część 15

14 1 0
                                    

Nałożyłam czarne, obcisłe spodnie z wysokim stanem, a do tego białą koszulkę z dekoltem w serek. Z pod niej prześwitywał mi czarny, koronkowy trójkątny biustonosz. Włosy jak zwykle pozostawiłam rozpuszczone.

Zanim dotarliśmy do działki Matiego, minęło grubo ponad godzina. Chłopak nie podał dokładnej nazwy przystanku autobusowego, więc w rezultacie wysiadłyśmy na złym. Nasza trójka, ja, Asia i Julka, ruszyłyśmy przed siebie. Jula w międzyczasie próbowała dodzwonić się do chłopaków, lecz na marne. Janek nie odbierał. Kuba też nie. Stwierdziłyśmy, że będziemy iść w przód, a może któryś z chłopaków obierze i po nas przyjadą.

-Ej! A może zadzwoń do Bartka?- szturchnęłam Asię, idącą obok mnie- Przecież to go za kierownicą z Kubą dzisiaj widziałyśmy.

-Nie taki zły pomysł- usłyszałam w odpowiedzi.

-W końcu idziemy co najmniej dwadzieścia minut.

-Dobra, spróbuję- wymamrotała pod nosem Julka. W tym samym czasie szukała w kontaktach numeru chłopaka.

Wąski chodnik sprawiał, że szłyśmy czasami po trawie. Słońce prażyło i było jeszcze całkiem wysoko na niebie. Mimo to, dało się wyczuć, że noc będzie chłodna. Dlatego miałam na sobie swój niebieski plecak, w którym oprócz portfela, ładowarki i jedzenia, które wcześniej z dziewczynami kupiłyśmy, wcisnęłam bluzę.

-Em... okej... no to siema- rozłączyła się wysoka brunetka, po czym spojrzała na nas obydwie i zaczęła relacjonować- Przyjadą po nas, a na razie idźmy.

Szłyśmy gadając o tym, jak mogłyśmy wysiąść na złym przystanku i o innych mało znaczących pierdołach. Nie przyjaźniłam się ani z Julką, ani z Asią, jednakże lubiłam z nimi spędzać czas. Prawdopodobnie były to moje ulubione osoby, z którymi lubiłam wychodzić z naszej klasy. Ale nic poza tym. 

Chwilę później siedziałyśmy w samochodzie Bartka i dziękowałyśmy mu za to, że nas podwiózł. Jego rodzice byli naprawdę dziani, więc na swoje osiemnaste urodziny dostał nowiutkie Volvo, prosto z salonu. Nigdy nie widziałam, żeby pił, choć dzięki temu zawsze mógł kogoś podrzucić lub odwieźć. Mi już pomógł w ten sposób dwa razy.

Dosłownie pięć minut później wysiedliśmy z samochodu. Narzuciłam z powrotem plecak na ramiona i ruszyłam przed siebie. Przekroczywszy furtkę, ujrzałam niewielki re wiany domek. Był niski, ale mimo to miał poddasze. Co prawda nie można było na nim stać w pełni wyprostowanym, ale dało się tam spać. Materace porozstawiane były po całej przestrzeni. Na dole była malutka kuchnia, a obok niej łazienka. Największe pomieszczenie to mini salon ze starą, obdrapaną kanapą i stolikiem. Wszystko zawalone było rzeczami ludzi. Chatka nie przekraczała pewnie dwudziestu pięciu metrów kwadratowych, mimo to miała mini taras/werandę. Na drewnianych panelach, przykrytych daszkiem leżały głośniki i czyjś telefon podłączony do nich. Poza nimi i przedłużacza na tarasie nie było nic, jednakże na dachu porozwieszane były światełka, które zazwyczaj wieszało się na choinkę. Oprócz nich były porozwieszane cotton balls, a na drzewach Mateusz porozwieszał gołe żarówki, które zapalały się po zmroku, dzięki energii słonecznej. 

Po całym podwórku porozrzucane były różne miejsca. Naprzeciwko werandy stały dwa solidne, drewniane stoły zapchane jedzeniem, piciem i alkoholem. Obok bocznej ściany domku był grill, a jeszcze dalej ognisko, dookoła którego ustawione różne krzesła, kompletnie niepasujące do siebie. Było tu bardzo ładnie, tak magicznie, trochę jak z filmów. 

Nie mogłam powiedzieć, że impreza trwała w najlepsze, a na działce wyczuwalny był dym papierosów, pot i alkohol. Czułam raczej palące się drewno i słyszałam rozmowy osób, które już przybyły. 

IT GirlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz