Rozdział 40

1.2K 90 2
                                    


Wściekłość. Rozpacz. Zobojętnienie.

Teraz Annabelle potrafiła odczuwać tylko te trzy stany. Mogły trwać długo lub zmieniać się niczym w kalejdoskopie.

Rozmowa z nią przypominała spacer po polu minowym. Jeden nieostrożny kroki następował wybuch – łez lub niedającego się poskromić gniewu. Wszystko w zależności od tego, jakie emocje brały górę nad jej chwilowo niestabilną osobowością.

Kiedy Derek przyszedł się z nią skonfrontować nie podejrzewał, że natrafił na ciszę przed burzą.

Dziewczyna zmierzała do mieszkania Petera, gdzie mieli zająć się tworzeniem planu działania. Teraz jej jedynym celem była pomoc Peterowi. Zamierzała znaleźć Dobroczyńcę, pieniądze oraz Kate Argent.

Młody Hale czekał na nią przed wejściem do budynku. Widząc, jak stoi z rękami skrzyżowanymi na piersi, z surowym wyrazem twarzy, nie zatrzymała się ani nawet nie zwolniła kroku. Postanowiła go zignorować, tak jak wszystkie jego telefony w ciągu minionej doby.

- Musimy porozmawiać – oznajmił Derek, kiedy zbliżyła się do niego.

- Nie mam ochoty – powiedziała, wymijając go.

- Annabelle! - brunet chwycił ją za ramię, ale ta gniewnie strąciła jego dłoń – Nie odpisałaś na żadną z moich wiadomości i odrzucałaś każde połączenie! Chcę porozmawiać!

- Ale ja nie chcę z tobą rozmawiać – odparła stanowczo – Nie chcę cię słuchać, ani cię oglądać. Jak jesteś spragniony rozmów, to idź do tej całej Braeden! Na pewno cię wysłucha! Może nawet zrobi coś więcej!

Derek wiedział już, o co naprawdę chodzi Annabelle. Znał powód jej złości.

Tyle, że to – o co go podejrzewała – wcale się nie zdarzyło. Musiał przekonać ją, aby go wysłuchała.

- Braeden nie ma tu nic do tego – starał się nie unosić gniewem i brzmieć przekonująco - Jeśli dasz sobie wytłumaczyć... To nie tak, jak myślisz...

- Mam to gdzieś – rzuciła, coraz bardziej zirytowana.

- Między mną a Braeden nic się nie wydarzyło, rozumiesz?! My tylko – na sekundę się zawahał, ale zdawał sobie sprawę że musi wyznać jej prawdę – Tylko się całowaliśmy...

- Nadal mam to gdzieś – przyznała chłodnym tonem. Derek miał wrażenie, że rozmawia z zupełnie obcą osobą. To nie była Annabelle. Nagle na jej twarz pojawił się cyniczny uśmiech – Rób co chcesz, całuj się z kim chcesz, sypiaj z kim chcesz... Absolutnie mnie to nie obchodzi. Mam inne, ważniejsze, rzeczy na głowie. Żegnaj.

- Więc teraz będziesz uganiać się za moim wujem, żeby zrobić mi na złość? - zawołał, gdy szatynka odwróciła się do niego plecami i zrobiła kilka kroków w przód – On cię wykorzystuje! Nie widzisz tego?!

- Zamknij się! - wrzasnęła, ponownie zwracając się twarzą w jego stronę – To ty mnie wykorzystałeś! Użyłeś mnie jako sposobu na podtrzymanie swojej zanikającej pozycji silnego samca – podeszła bliżej i utkwiła swoje roziskrzone spojrzenie w jego zielonych oczach – Odgrywałeś rolę pocieszyciela, bo tylko w ten sposób mogłeś czuć się silny! Potrzebowałeś kogoś, kogokolwiek, kogo będziesz musiał ochraniać! Słabej istotki, która wymaga opieki silnego mężczyzny... – zacisnęła dłonie w pięści – A kiedy jej zabrakło, znalazłeś inny sposób aby pobudzić swoją męskość!

Derek z niepokojem obserwował jak jej oczy zmieniają się w oczy wilkołaka.

Ale to, co przeraziło go najbardziej, to fakt, że kolor jej tęczówek był inny niż dotychczas. Żywy, złocisty blask –charakterystyczny dla wilkołaków, które nie odebrał nikomu życia– zmienił się w lodowo białe światło. Zupełnie jak światło księżyca.

Ugryzienie nie jest daremOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz