi słuchając głupich piosenek z radia, przemierzałyśmy kolejne kilometry dostolicy kraju.
Może was zdziwić dlaczego jadęz mamą, skoro nawet nie prowadzę. Moja rodzicielka boi się, że nie trafi, bofakt faktem zawsze w Warszawie włączyłyśmy GPS w telefonie, ponieważ miastoznałyśmy dość słabo, a drogę do Kamila przez miasto orientacyjnie. Pocieszającebyło to, że znałyśmy chociaż drogę do samej Warszawy.
-Ta, nie ma sprawy- mruknęłamwciąż zaspana, gdyż przespałam dosłownie połowę trasy.
Słuchałam nudnego podcasturadiowego, spontanicznie wymieniałam zdania z mamą i obserwowałam widoki zaoknem. W skrócie, nudziłam się. Nawet przeglądanie telefonu niewiele pomogło.Poza tym, nie chciałam aby bateria się rozładowała.
Jakieś czterdzieści pięć minutpóźniej stałyśmy z mamą w korku, a przed nami widniał znak miasta. Brakowałokilku metrów, aby go przekroczyć. Ruch był duży, a samochody otaczały nas zkażdej strony.
-Możesz włączyć nawigację-powiedziała mama i sięgnęła po swój telefon, aby mi go przekazać.
Złapałam za urządzenie, poczym wygodnie ustawiłam je w rękach. Włączyłam transmisję danych, a następnieaplikację nawigującą. Mama wolno przemieszczała się do przodu. Pogrążona ipochłonięta, wpisywałam litery dokładnego adresu akademika, gdy poczułamniewiarygodnie mocne szarpnięcie. Moje mięśnie brzucha napięły się, czującuciskający je pas bezpieczeństwa. Zacisnęłam palce na telefonie, starając sięgo nie opuścić. W moje uszach rozbrzmiał dziwny pisk, wszystko wydawało sięprzytłumione, a w nozdrzach zadomowił się śmierdzący zapach jakiegośchemikalia. Poczułam jak samochód zatrzymuje się. A to wszystko działo się wprzeciągu sekundy. Zdziwiona podniosłam głowę znad komórki, by zobaczyć przedsobą wielką białą poduszkę, z której wydobywał się biały proszek i ten zapach,o którym wcześniej wspominałam. Zdałam sobie sprawę, że przede mną znajdowałasię poduszka powietrzna. Ze strachem spojrzałam na mamę obok, która równieżprzerażonym wzrokiem spoglądała na mnie. Pasy kobiety obok mnie nie trzymałyjej w pasie, ale jej poduszka również wystrzeliła. Odwróciłam od niej wzrok, byz przerażeniem ujrzeć ogromne pęknięcie na pół szyby. Przypominało pajęczynępająka.
-Boże- wyszeptałam- Mamo,jesteś okej? Co się wydarzyło?
Kobieta nie odpowiadającruszyła do przodu. Samochód przed nami nie miał ani jednego stłuczenia.Zmarszczyłam brwi. Co się właśnie do cholery wydarzyło?
-Nie wiem, naprawdę nie wiem.
-Mamo musisz zjechać. O, tam-pokazałam, pobocze po prawej stronie, gdzie znajdował się czerwony samochód,który jechał przed nami i w który rzekomo „wjechałyśmy".
Byłam oszołomiona. Tak, todobre słowo. Niezbyt wiedziałam, jakim cudem szyba została rozwalona po mojejstronie, skoro wychodziło na to, że mama, próbując zjechać na prawy pas,drasnęła czerwoną Kię, za którą stałyśmy w korku. A może moja rodzicielka niewjechała w samochód?
Zatrzymawszy samochód obiewysiadłyśmy z auta. W odbiciu szyby dostrzegłam niewielką stróżkę krwispływającą z góry mojego czoła. Odruchowo dotknęłam miejsca krwawienia, by pochwili ujrzeć czerwone plamy na opuszkach palców i stwierdzić, że rana nie jestw żaden sposób poważna. Była mała. Niedługi przestanie krwawić, nic mi niejest, pomyślałam.
Mama już znajdowała się przydwójce ludzi z Kii. Potrząsnęłam głową i ruszyłam w kierunku ludzi znajdującychsię trzy metry ode mnie, kurczowo ściskając dwa telefony w ręce.
-Boże, ja bardzo przepraszam.Nie wiem, jak to się mogło wydarzyć. Nie pamiętam nawet, co się wydarzyło- mamapaplała do kobiety i mężczyzny, którzy oglądali swoje auto, szukając skazy.
Rodzicielka pogrążyła się wrozmowie z facetem. Okazało się, że mama jedynie drasnęła samochód, próbujączmienić pas. Dobrze, że nie było to nic poważniejszego. Nie brakowało nam wizytw sądach w ciągu ostatnich lat.
Kobieta jednak stała cichoobok męża. Chwilę wcześniej rozmawiała przez telefon ze swoją siostrą, a gdywróciła trzymała się za kark jakby nagle zaczął ją boleć. Odebrałam wrażenie,że udawała. Jakby siostra przypomniała jej, że dostanie odszkodowanie jakpowie, że ją boli kark. W końcu lekarze nie będą potrafili udowodnić, że ją nicnie boli. Mimo to wypadało okazać sztuczną troskę.
-Jak się pani czuje? Wszystkow porządku? Naprawdę przepraszamy- zapytałam, dostrzegłszy, że mama próbowaładogadać się z łysym mężczyzną w błękitnej koszuli w sprawie odszkodowania.
Policja nie zostanie wezwana.Mama regularnie płaciła składki w razie wypadków. Byłyśmy „uratowane".
-Tak, tak- mruknęła niemrawoblondynka, masując kark. Zupełnie jakby chciała wydawać się bardziej prawdziwai realistyczna.
Podniosłam jeden kącik ust.Usta uformowały się w dziwnym uśmieszku, który mówił „Przechytrzyłam cię". Mimoto mimika szybko powróciła do obojętności, gdy zdałam sobie sprawę, że nic niemogłam zrobić. Co z tego, że ta rozczochrana, sucha od papierosów blondynkaudawała? Tak czy siak dostanie odszkodowanie i tak. Będzie kłamała. Dla kasy.Cóż, ten świat jest nienormalny.
Czerowna Kia nie miaławiększych uszkodzeń niż trzy rysy po prawej stronie. Nasz samochód również niemiał żadnych wgnieceń. Wyglądał normalnie. Tylko skoro nie wydarzyło się nicoprócz drasnięcia dwóch samochodów, to jakim cudem szyba naszego auta byłakompletnie do wymiany?
Mama poszła do obcego domuobok po kartkę papieru i długopis, by mogła spisać oświadczenie o wypadku,dzięki czemu policja nie musiała być wzywana na miejsce kolizji.
Ciężko opisać jak się czułam.Ostatnio wydawało mi się, że emocje dla mnie nie istniały. Krew zaschła naczole. Dziwny szum w uszach nie ustawał. Moje włosy były trochę rozczochrane.Ale mimo wszystko czułam się normalnie. Jakby nic się nie wydarzyło. Niepanikowałam, nie kontemplowałam nad życiem. Po prostu... było, co było. I tapustka w pewnym sensie mnie przerażała. Była podobna do tej obojętności wstronę ojca. A gdy ta myśl, że moje zdrowie, być może nawet życie, było dlamnie obojętne, dotarła prawdziwie do mnie, westchnęłam jedynie i wyszeptałam„kurwa".
Zadzwoniłam do brata ipowiedziałam mu, że miałyśmy mały wypadek, przez co się spóźnimy. Jechanie zezbitą szybką groziło mandatem i zabraniem papierów auta. Wkurzył się. Nie o to,że mama jechała nieostrożnie, ale o to, że za trzy godziny musiał opuścićakademik i nie miał gdzie się podziać ze swoimi walizkami, torbami ireklamówkami. Próbowałam mu znaleźć jakieś rozwiązanie, kłóciłam się z nim ijednocześnie śledziłam pajęcze ślady uderzenia, widniejące na szybie.Przejechałam delikatnie palcami po nich. W pewnym miejscu było wybrzuszenie.Zastanawiało mnie, dlaczego szyba jeszcze nie wyleciała.
Ostatecznie nie doszłam dożadnego porozumienia z bratem, więc się rozłączyłam. Obróciłam się i zaczęłamiść w przeciwnym kierunku. Niezbyt miałam, co ze sobą zrobić, choć mamaprosiła, abym zadzwoniła do cioci, jej siostry, która mieszkała pod Warszawą zzapytaniem, co dalej.
Mama stała kilka metrów dalej,pochłonięta w rozmowie z tym łysym mężczyzną i jego żoną, palaczką. Dwa motoryzatrzymały się metr za Kią, gdzie moja mama stała i rozmawiała. Chwilę późniejprzyjechał trzeci motor, a mężczyzna był ubrany cały na czarno, tak jakpozostali dwaj właściciele zabójczych pojazdów. Jednakże na plecach tegoostatniego widniał odblask z napisem „Policja".
Zatrzymałam się. Śledziłamkażdy ruch policjanta, który nic nie robił sobie z samochodu stojącego na łuzieprzystanku autobusowego. Co raz spoglądałam na mamę, ale ona jakby niezauważyła mundurowego.
Spoglądałam na to niewielkieskupisko ludzi z tym szumem w uszach. Czułam się jak obserwator, a nie uczestnikkolizji. Szum w uszach jedynie dodawał filmowego efektu, który zdaje się zawszepojawiać, gdy ktoś wychodzi cały poraniony z dachującego samochodu.
Nie miałam odwagi podejść domamy i wskazać jej na policjanta, choć martwiłam się, że może ktoś wezwałsłużby. A to oznaczałoby rozprawę w sądzie. Moja mama mogła zostać ukarana, amnie ta myśl przerażała. Tak dokładniej przerażał mnie fakt, że i ją mogęstracić, tak jak ojca kiedyś.
Stałam w jednym miejscu ztelefonem przyłożonym do ucha i wpatrywałam się w mundurowego. W uszach opróczdziwnego szumu i pisku, słyszałam sygnał oczekiwania na odebrania połączenia.Słychać go było nadwyraz głośno.
Tłumaczyłam sytuację cioci,nie spuszczając wzroku z sytuacji, która rozgrywała się przede mną. Po minucie policjantwsiadł na motor i odjechał, a moja mama zaczęła się do mnie zbliżać.
Bez słowa przekazałamrodzicielce telefon. Tylne kieszenie czarnych dżinsów wypchane były moiminiewielkimi dłońmi z nieproporcjonalnie długimi palcami. Były po tacie. Kamil teżtakie miał.
Smukłe dłonie. Jedyna dobrarzecz po nim, przeleciało mi przez myśl, gdy czekałam aż mama skończyrozmawiać.
-Dobra, ciocia powiedziała, żeznajdzie nam coś na necie. Ponoć są ludzie, którzy jeżdżą i wstawiają szyby-zakomunikowała i wrzuciła telefon do torebki.
Wydawała się taka oddalona.Tym razem nie miałam na myśli tego, że patrzyłam na nią jakbym była obserwatorem,chociaż wciąż tak czułam. To mama wyglądała, jakby się usnęła z całej tejsytuacji. Jej wzrok zawieszony był w jednym miejscu, przerażający spokój jąopanował. Było dziwnie.
-Okej- westchnęłam- To, coteraz robimy?
-Nie wiem..., tutaj jestMcDonalds. Chyba potrzebuje kawy- stwierdziła niepewnie.
-Potrzebujesz jedzenia ienergii, mamo. Chodźmy- wyjęłam z jej dłoni kluczyki, po czym nacisnęłamprzycisk na mini pilocie.
Samochód zabrzmiał, co oznaczało,że został zamknięty.
-Ja nie pamiętam tego- wyznałamama po chwili- W sensie, nie pamiętam jak to zrobiłam, co się wydarzyło. Możenoga mi się zsunęła ze sprzęgła, a może pomyliłam pedały. Jezu, mam pustąplamę.
-Mamo, to nie ważne. Nic sięnie stało. Pamiętasz jak ostatnio, wujek powiedział mi po tym jak zdałam prawojazdy, że kierowca bez stłuczki to nie kierowca?- nie czekałam na jakąkolwiekodpowiedź z jej strony, nie ważne czy werbalną czy nie, kontynuowałam.- Nowidzisz, to była twoje pierwsza kolizja.
-Ale boże, ja wciąż nie mogętego pojąć. Nurtuje mnie to. Odtwarzam każdą sekundę w mojej głowie, ale taknaprawdę nie pamiętam tych sekund. Zupełnie jakby mnie tam nie było.
Doszłyśmy do Fast foodu, więcja pociągnęłam za ciężkie drzwi i po chwili weszłyśmy do środka.
Na chwilę temat się zmienił nato, co weźmiemy do jedzenia. Była promocja, w której do kawy dołączano kawałekciasta. Mama przystała na tą opcję, jednakże domówiłam dla niej średniąsałatkę, ponieważ ona naprawdę musiała zjeść. Musiała mieć energię i nie tracićkoncentracji. Dla siebie zamówiłam małą porcję sałatki z sosem jogurtowo-koperkowym, ponieważ był doby i miał najmniej kalorii.
Usiadłyśmy na skraju, tak, żeobok nas nie było nikogo. We wnętrzu było głośno. Jakaś wycieczka pełna małychdzieciaków zatrzymała się i robiła dużo hałasu, jedząc swoje smakołyki.Chciałam ciszy. Niestety jej nie dostałam. I byłam też pewna, że w normalnychwarunkach, by mi to nie przeszkadzało, ale te specyficzne uczucie w uchu osobie przypominało. Czułam jakby wszystko było wyciszone, a jednocześniewzmocnione. Zastanawiałam się, czy nie powiedzieć mamie. Nie chciałam jejdodatkowo martwić.
Gdy wymieszałam zieleninę zsosem i nabiłam na plastikowy widelec kawałek ogórka, sałaty rzymskiej icienkiego paska marchewki, mama rozmawiała przez telefon z Kamilem. Jedzeniektóre gryzłam oddawało głośne dźwięki. Kawałek chrupkiego ogórka, który właśnieżułam, wydawał z siebie naprawdę przerażająco dziwne dźwięki.
Już miałam powiedzieć o tymmamie, jednakże gdy dostrzegłam łzy powoli spływające z jej policzka,wiedziałam już, że Kamil w ogóle nie miał sobie empatii i coś nagadał mamie.Odsunęłam na myśl moje urojenia na temat uszu i pewnie wyciągnęłam rękę doprzodu, aby mama przekazała mi telefon. Ta najwidoczniej nie miała siły się zemną sprzeczać i potulnie przekazała mi urządzenie.
-Kamil, coś ty jejpowiedział?- zapytałam wściekle, nie dbając o głośność mojego głosu w miejscupublicznym.
-No, że zjebała. Bo tak jest!Ja teraz musze czekać, sam kurwa nie wiem gdzie.
-Serio?! W tym momenciemyślisz o jakimś czekaniu! Pogadaj z babką, recepcjonistką mam na myśli,przedstaw jej sytuację, cokolwiek! I nie drzyj się na mamę, bo ona tego niepotrzebuje. Myślisz, że jest szczęśliwa z tego wypadku?
-Jezu, co z tego...
-Oj weź się przymknij-przerwałam mu- Po prostu ona nie chce słyszeć krzyków, ona chce wsparcia, a nietwojego biadolenia. Weź się w garść i nie marudź.
-Ugh...
-Cieszę się, że doszliśmy doporozumienia- odparłam sarkastycznie, po czym rozłączyłam się.
Podałam mamie z powrotemtelefon, a ta nie spuszczając ze mnie wzroku położyła go obok ciasta. Następniepodniosła szklany i wysoki kubek, by chwilę później przełykać ciepłe latte.Jednakże kobieta wciąż się na mnie patrzyła takim smutnym i niedostępnymwzrokiem. Nie mogłam wytrzymać, więc zapytałam:
-Co?
Odchrząknęła.
-Em... nic, po prostu masztrochę krwi na czole. Boże, Madzia, ja cię tak przepraszam..., ja nie chciałam.
-Oj mamo, daj spokój.
-Jak się czujesz?- zapytałacicho z troską.
-Dobrze- odparłam. Jednakże pochwili nieznacznie westchnęłam i dodałam cicho- Ale jest strasznie głośno.Wszystko jest takie głośne i męczące.
-Nie jest aż tak głośno-uniosła delikatnie kąciki ust.
Musiałam się pochylić, żeby jądobrze usłyszeć.
-No nie wiem, moje uszy są takjakby zatkane, ale rzeczy blisko mnie słyszę aż zbyt głośno... Możesz mówićgłośniej?
-Przecież mówię normalnie?- najej lekko rozmazanej i nienaturalnie oddalonej twarzy zabłąkało sięzmartwienie. Zmarszczyła brwi, a jej zmarszczki stały się jeszcze bardziejwidoczne.
-Dobra, nieważne...
-Może powinnyśmy jechać doszpitala?
-Nie, nie. To przejdzie. Tozwyczajnie od huku wybuchu poduszki. Fala dźwiękowa, która z nią przyszłamusiała mieć dużą częstotliwość i podrażnić błonę bębenkową- wysiliłam się nafizyczne tłumaczenie sytuacji.
-Jesteś przekonana.
-Mieliśmy kiedyś takieksperyment na lekcji z częstotliwościami- wzruszyłam ramionami, chcąc wyglądaćna bardziej przekonującą. I może chciałam przekonać samą siebie?
Wyjęłam telefon i po podłączeniusię do sieci wifi, weszłam na spapchata. Zrobiłam sobie zabawne zdjęcie. Podpisjuż był mniej śmieszny. Napisałam coś w stylu „Kiedy miałaś wypadek i czujeszten dziwny szum i pisk w uszach". Wysłałam to Julce, Martynie i Jankowi. Gdynadusiłam przycisk, nie było już odwrotu, a ja momentalnie zaczęłam sięzastanawiać po co wysłałam to brunetowi. To chyba nie było najlepszeposunięcie. No cóż... już nie mogłamzrobić. Pozostało mi czekać jedynie na jakąkolwiek odpowiedź.
-Dobrze, że ten człowiek byłna tyle życzliwy, żeby udostępnić nam swój kawałek ziemi, abyśmy mogłyzaparkować. No i dał nam papier i długopis.
-No- westchnęłam.
-Chyba po prostu zabiorą mi zubezpieczenia i to będzie tyle. Ten facet wydawał się być w porządku. Zapytałsię jak się czujemy i w ogóle.
-Coś mi się wydaje, że jegożonka udaje- mruknęłam niemile.
-Też to zauważyłam. Jak gadałaze swoją siostrą. Słyszałam, że kazała jej coś zrobić.
Telefon podświetlił sięukazując nowe powiadomienia. Janek odtworzył snapa ponownie, a następnie zrobiłscreenshota. Zdziwiło mnie to, ponieważ nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. W coon do cholery ze mną pogrywał? Wpatrywałam się w telefon, czekając aż chłopakcokolwiek odpisze, ale nie doczekałam się. Wywróciłam oczami i obróciłamtelefon ekranem do blatu stołu, aby nie widzieć jakichkolwiek powiadomień. Niemiałam ani siły, ani ochoty się teraz z tym mierzyć.
-W ogóle, widziałaś tegopolicjanta?- zapytałam.
-Co?
-No na motorze. Było dwóchtypów i jeden policjant- powiedziałam niepewnie.
-Ja myślałam, że to byli trzejmotocykliści- mama spojrzała na mnie dziwnie, po czym zamieszała kawę- Nie byłożadnego policjanta, Madzia- przekonywała kobieta.
Opadłam na brązowy głębokifotel i zaczęłam się zastanawiać. Myśli krążyły w mojej głowie, sprawiając, żebyłam jeszcze bardziej zmęczona. Miałam ochotę na cukier albo na sen.Cokolwiek, co sprawiłoby, że miałabym więcej energii i naładowane baterię. Nocóż..., jak to mówię, nie zawsze można mieć to, czego się chcę.
Gdy mama rozmawiała z ciociąprzez telefon, ja bawiłam się palcami. Nagle, wstałam i niezdolna do zniesieniatych wszystkich głosów, hałasów i ciszy w mojej głowie, ruszyłam do łazienkiobok.
Zamknęłam za sobą drzwi i stanęłam przed lustrem. Odkręciłam kran, bypo chwili wpatrywać się w lejącą się wodę do wielkiego białego naczynia.Westchnęłam i złożyłam ręce w łódeczkę, by opłukać sobie twarz i usunąćniewielką plamę krwi. Na oślep złapałam z kawałek papieru i wytarłam buzię.Podniosłam głowę i zaczęłam wpatrywać się tępo w swoje odbicie.
Co jeżeli ten policjant to był tylko wymysł mojej wyobraźni?

__________________________________________________________

Jest i kolejny! Teraz trochę innej dramy. Chciałam po prostu pokazac, że czasami w życiu dzieje się tyle niespodziewanych rzeczy, które nie łączy się perfekcyjnie w jedną całość. Po prostu są to pewne zdarzenia, mniej lub bardziej ze sobą powiązane (lub nie).

Gwiazdkujcie i komentujcie ;)

p.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 14, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

IT GirlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz