Po powrocie z zakupów Genevieve nie zastała córki w domu. Rozpakowała wszystkie siatki i pochowała produkty do szafek. Zaparzyła sobie zioła, które zalecił jej lekarz i poszła odpocząć w salonie.Ostatnio częściej odczuwała zmęczenie. Wyniki badań były niepokojące, ale nie pozwalała sobie na to, by opanowały ją czarne myśli. Musiała być silna. Zwłaszcza teraz, gdy życie jej i Annabelle tak się skomplikowało.
Tuż przed godziną piętnastą wróciła Annabelle. W ręku trzymała jakieś kartki. Wręczyła je matce i w milczeniu czekała na jej reakcję. Pani Garroway przez chwilę czytała dokumenty.
- Czemu dałaś mi te wydruki z danymi z urzędu miasta? Skąd je masz? - zapytała w końcu Genevieve.
Wpadłam na pomysł jak odkryć tożsamość Daracha. Odkryłam, że musiał przyjechać do Beacon Hills w sierpniu. Zdobyłam więc dane wszystkich osób, które pojawiły się w mieście w tamtym czasie. Jedna z tych osób to morderca...
Genevieve uważnie przeczytała nazwiska z kart. Jason Graham, Henry Burnett,Helen Burnett, Jennifer Blake, ona i Annabelle.
- Uważasz, że mogę być mrocznym druidem i składać ludzi w ofierze? - kobieta spojrzała na córkę.
- Nie – odpowiedziała dziewczyna, choć prawdę mówiąc nie miała 100% pewności. Ostatnio mijały się z matką, bądź zwyczajnie zajmowały się swoimi sprawami. Prawda była taka, że oddaliły się od siebie – Nie wierzę, że byłabyś do tego zdolna... Jesteś emisariuszem.
- Byłam – przypomniała jej matka – Przestałam nim być, gdy alfa stada, któremu doradzałam wymordował swoich zwolenników, próbował zabić mnie i przemienił moją córkę w wilkołaka.
- Nadal jesteś druidem. I wiem, że potrafisz wskazać właściwą osobę z listy. Użyj swoich zdolności i zdemaskuj Daracha – poprosiła Annabelle. Genevieve ponownie zwróciła wzrok na papiery. Jej córka ma rację. Wie, jak odkryć tożsamość morderczego druida. Wie też, że jeśli to zrobi, będzie musiała poinformować o tym alfę.
*****
Słońce zdążyło już zajść.Zerwał się silny wiatr.
Papiery rozłożyły na stole w kuchni. Trzy w rzędzie u górny, trzy w rzędzie na dole.
- Wykluczyłabym nas i to małżeństwo, Henry i Helen Burnett. Oboje mają 82 lata i mało prawdopodobne, żeby któreś z nich mogło porwać i zabić dziesięć osób – zauważyła Annabelle – To po prostu fizycznie niemożliwe.
- Każda ofiara daje moc. Darach zabił już dziesięć osób. Nie zdajesz sobie nawet sprawy, jak bardzo jest potężny – Genevieve sięgnęła go szafki, w której trzymała wszystkie zioła. Zawahała się przez chwilę, po czym chwyciła słoik z czarnym proszkiem. Nie odwracając się do córki zwróciła się do niej – Potrzebuję jeszcze gałązki jemioły. Mam ją w schowaną w szafie, w sypialni. Czy mogłabyś ja przynieść?
- Jasne – szatynka zniknęła na kilka minut, by wrócić z jemiołą, skrzętnie zapakowaną w pudełko po butach. Wyraźnie spięta pani Garroway czekała, opierając się o oparcie krzesła. Annabelle wręczyła matce ususzoną roślinę – Jak zamierzasz to zrobić?
Kobieta nie odpowiedziała.
Oderwała kilka owoców jemioły i wrzuciła je do moździerza. Ucierała aż powstał dobrze zmielony pył. Następnie zerwała kilka listków szałwii, pokrzywy oraz wawrzynu. Wrzuciła je do szklanej buteleczki i podpaliła. Poczekała aż wypalą się liście i gdy z naczynia uniósł się jasny dym, podsunęła buteleczkę pod nos. Wzięła głęboki wdech, następnie nabrała garść pyłu z jemioły i wydychając powietrze, rozpyliła proszek nad papierami.
![](https://img.wattpad.com/cover/89492418-288-k514301.jpg)
CZYTASZ
Ugryzienie nie jest darem
FanficO tym, że wilkołaki nie są wytworem wyobraźni pisarzy i filmowców - a istnieją naprawdę - przekonałam się, gdy jeden z nich próbował rozszarpać mi gardło. Przeżyłam, ale zostałam przemieniona. Zdobyłam nadludzką siłę i szybkość. Moje zmysły się wyo...